Konsumpcjonizm stanowi silnie zakorzeniony element naszej współczesności. Wpłynął on znacząco na formę celebrowania świąt Bożego Narodzenia przez wielu z nas. O genezie konsumpcyjnego wymiaru świąt i jego oddziaływaniu na człowieka porozmawiałam z prof. UAM dr hab. Tomaszem R. Szymczyńskim, socjologiem, filozofem polityki i kultury, wykładowcą akademickim na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu.
Konsumpcjonizm to pewnego rodzaju podejście, w którym przywiązuje się dużą wagę do posiadania dóbr materialnych jako synonimów sukcesu i spełnienia. Przejawia się na wielu płaszczyznach i często determinuje prowadzony przez nas styl życia. Sama kultura zachodnia ma niezaprzeczalnie znaczący wpływ na nasze globalne społeczeństwo. Utrwaliła ona chociażby pogoń za pieniądzem, który idzie w parze z materialistycznym podejściem do codziennych spraw. Święta Bożego Narodzenia również stały się obiektem konsumpcjonizmu. Powoduje to zastąpienie ich duchowego, wyższego wymiaru na rzecz innych wartości.
Jednocześnie Boże Narodzenie jest nadal dla wielu z nas synonimem czasu spędzonego w gronie bliskich nam osób, rodziny czy też przyjaciół. Dzielenie się miłością i dziękczynnym nastrojem oraz kultywowanie tradycji wywodzących się z rozmaitych kultur i wierzeń, wprowadza cząstkę magii do celebracji. Sam grudzień sprzyja refleksji nad mijającym rokiem, jak i skłania do snucia planów na najbliższą przyszłość. Elementy te niejednokrotnie schodzą na dalszy plan, robiąc miejsce dla wymiaru konsumpcyjnego Bożego Narodzenia. Dla wielu, niezwykle ważnym elementem współczesnych obchodów świąt jest przesyt dań czy też prezentów. Przywiązywanie dużej wagi do wartości materialnej kupowanych przez nas podarunków, może wiązać się z pewnego rodzaju presją. Są tacy, którzy obawiają się wypaść gorzej na tle pozostałych gości. Konsumpcjonizm prowadzić może do braku doceniania przez nas małych, choć pięknych elementów składowych naszego życia. O zdanie w tym temacie poprosiłam prof. UAM dr hab. Tomasza R. Szymczyńskiego. W trakcie naszej krótkiej rozmowy, poruszyliśmy kwestię wpływu konsumpcjonizmu na człowieka.
Panie Profesorze, od kiedy wymiar konsumpcjonizmu zastępuje duchowy wymiar świąt Bożego Narodzenia? Co powoduje taki stan rzeczy?
Relacja między wymiarem konsumpcjonizmu świąt, a wymiarem duchowym i aksjologicznym, jest żywa odkąd świat pamięta. To nie jest tak, że kiedyś wyłącznie myślało się o wartościach wyższych, podczas gdy dziś skupia się jedynie na konsumpcjonizmie brania i dawania prezentów. Problem jest znacznie głębszy. W dużej mierze wynika on z określonych możliwości. W przeszłości niższy stopień materialnego wymiaru Świąt często był związany z brakiem możliwości o charakterze konsumpcyjnym. Wiele form celebrowania ważnych dni pozostawały po prostu poza zasięgiem. Przykładowo, w czasach sprzed przemian ustrojowych w Polsce, na sklepowych półkach brakowało towaru. Wówczas w sposób naturalny motywowało to do różnych rodzajów kreatywności, chociażby do tworzenia ozdób choinkowych w rodzinnym gronie.
