The Neighbourhood powracają po dwóch latach nieobecności z nowym albumem! Chip Chrome & The Mono-Tones to całkiem nowa odsłona zespołu. Zmiana wyszła im na lepsze czy gorsze? Odkrywamy kolejne oblicze twórcy hitu Sweather Weather.
Zmiana, której mogliśmy się spodziewać
Na dobrą sprawę The Neighbourhood już ostatnią płytą zakomunikowali słuchaczom, że zmiana nastąpi. Artyści postanowili nie rzucać fanów od razu na głęboką wodę. Poprzedni album Hard To Imagine The Neighbourhood Ever Changing brzmiał już z lekka inaczej. Jednak zespół oddalił się tylko trochę od swojego mrocznego indie rockowego stylu. Płyta Chip Chrome & The Mono-Tones to naturalne przejście do nowego brzmienia. Muzycy przygotowali na to swoich słuchaczy bardzo dobrze, więc wszelkie słowa niezadowolenia raczej nie powinny mieć miejsca.
Odbiorcy zasłuchujący się w albumach I Love You. czy Wiped Out! Raczej nie mają tu czego szukać. The Neighbourhood zrobili spory krok do przodu i wkroczyli na płaszczyznę weselszych kompozycji. Oczywiście, to nadal są utwory stonowane i nikt nawet nie będzie próbował do nich tańczyć, ale słowo „zmiana” to idealne słowo do podsumowania całości krążka.
Coś, co już znamy
Pomimo zmiany klimatu utworów na bardziej żwawy, w The Neighbourhood nadal czai się to, za co ich pokochaliśmy. Chip Chrome & The Mono-Tones wciąż posiada pewne części składowe dawnej stylistyki zespołu. Wokalistą zespołu nadal jest Jesse Rutherford, który nie robi nic swoim głosem, czego wcześniej nie było. Na jego śpiew, w dalszym ciągu są nakładane specyficzne efekty dźwiękowe, przez które od razu możemy poznać, do kogo należy piosenka. Pozostały również charakterystyczne gitarowe brzmienia, które tym razem jednak są „skoczniejsze” i bardziej pozytywne.
Chip Chrome & The Mono-Tones i pomieszanie gatunkowe
Płyta może się wydać momentami dziwna, albowiem dostajemy tu utwory, które moglibyśmy wpisać w różne gatunki. Chcecie pomieszania country z estetyką The Beatles? Proszę bardzo. The Neighbourhood oferują wam Hell or High Water. Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby pop spotkał się z rapem dokładnie pośrodku? Wyszłoby coś pokroju BooHoo. Moim zdaniem, ten krążek jest bardzo trudno jakkolwiek klasyfikować. Jedno jest pewne, muzycy nie wydali kolejnej płyty do płakania w poduszkę, a jedyną piosenką w klimacie ich pierwszego albumu jest Cherry Flavoured. Koniec końców, takie pomieszanie nie jest uciążliwe, bo artyści znaleźli sposób, aby nowa płyta była spójna.
Nowy trend wydawniczy
Ciekawostką jest, że The Neighbourhood zdecydowali się na wydawanie albumu w kilku częściach. To nie pierwszy raz, kiedy muzycy szarpnęli się na taki chwyt marketingowy. W sumie dostaliśmy Chip Chrome & The Mono-Tones podzielone na dwie części. Pierwszą o nazwie Pretty Boy (5 utworów) i drugą Lost in Translation (4 utwory). The Neighbourhood postanowili wydać w podobny sposób swoją płytę z 2018 roku. Jednak wtedy otrzymaliśmy aż cztery epki. Pełne wydawnictwo zawiera jedenaście utworów, czyli w sumie tyle, do ilu przyzwyczaił nas zespół przy poprzednich swoich premierach.
Warto docenić rozwój
Jestem z tej grupy osób, które wolały pierwsze wydania od The Neighbourhood. Nie skreślam jednak najnowszego wydania całkowicie. Jestem tam w stanie odnaleźć momenty, które mi się podobają i docenić, że muzycy chcą się rozwijać. Na pewno polecam ją wszystkim fanom zespołu. Nawet jeśli sam album nie przypadnie wam do gustu jako całość, to warto jest zobaczyć, w którą stronę i w jaki sposób zespół ewoluował.