„Kurka Wodna albo urojenie”, czyli Taniec Witkacego

„Kurka Wodna albo urojenie” – abstrakcyjna fikcja poprzez ruch, mająca coś do przekazania. To jeden z czterech spektakli zaprezentowanych podczas Drugiego Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca – „Granice natury – granice kultury. A do tego nasze, poznańskie.  

Źródło: Polski Teatr Tańca fot. Andrzej Grabowski

Zgodnie ze znanym polskim porzekadłem, chciałoby się rzec – „Taniec, jaki jest, każdy widzi”. Okazuje się jednak, że moment konfrontacji z pytaniem „czym jest taniec?”, nie jest już taki łatwy. Szybko zauważamy, że wraz z liczbą ankietowanych, nasza pula odpowiedzi powiększa się, zamiast zmniejszać (od prostych odpowiedzi pt. „skoordynowanym ruchem”, po abstrakcyjne i filozoficzne – „całym światem”). Utrudnijmy sobie jeszcze nasze zadanie – „czym jest teatr tańca?”. Trzymając się prostoty, odpowiemy „teatrem, w którym się tańczy”. Głębokie, nieprawdaż? Moje pierwsze spotkanie z tym medium formy artystycznej, dało nieco inne spojrzenie na tę tematykę. To nie jest po prostu taniec na scenie. 

Temat rytmicznego oraz zsynchronizowanego poruszania swoim ciałem w takt danej melodii, pojawił się mojej głowie przy okazji festiwalu, jaki miał miejsce w Polskim Teatrze Tańca. Mowa o 2 Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Tańca Granice natury – granice kultury.  Całość odbywała się w ostatni weekend kwietnia, prezentując na deskach poznańskiej sceny cztery różne projekty artystyczne zespołów oraz twórców z Polski, Boliwii, Norwegii czy Austrii. Ja natomiast miałem przyjemność zobaczyć jedno z zaplanowanych widowisk pt. „Kurka Wodna albo urojenie” dzięki uprzejmości Polskiego Teatru Tańca.

Scena ze spektaklu „Kurka Wodna albo urojenie”. Dwójka ludzi przy mikrofonie. Mężczyzna w samych majtkach oraz kobieta w całości ubrana.
Źródło: Polski Teatr Tańca fot. Andrzej Grabowski

Taniec Witkacego 

Na stronie Polskiego Teatru Tańca czytamy, że jest to sztuka na podstawie dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza „Kurka Wodna”, „Matka”, „Tumor Mózgowicz” i „Bellatrix”.  Z przykrością muszę stwierdzić, że twórczość literacka Witkacego czeka na mojej półce (płacze i wypatruje na swoją kolej – prawdę mówiąc). Owego artystę znam bardziej z jego sztuk wizualnych, których jakiś smak można było odczuć w samym dramacie. Niemniej jednak nieznajomość dzieł, na których opiera się dramat, zdecydowanie utrudniła pełne wchłonięcie i wejście w przekazywany świat.

Muszę zdecydowanie zaznaczyć, że był to jeden z najbardziej abstrakcyjnych spektakli jakie miałem okazję zobaczyć. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest (jak mniemam) forma przekazu, czyli taniec. Choć na scenie pada wiele słów, to jednak taniec jest podstawowym nośnikiem historii, myśli oraz idei. Sama próba pokazania dzieł Witkiewicza, za pomocą tańca wydaje się być problematyczna i stawia przed autorami niełatwe zadanie. Zarazem może być to furtka dająca możliwość dużego popisu dla twórców, która w tym przypadku została wykorzystana.

Źródło: Polski Teatr Tańca fot. Andrzej Grabowski

Taniec to emocje

Na tym wątku chciałbym się na chwilę zatrzymać – to nie był po prostu taniec. Niesamowita jedność przekazu wszystkich tancerzy, cały czas mnie zdumiewa. Choć każdy z aktorów na scenie wykonywał własne ruchy, to pozostawały one spójne i jednolite z działalnością reszty tancerzy. Pojedynczy aktor sprawiał wrażenie osobnego bytu, który stanowi o działaniu czegoś większego, nieopisanego i nieuchwytnego. Precyzja całości przypominała szwajcarski zegarek – każdy miał swoją funkcję, która jest niepowtarzalna, spersonalizowana i tylko pozornie, stwarzająca wrażenie chaosu. Całość zaś, została ujęta w ostrych i mocnych brzmieniach techno, zaznaczających razem z aktorami moc prezentowanej historii 

Scena ze spektaklu „Kurka Wodna albo urojenie” przedstawia grupę kilku osób ubranych w kolorowe stroje w tanecznych pozach.
Źródło: Polski Teatr Tańca fot. Andrzej Grabowski

Przez większość czasu mieliśmy okazję obserwować choreografie wykonywane w większych grupach, co nie znaczny, że nie zdarzały się m.in. duety. Na szczególną uwagę (w mojej ocenie) zasługuje sekwencja otwierająca, jak i zamykająca cały spektakl, w której mieliśmy okazję obserwować pokaz umiejętności tanecznych. Kunszt, który korespondował nie tylko z muzyką czy otoczeniem, ale potrafił przekazać myśli i emocje.

Byłem, zobaczyłem, polubiłem

Całość odbywała się na dużej, surowej przestrzeni udekorowanej burzliwymi i intensywnymi kolorami, które  razem z tancerzami przekazywały nam treści zawarte w historii. Scenografia – osobliwie minimalistyczna (co w dużym stopniu podkreśla samą opowieść). W wyjątkowy sposób została także wykorzystana ściana z oknami znajdująca się za artystami, która służyła jako istotny element gry – aktorzy, którzy zeszli ze sceny nadal byli widoczni, tym samym ich postacie nadal żyły. Na uwagę zasługują także kostiumy, które uzupełniają niezależność każdej z postaci – podobnie jak choreografia poszczególnej z nich, pozostają różne, ale spójne jako całość.

Źródło: Polski Teatr Tańca fot. Andrzej Grabowski

Kurka Wodna albo urojenie jest więc dziełem harmonijnym w całej okazałości. Sam spektakl dotyka wielu różnych problemów, nie bojąc się także zahaczać o tematykę trudną w swoim odbiorze, jak ból istnienia, czy problemów współczesnego społeczeństwa. Jednakże chyba największą zaletą tego dzieła (jak i samego teatru tańca) jest jego abstrakcja. Dzięki czemu to dzieło jest wyjątkowym poletkiem do interpretacji i uczty wizualnej. Okazję do zobaczenia reszty spektakli miały także moje radiowe koleżanki, na których relacje warto będzie spojrzeć.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/