Słowa trenera Pogoni Szczecin, Roberta Kolendowicza z przedmeczowej konferencji prasowej dotyczące ofensywnego nastawienia zarówno „Portowców”, jak i Lecha w pełni sprawdziły się na boisku. Oba zespoły de facto nie pokazały zbyt wiele elementów spoza swojego dotychczasowego repertuaru, co samo w sobie dawało gwarancję świetnego widowiska. Od samego początku spotkania dominację nad piłką przejął Lech, czemu warto bliżej przyjrzeć się w analizie.
Atak, atak i jeszcze raz atak
„Kolejorz” pod wodzą Nielsa Frederiksena atakuje w inny sposób, niż miało to miejsce wiosną tego roku czy za kadencji Johna van den Broma. Bazowym ustawieniem poznaniaków w tej fazie gry jest 1-3-1-3-3 z jednym nisko ustawionym środkowym pomocnikiem (Radosław Murawski), dwoma zajmującymi pozycje o linię wyżej (Antoni Kozubal i Afonso Sousa) oraz schodzącym do środka lewym skrzydłowym (Dino Hotić). Dzięki temu lechici są w stanie stworzyć przewagę w środku pola przeciwko praktycznie wszystkim rywalom i manipulować nimi ustawieniem bez piłki. W meczu z Pogonią, która broniła w 1-4-5-1, czterech piłkarzy Lecha w drugiej linii przeciwstawiało się trzem granatowo-bordowym.
Jeśli jeden z nich, najczęściej ten najbardziej centralnie ustawiony, doskakiwał do Radosława Murawskiego, automatycznie jeden z lechitów za plecami stawał się wolnym zawodnikiem. Ponadto skrzydłowi Pogoni, Kamil Grosicki i Vahan Bichakchyan, nie wywierali szczególnej presji na obrońcach Lecha czy defensywnym pomocniku, przez co ci mogli rozszerzać grę do skrzydła.
Gdy z kolei goście przesunęli się całą grupą do jednej strony boiska, a ich środkowi pomocnicy przeszli do bardziej bezpośredniego krycia, czwarty z pomocników Lecha – ten najdalej ustawiony od piłki – pozostawał zupełnie sam po drugiej stronie. Na dodatek jeśli lechita z piłką nie był pod dużą presją i mógł wykonać podanie, a nawet zmienić nim stronę gry – przepis na klęskę Pogoni sam się realizował. Na zły sposób zakładania pressingu przez „Portowców” zwrócił uwagę ich trener po zakończeniu spotkania:
– Nasze działania defensywne, nasz pressing, a w zasadzie momenty, w których czekaliśmy na nasze akcje defensywne – nie wybieraliśmy ich dobrze. W efekcie tego musieliśmy bronić nasze pole karne. Do czasu robiliśmy to skutecznie, choć Lech miał tych wejść w pole karne bardzo dużo, szczególnie z bocznych sektorów. Jeśli mówimy o planie [na mecz] w kontekście Pogoni, to jesteśmy zespołem, który lubi mieć piłkę i z tego stwarzać sytuacje – dzięki przewagom liczebnym, jakościowym czy pozycyjnym. Dzisiaj tego było mało, bardzo mało – za mało – aby pokonać dobrze grający zespół Lecha.
Początkowo bez presji pozostawali już środkowi obrońcy, w tym Alex Douglas na grafice. Po wprowadzeniu się z piłką między przeciwników skupiał na sobie ich uwagę, otwierając boczny sektor dla Joela Pereiry po „swojej” stronie oraz środkowy z dala od piłki. Tam bardzo ważną rolę, choć drugoplanową, wykonywał Daniel Håkans. Fiński skrzydłowy ustawiał się wysoko i szeroko, absorbując uwagę prawego obrońcy Pogoni, dzięki czemu tworzył przestrzeń pośrodku do wbiegnięcia dla jednego z pomocników lub do samodzielnej szarży za linię obrony.
To ustawienie, w połączeniu z bardzo dobrym podaniem prostopadłym lewą nogą Michała Gurgula, otwierało również drogę podania do Afonso Sousy – najbardziej rzucającego się w oczy piłkarza Lecha w ofensywie w ostatnich kilku spotkaniach.
Portugalczyk w sierpniu jest na świeczniku, a jego rozumienie gry sprawia, że potrafi również wypracować sytuacje swoim partnerom poprzez grę bez piłki. Dzięki zejściom do boku przykuwał uwagę Kacpra Łukasiaka z linii środkowej i pozwalał tym samym na wbiegnięcie innego pomocnika, Antoniego Kozubala, między obrońców.
Współpraca Sousy z Kozubalem miała miejsce także w samym polu karnym. Obaj zawodnicy przecinali ścieżki swoich ruchów i Polak atakował dalszy słupek, a były gracz FC Porto bliższy. Jest to już stały motyw w grze poznaniaków – po podobnym zbiegnięciu Sousa zdobył bramkę tydzień wcześniej w wyjazdowym meczu w Lubinie.
Bezzębna Pogoń
Pogoń również starała się zagrozić bramce przeciwnika, lecz przychodziło jej to z dużym trudem. Swoje ataki koncentrowała na lewej flance, skąd według danych Wyscouta wychodziło aż 72% akcji ofensywnych szczecinian. Począwszy od otwarcia gry od bramki Leonadro Koutris wbiegał za plecy Dino Hoticia, a środkowy napastnik wyciągał ze strefy stopera „Kolejorza”.
