Nosowska miała Zmalowane Wrota, a Mery Spolsky ma Live Act. 12 marca w poznańskiej Auli Artis odbyła się istna mieszanka monodramu, koncertu i spotkania literackiego. Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj to performance, w którym forma zdecydowanie wybiła się na pierwszy plan. Zapraszam na ceremonię pogrzebową Marysi.
Mery Spolsky jest wokalistką, która zdecydowanie wyróżnia się na polskiej scenie muzycznej. W czerwcu 2021 roku postanowiła spróbować swoich sił w innej profesji. Wydała książkę Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj, która również nie wpisuje się w kanon standardowej twórczości pisarskiej. Mery nie byłaby sobą, gdyby i przy tej okazji nie zaskoczyła swoich fanów. Niespełna pół roku po literackim debiucie, światło dzienne ujrzał audiobook w dwóch wersjach. Klasycznej, czyli czytanej przez autorkę oraz tej nieszablonowej, czyli muzycznej z udziałem wspaniałych gości, m.in. Macieja Maleńczuka.
Live Act = Stereodram
Zwieńczeniem promocji książki są Live Acty, czyli spotkania mające na celu ostatnie pożegnanie dziewczyny, która pod swoją krzywką skrywa smutne myśli. Mery zaprasza do szalonego, czarno-białego świata Marysi, w którym paradoksalnie nic nie jest do końca czarne albo białe.
Mery Spolsky
LIVE ACT to nie będzie koncert, ani spektakl czy odczyt książki, nie będzie to też monodram. Więc co to będzie? To będzie stereodram! Czyli miks tego wszystkiego
Na widowni poznańskiej Auli Artis zasiedli ciekawi nietuzinkowością wydarzenia koneserzy twórczości Mery. Oczywiście w czerni, gdyż bądź co bądź, była to ceremonia pogrzebowa Marysi, a więc należało ubrać się stosownie do okoliczności.
Scena nie tylko z przodu auli
Mery dbała o to, aby wszyscy czuli się komfortowo. Wiele razy wchodziła w interakcję z publicznością. Nie stała przez cały czas na scenie, tylko przechadzała się po całej auli, co jakiś czas pytając o coś poszczególne osoby. Wstydliwa część zgromadzonych, która zajęła miejsca w ostatnich rzędach, nie mogła czuć się bezpiecznie, gdyż również tamte rejony odwiedziła artystka.
Muzyka wyszła na pierwszy plan tego godzinnego spotkania. Wokalistka zaśpiewała m.in. Trapowe opowiadanie i Najsmutniejsza dziewczyna roku. Publiczność ochoczo wypowiadała dobrze znane im fragmenty książki, co pogłębiało zażyłość między artystką a fanami.
Live Act to opowieść o samoakceptacji, śmierci i miłości. Marysia rozlicza się ze swoimi kompleksami, z m.in. za grubym brzuchem i zbyt dużą pupą. Młode dziewczyny, podobnie jak artystka, zmagają się z podobnymi problemami. Udział w tym wydarzeniu mógł im w pewnym sensie pomóc. Mery przechadzała się po scenie w cielistym body, które uwidaczniało to, co artystka uważała za swoje wady, pokazując, że aktualnie akceptuje swoje ciało takim, jakim jest.
Nie!
Macie problem z asertywnością? Zapraszam na Live Act. Tam z pewnością nauczycie się mówić głośne „nie”. Dla Marysi to słowo prawie nie istniało, przez co wielokrotnie pozwoliła sobie wejść na głowę i robić to, czego nie chciała. Do tego stopnia, że znienawidzona pizza z ananasem wśród ludzi musiała stać się tą ulubioną. Brzmi znajomo? To teraz wszyscy razem krzyczymy stanowcze: „Nie!”. Najwyższy czas nauczyć się mówić, co lubimy, a czego nie.
Live Act to spotkanie, w którego czasie abstrakcje mieszają się z prozą życia, a satyra ze smutkiem i tęsknotą. Poznańska publiczność zachwyciła się tym, co artystka pokazała na scenie, gdyż nagrodziła ją owacjami na stojąco. Jeżeli borykacie się z podobnymi problemami, co Marysia, to zapraszam na nadchodzące spotkania – odprawimy im pogrzeb.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj ->meteor.amu.edu.pl/programy/kultura