Mecz ważniejszy, niż by się mogło wydawać

Piłkarze Lecha po bramce Kristoffera Velde (fot. Lech Poznań)

W halloweenowy wieczór poznański Lech wybrał się do stolicy województwa kujawsko-pomorskiego. W Bydgoszczy zawodnicy Johna van den Broma zgotowali rywalom istny horror. Ekstraklasowicz pokonał trzecioligowca 4:0. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że to typowy mecz we wstępnych rundach Pucharu Polski. W rzeczywistości to spotkanie znaczyło o wiele więcej, niż tylko awans do kolejnej rundy. 

Ważne przełamanie 

Filip Bednarek w bramce Lecha Poznań (fot. Lech Poznań)

Kolejorz dopiero co zaliczył dwa remisy po wątpliwej jakości grze. Najpierw w okropnym stylu roztrwonił trzybramkowe prowadzenie z Jagiellonią Białystok, a jeszcze w tym samym tygodniu, w meczu przyjaźni z Cracovią, podzielił się punktami. Sama gra znów była daleka od ideału. 

Innym mankamentem niebiesko-białych są masowo tracone gole. Z ostatniego czystego konta defensywa byłych mistrzów Polski mogła cieszyć się w derbach Poznania, czyli prawie dwa miesiące temu. Dokładnie 44 dni dzieliło mecze „na 0 z tyłu”. W tym czasie poznaniacy wybiegli na murawę siedem razy, z czego pięciokrotnie przy ulicy Bułgarskiej. 

Bydgoski Zawisza to aspirujący zespół. Jego celem jest awans do II ligi. Ofensywa bydgoszczan strzela przynajmniej jednego gola od 2 września. Na 14 rozegranych meczów tylko we dwóch piłka nie zatrzymała się w siatce rywali. W meczu pucharowym gospodarze mieli kilka groźnych sytuacji, lecz na palcach jednej ręki można policzyć te, po których Filip Bednarek mógł faktycznie poczuć dreszcze. Być może wtorkowe spotkanie jest początkiem dla żelaznej obrony, która nie popełnia prostych błędów i dowodzi o sile jednego z głównych kandydatów do zdobycia mistrzostwa Polski. 

Młodzież pokazała pazur

Koszulka debiutanta w składzie Lecha przed meczem z bydgoskim Zawiszą (fot. Lech Poznań)

Akademia Lecha rok w rok wypuszcza w świat świetnych piłkarzy, którzy przynoszą duże zyski dla władz oraz stanowią niekiedy o sile kadry narodowej. Od pierwszej minuty na stadionie przy ulicy Gdańskiej 163 zameldował się 18-latek, Maksymilian Dziuba. Występujący na co dzień w rezerwach młodzieniec poruszał się po placu gry bez żadnych kompleksów. Zdecydowanie udźwignął ciężar koszulki pierwszego zespołu. 

Innym z młodych, którzy niekoniecznie mogą liczyć na szansę gry w każdym meczu od początku, a dostał szansę w Pucharze, jest imiennik debiutanta, Maksymilian Pingot. Dwudziestolatek dał o sobie znać już w poprzednim sezonie, kiedy problemy kadrowe zmusiły trenera do postawienia na młodzieżowca. Na ten moment więcej razy Maksymiliana można było oglądać na boiskach II ligi. W tym sezonie Ekstraklasy pojawił się na boisku dwa razy, wchodząc z ławki rezerwowych. W Bydgoszczy spisał się bardzo pewnie i nie popełnił większych błędów. Nie pozwalał napastnikom Piotra Kołca rozwinąć skrzydeł, dzięki czemu Zawiszacy ograniczali swoje ataki do długich piłek. 

Młodzieżowcy Lech zaprezentowali się w Bydgoszczy z bardzo dobrej strony (fot. Lech Poznań)

Trzecim chłopakiem, któremu z pełnym przekonaniem zaufał holenderski trener, jest Filip Wilak. To kolejny zawodnik urodzony w 2003 roku. Filip już w poprzednim sezonie pukał do drzwi pierwszego zespołu. Na boiskach II ligi w sezonie 2022/2023 zdobył 13 bramek w 24 meczach i dorzucił dwie asysty. W drugiej części spotkania w Bydgoszczy strzelił dwa gole, a mogło być ich więcej. Był bardzo aktywny przez całe spotkanie i narobił dużo wiatru na prawej stronie. Pierwsza bramka to świetne odnalezienie się w polu karnym i pewny, mocny strzał na bramkę Oczkowskiego. Drugie trafienie to już bramka niecodziennej urody – niskie, silne uderzenie przy słupku.