Cała linia obrony Lecha przesuwała się do boku, a odległości pomiędzy zawodnikami się powiększały, co w 9. minucie wykorzystał Kacper Łukasiak. Młodzieżowiec Pogoni wbiegł za linię obrony, otrzymał dośrodkowanie i oddał strzał ze światła bramki. Uderzenie wyceniono na 25% szans powodzenia i była to najgroźniejsza szansa strzelecka „Portowców” w całym spotkaniu.
Pod względem wbiegnięć z głębi pola Pogoń w swoich nielicznych atakach przypominała nieco Lecha. Jej „flagowym” manewrem jest zbieganie Kamila Grosickiego z przeciwległego skrzydła, podczas gdy napastnik (Efthymios Koulouris) skupia na sobie uwagę środkowego obrońcy i powiększa dystans między stoperami przeciwnika. Popularny „Grosik” oddał w ten sposób celny strzał na bramkę Bartosza Mrozka w 32. minucie, a nieco ponad dziesięć minut później po podobnej akcji granatowo-bordowi stracili piłkę i Lech wyszedł z kontratakiem, który faulem na czerwoną kartkę przerwał Benedikt Zech. Jak widać, sposób gry Pogoni jest wymagający nie tylko dla zawodników ofensywnych, lecz również obrońców odpowiadających za asekurację ich działań.
Pozostając w temacie szybkich ataków przeciwnika, bardzo ważnym ogniwem Lecha w tej fazie gry był Radosław Murawski. Defensywny pomocnik „Kolejorza” stanowił jednoosobową, lecz niezwykle istotną zaporę przed ostatnimi obrońcami i jeszcze przed stratą piłki swojego zespołu ustawiał się bliżej prawej strony, gdzie gotowy do przejścia do ataku był już Kamil Grosicki. „Muraś” przerywał akcje zaczepne Pogoni w samym ich zarodku, nie pozwalał skrzydłowemu szczecinian wejść w jego słynny tryb „turbo” i zanotował trzy kluczowe przechwyty. Dzięki takim działaniom Lech zdominował gości w grze z piłką oraz bez niej, a wynik 0:0 do przerwy zdecydowanie nie oddawał wydarzeń boiskowych.
Pełna dominacja Lecha
W drugiej części spotkania, w obliczu gry w osłabieniu Pogoń ustawiła się w niskiej obronie w ustawieniu 1-4-4-1, a Lech konsekwentnie realizował swój plan na mecz. W kreowaniu gry uwagę mogła zwracać duża liczba dośrodkowań „Kolejorza” (26 przy średniej 17 w ostatnich pięciu meczach) o bardzo wysokiej skuteczności (60%), w czym prym wiódł tradycyjnie Joel Pereira.
Portugalski prawy obrońca w systemie Nielsa Frederiksena pełni w ataku rolę prawego wahadłowego, przez co sam jest również często adresatem crossowych podań jako piąty napastnik przy dalszym słupku. Przeciwko czwórce obrońców Pogoni stał się nieobstawionym zawodnikiem „na zamknięciu”, oddał trzy strzały na bramkę, z których jeden był celny. Biorąc pod uwagę jego ofensywny potencjał oraz szanse na czyste konta zespołu, stanowi łakomy kąsek dla większości graczy Fantasy Ekstraklasa.
Lech udokumentował swoją przewagę golem nie poprzez dośrodkowanie, a akcję dwójkową na skrzydle po podobnym ustawieniu, co w pierwszej połowie meczu. Z duetu Håkans-Sousa jeden ustawiał się szeroko i rozciągał defensywę Pogoni, a drugi wbiegał pomiędzy. W ten sposób Portugalski ofensywny pomocnik rozpoczął strzelanie w Poznaniu i zdobył swoją drugą bramkę w tym sezonie Ekstraklasy.
Grafika strzałów „Kolejorza” z meczu z Pogonią przedstawia się bardzo obiecująco. Lech oddał na bramkę „Portowców”:
- 23 strzały,
- większość ze światła bramki,
- 9 celnych,
- 2 strzały zakończone golem z pozycji spalonej (nie wliczają się do statystyk),
których łączna wartość goli oczekiwanych (xG – expected goals) wyniosła 2.65.
Wypowiedź trenera Lecha o tym samym spotkaniu celnie oddaje przebieg meczu. Poznaniacy na starcie sezonu 2024/2025 prezentują futbol totalny w skali ligi. Nie oddają przeciwnikom piłki, są spójni w środku i szeroko ustawieni na zewnątrz, a po stracie szybko reagują do przodu i odzyskują futbolówkę. Co więcej, w jedynym przegranym meczu – w Łodzi z Widzewem (1:2) – mogli pokusić się o zwycięstwo, spychając gospodarzy do niskiej obrony przez całą drugą połowę. Dodatkowo, biorąc pod uwagę brak zaangażowania w rozgrywki europejskich pucharów, Lech póki co wygląda na jednego z głównych faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski.
Po takich meczach, jak ten przy Bułgarskiej, zakończony zwycięstwem Lecha Poznań nad Pogonią Szczecin 2:0, niemal 30 tysięcy obecnych kibiców zostało zachęconych do ponownego przyjścia na stadion. W Wielkopolsce (nie)wiele potrzeba, aby Wiara w Lechu powróciła.
Marek Mizerkiewicz
***
Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> Planeta Sportu