Emocjonalne dźwiękowe kasyno – The Cassino w 2progi, 04.12.2025 [RELACJA]

The Cassino niewątpliwie należy do fenomenów naszej rodzimej sceny. Braniewskie trio nie ma problemów z wypełnianiem klubów, o czym dosadnie informuje wyprzedanie wszystkich sześciu koncertów obecnego, krótkiego tournée. Wśród przystanków znalazł się poznański klub 2progi, który grupa odwiedziła 4. grudnia.

the cassino
fot. Zuza Oleszczak

W roli supportu zaprezentowała się grupa Rosa Vertov. Żeński skład niewątpliwie bardzo dobrze pasował do zamierzonej atmosfery, dopełniając koncertowych wrażeń czwartkowego wieczoru. The Cassino na scenę wkroczyli nieco przed 20., zaczynając od hipnotyzującej introdukcji. Piotr Dawidek, Michał Badecki i Hubert Wiśniewski od początku robili wrażenie bardzo zaangażowanych w wykonanie, a przy tym pochłoniętych przez ich dźwiękowy świat. Towarzyszyła im stonowana, ale efektowna oprawa wizualna. Przede wszystkim w postaci zamieszczonego za muzykami ekranu, wyświetlającego w czasie rzeczywistym obraz z kamer, przefiltrowany na vintage’ową modłę i zwielokrotniony.

Osobiście nie należę do wielkich fanów The Cassino. Słychać w ich muzyce zacne inspiracje, takie jak shoegaze, noise rock, blues, funk, psychodela czy muzyka Radiohead. Zespołowi nie brakuje kompetencji wykonawczych, jednak wymienione wpływy pozostają zachowawcze w porównaniu do oryginałów. Zgrabnie wykorzystywane są do kreowania atmosfery i wsparcia melodii, ale nie podążają w stronę eksploracji, jakie wyróżniały największych ich przedstawicieli. Na pierwszy plan wybija się wobec tego indie rock, z tym, że znowu – twórczość The Cassino nie jest dla mnie pod względem melodycznym tak mocna jak najlepszych zachodnich grup indie rockowych. Poznański koncert nie zmienił mojego zdania odnośnie samych piosenek zespołu, jednak nie sposób nie docenić scenicznego występu tria.

Muzycy umiejętnie panują nad warstwowością swoich kompozycji, w trójkę uzyskując bogate i przestrzenne brzmienie, o odpowiednio rozegranych proporcjach. Przede wszystkim jednak – momentalnie przekonuje ich autentyczność i energia. Na scenie widać naturalność i swobodę w grze, a do tego ogromne zaangażowanie. Hubert Wiśniewski nie nawiązywał wiele interakcji z publicznością, we fragmentach instrumentalnych wzrok skupiając na gryfie gitary. Widać jednak było, że jest oddany dźwiękom całym sobą, a skacząc po scenie razem z Badeckim, porywali ekspresją, nadając piosenkom dodatkowej koncertowej energii.

Osobiście nie obraziłbym się przy tym, gdyby zamiast noise’u pojawiło się więcej bluesa. Kiedy zespół oddawał się transowym sekcjom noise’owym, napiętym, dysonansowym i atonalnym – odnosiłem wrażenie jakby zatrzymywał się w przedbiegu. Zamiast zapuszczać się głębiej w eksplorowanie sonicznych możliwości hałasu, zaczynał, ale nie do końca wiedział jak dany motyw dalej poprowadzić. Natomiast kiedy z głośników wybrzmiała bluesowa solówka Wiśniewskiego – pokazał gitarową klasę i niezwykle zręczne połączenie zrozumienia tradycji z nowoczesną wrażliwością.

fot. Zuza Oleszczak

Między zespołem a fanami wytworzyła się specyficzna symbioza. Z pozoru między sceną a publiką występował pewien dystans. Frontman mówiący w przerwach między piosenkami sprawiał wrażenie nieśmiałego i spiętego – mimo licznych i dużych koncertów, jakie The Cassino ma za sobą. Nie jest to zarzut – z wyjątkiem sytuacji, kiedy zareagował na zauważony na publiczności baner. Zdążyłem przeczytać tylko, że chodziło o czyjeś 18. urodziny. Zespół chwilę się naradził, po czym wykonał, zdaje się, wymarzony utwór solenizantki. Tak zgaduję, ponieważ z wymiany zdań między muzykami wiele nie wynikało. Niewątpliwie jednak spełnienie życzenia było bardzo miłym gestem.

I właśnie w tym objawia się ta specyficzna symbioza. Mimo pozornego dystansu, czuć łączącą artystów i publikę nić stworzoną przez muzykę. Czy nie jest to zresztą jeden z najważniejszych czynników, jakimi odznacza się indie rock? Chóralnie odśpiewane Zima, Nie w tym mieście czy Jesień oraz euforyczna reakcja, jaką wzbudził ten ostatni utwór, potwierdziły oddanie fanów. Równie entuzjastycznie reagowano na najnowszy materiał z EPki Prześwit, która w bieżącym roku doczekała się rozszerzonego wydania. Wspomniane wcześniej zdenerwowanie w żadnym wypadku nie robiło wrażenia lekceważenia publiki. Kiedy Wiśniewski dziękował widowni ze sceny, mówiąc, że bez fanów nie mogliby robić tego co robią, trudno było wątpić w szczerość tych słów.

The Cassino, jak przystało na reprezentantów indie rocka, jest, w tym co robi autentyczne. Nie dziwi osiągnięty przez nich sukces. Emocjonalnie, atmosferycznie i brzmieniowo trzeba oddać muzykom, że rewelacyjnie rezonują z młodym pokoleniem. Zawsze cieszy fakt, kiedy grupa kilku osób z pasją, grających co chcą i co czują osiąga takie powodzenie. The Cassino są świetnie zgrani, porażająco energetyczni i przekonująco emocjonalni. Nie pozostaje mi nic innego niż życzyć im dalszych sukcesów, a sobie, że któryś z ich następnych albumów i mnie dołączy do grona fanów tria.

Autor: Aleksander Gręda

Po więcej tekstów ze świata muzyki zapraszamy na stronę Magazynu Muzycznego