Obecnie dostęp do różnego rodzaju produktów jest znacznie łatwiejszy. To powoduje, że utrzymanie pewnych tradycji, wymaga od nas większego wysiłku. Sprawa wygląda podobnie w przypadku czytania książek. Kiedyś nie było zbyt wielu innych form rozrywki, spędzania wolnego czasu. Już moje pokolenie trochę przymuszało się do czytania poważnej literatury, za to wielu z moich rówieśników oglądało czasami nawet kilka filmów dziennie. A dziś, to oglądanie bardziej ambitnych produkcji kinematograficznych może stanowić pewne wyzwanie. Wszystko to wynika z ram, w których konsumpcja przenika do naszej rzeczywistości. Granica tego, co wygodniejsze, łatwiejsze, przyjemniejsze stale się przesuwa. To zawsze niesie ze sobą pewnego rodzaju rachunek, swoiste coś za coś. Czasami może to prowadzić w stronę pewnego rodzaju upłycenia w tych warstwach kultury, które pozostają poza obszarem czysto konsumpcyjnym. Gdy wszystko funkcjonuje bez problemów, ludzie w naturalny sposób przestają odczuwać potrzebę, a nawet konieczność utrzymywania i zacieśniania więzów społecznych, w tym rodzinnych. Wszystko to wiąże się silnie zarówno z częstotliwością, jak i jakością komunikacji. To tu czasami następuje proces postępującej atomizacji jednostek. Słynny na świecie socjolog, który urodził się w Poznaniu – Zygmunt Bauman właśnie na wykładzie otwartym, który miał miejsce już wiele lat temu na naszym uniwersytecie, podał pewien przykład tych przemian, o których teraz rozmawiamy. Dla niego symbolem tego rodzaju transformacji cywilizacyjnej była treść hasła reklamującego walkmana firmy Sony. Brzmiało ono: „Never alone again”. A przecież hasło to tak naprawdę powinniśmy raczej kojarzyć z nowym rozdziałem kultury samotności.
Jednak, tak jak wcześniej powiedzieliśmy, nie są to kwestie proste. A zatem nie mówiłbym, że obecnie mamy do czynienia tylko i wyłącznie z konsumpcją. Natomiast ze względu na istniejące możliwości, zagadnienia te wymagają od nas większej świadomości i w tym sensie postawy, którą być może należałoby określić jako nieoczywistą.
Święta Bożego Narodzenia łączą się z pewnego rodzaju presją społeczną. Chcemy przygotować jak największą ilość potraw, obdarowujemy się drogimi prezentami. Usilnie dbamy o to, by celebracja przebiegła w nienaganny sposób. Dlaczego tak łatwo ulegamy takiemu zachowaniu?
Mamy tu poniekąd do czynienia z kwestią relacji pomiędzy jednostką a grupą. Jeżeli istnieje coś ustalone przez nie zawsze precyzyjnie zdefiniowaną większość, wypada tego przestrzegać. Podążamy za pewnymi regułami, choć nieraz nie mamy czasu nawet zastanowić się, przez kogo zostały one ustalone. Boimy się stawiać pytania i wątpliwości. Oczywiście, lepiej byłoby kupować mniej prezentów i spędzać więcej czasu razem. Jest to możliwe do zrealizowania, choć jakiś niewidzialny cenzor często nam tego zabrania. A zatem celem podwyższania poziomu samodzielnego myślenia jest lepsze rozumienie tego, jakie faktycznie mamy możliwości. W tym sensie, nie chodzi o to, by być zawsze przeciwko wszelkim formom określanym na poziomie zbiorowym. Przykładowo, możemy uznać, że dbałość o dochowanie tradycji w postaci określonej liczby potraw na wigilijnym stole, może być ujęta jako wprowadzająca pewien wymiar magiczny. Z drugiej strony, możemy jednocześnie kierować się takimi ustaleniami indywidualnymi, które uwolniłyby nas od zbyt daleko idących obowiązków związanych z organizacją Świąt.
Czy potrzebujemy podążać za wizerunkiem “idealnych” świąt?