W drugiej połowie w miejsce Filipa Szymczaka pojawił się Norbert Pacławski. Kwadrans na placu gry okazał się dla niego niewystarczający, by wpisać się na listę strzelców lub zanotować asystę. Każdy z opisanych wyżej zawodników może zaliczyć spotkanie do udanych, bez żadnych wymówek.

Filip Szymczak

Radość napastnika Lecha po zdobyciu bramki w meczu z Zawiszą (fot. Lech Poznań)

Młodzieżowy reprezentant Polski zasługuje na osobny akapit. Od dłuższego czasu mówiło się, że Filip na boisku jest niewidoczny, brakuje go pod grą. To nie był ten sam Szymczak, którego można było oglądać przed kontuzją z początku tego roku kalendarzowego. Mecz 1/16 Fortuna Pucharu Polski stanowił swego rodzaju odkupienia. Oglądając ten mecz z trybuny prasowej można było poczuć, że jest to już doświadczony napastnik, który z niejednego pieca chleb jadł. „Szymi” ustawiał obrońców Zawiszy jak chciał i od pierwszych minut widać było, jak mu zależało.

Najpierw wygrał walkę o piłkę z Adamem Paliwodą i strzelił gola na 1:0 dla Lecha, a po chwili został faulowany w polu karnym, z czego zrodziła się druga bramka dla Kolejorza. Przez 75 minut, kiedy znajdował się na boisku, był ciągłym zagrożeniem dla defensywy WKS-u. Głos większości obserwatorów spotkania, jeśli chodzi o piłkarza meczu, padłby właśnie na młodego, gniewnego Filipa Szymczaka. Sam zawodnik już po spotkaniu w rozmowie z mediami był zadowolony z występu, lecz nie chce spoczywać na laurach po jednym spotkaniu z trzecioligowcem. Ma nadzieję na podtrzymanie formy i regularne wpisywanie się na listę strzelców w Ekstraklasie.

Nadszedł ten dzień

A konkretnie dzień debiutu Aliego Gholizadeha. Zawodnik przyleciał do Polski z kontuzją i wiiadome było od początku, że na jego pierwszy występ będzie trzeba trochę poczekać. Nikt jednak nie sądził, że aż tyle. Sytuacja nie była do końca jasna. Informacja o powrocie po kontuzji była odkładana kilkukrotnie, a kibice coraz bardziej się niecierpliwili, martwiąc się o najdroższy transfer w historii klubu. Ostatniego dnia października życzenie niejednego kibica zostało spełnione. Ali wszedł na boisko w 65. minucie w miejsce „Krzycha” Velde i już w pierwszym występie mógł zaliczyć udział przy bramce, jednak Filip Wilak przestrzelił. Sam zainteresowany po meczu powiedział: 

Grało mi się w porządku, miałem przed tym spotkaniem dobre przeczucie, że ten debiut może nastąpić już dziś. To był niezły mecz na start, ale teraz bardzo chciałbym już iść do przodu i w najbliższych dniach zaliczyć kolejny mecz. 

Z perspektywy trybun można było dostrzec lekkie braki w pewności Aliego, jednak to normalne, gdy zawodnik wraca po długiej kontuzji. Mimo tego dużo dał zespołowi w grze skrzydłami i można być dobrej myśli co do przyszłości Irańczyka w Poznaniu.

12 zawodnik

Kibole Kolejorza na stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka (fot. Lech Poznań)

Na sam koniec warto docenić poznańską „wiarę”. W sektorze, a raczej na całej trybunie przeznaczonej dla kibiców gości pojawiło się około 4000 głów. Przez cały mecz było słychać głośny, fanatyczny doping, nieraz zagłuszający „młyn” Zawiszy. Wielkopolscy ultrasi, ponieważ Lecha na wyjeździe wspierali nie tylko kibice z samego Poznania, corocznie udowadniają, że są ścisłą czołówką w Polsce oraz w Europie.

W najbliższym czasie okaże się czy ten mecz był jednorazowym zrywem, czy raczej początkiem marszu po miano najlepszej drużyny w kraju po raz dziewiąty w historii.

Mieszko Grabowski

***

Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> Planeta Sportu