Powiedziałbym, że jest to sprawa indywidualna. Ogólny mechanizm polega na tym, że mamy możliwość celebrowania pewnej tradycji. Dla większości z nas jest ona nadal niezmiennie obchodzona, natomiast zmienia się sama forma celebracji poprzez obecność tych możliwości, o których rozmawialiśmy wcześniej. Gdyby zapytano mnie o zdanie, zalecałbym umiar. Nie należy demonizować wymiaru konsumpcyjnego. Warto także cieszyć się, że stać nas na zakup określonych dóbr. Pamiętajmy jednak, że samo posiadanie czegokolwiek to nie wszystko, co jest dla nas ważne..
Do czego prowadzi nadmierny konsumpcjonizm w święta Bożego Narodzenia? W jaki sposób wpływa na jednostkę?
Do braku głębokości, w każdym sensie. Jak powiedział wschodni mędrzec, mistrz filozofii Zen: „Życie na Zachodzie jest jak spacer w za ciasnych butach.” Cały czas za czymś gonimy i gdzieś się spieszymy. Żyjemy, mając wrażenie, że prześlizgujemy się po powierzchni rzeczywistości. Jako wykładowca akademicki, dostrzegam, że to, co określilibyśmy jako sztafeta pokoleń następuje coraz szybciej, czyli że wszelkie zmiany kulturowe na wielu płaszczyznach zdają się zachodzić coraz bardziej dynamicznie. Często opowiadają o tym sami studenci, gdy wskazują na brak pełnego zrozumienia już pomiędzy kolejnymi rocznikami. To oczywiście zjawisko bardzo niepokojące, a jedyny sposób, by temu jakoś przeciwdziałać, który przychodzi mi do głowy to sensowna, pogłębiona rozmowa na tego rodzaju tematy. Nie dajmy się nabrać. Sensowna rozmowa to bardzo trudna sztuka. Im więcej wokoło tego, co można określić jako antyedukacja, bądź patoedukacja, tym o nią trudniej. Ale to, że trudniej nie znaczy, że nie warto próbować! Warto i należy!
Dodatkowo, niestety sam COVID-19 przerwał swoiście naturalną ciągłość pewnych postaw wśród kolejnych roczników studentów na naszej uczelni. Chyba trochę szkoda, że tak naprawdę nikt nie dyskutuje o tym, w jaki sposób próbować to nadrobić, zregenerować czy przywrócić do stanu sprzed pandemii koronawirusa.
Czyli, zdaniem Pana Profesora, “brak głębokości” jest problemem globalnym?
Generalnie jest to zjawisko dostrzegalne globalnie. Uważam, że osobiście mam dużo szczęścia, mając szanse wykładania na uniwersytetach w różnych obszarach kulturowych w różnych krajach na innych kontynentach. Ta zmiana, o której rozmawiamy, jest niezwykle uniwersalna. Na tej podstawie możemy domniemywać, że kluczowym czynnikiem zmieniającym jest rewolucja cyfrowa, z którą mamy do czynienia my wszyscy obecni w przestrzeni edukacji wyższej. Jakie będą konsekwencje jej najnowszej odsłony, w postaci sztucznej inteligencji, jest kolejnym wielkim i chyba jednak niezbyt wesołym pytaniem.
Uważam, że w dzisiejszych czasach nie wystarczy tylko dostosowywać się do większości. Jeśli nie zaczniemy sensownie rozmawiać na tego rodzaju tematy, zmiany te mogą okazać się jeszcze szybsze i jeszcze bardziej brzemienne w konsekwencje. Obecnie naprawdę bardzo trudno jest sensownie odpowiedzieć na pytanie, gdzie się znajdujemy i dokąd tak naprawdę zmierzamy.
Czy trendy związane z konsumpcyjnym wymiarem świąt pozostaną z nami?
Zawsze były, są i nie widzę problemu, żeby pozostały. Chodzi o proporcje. O to, by pamiętać, że każda zaleta w nadmiarze staje się wadą.
Autorka: Julia Rachwalik