Czym jest dobro? Istnieją na ten temat różne opinie. Jedni mówią, że dobro jest tożsame z miłością. Inni postrzegają je po prostu jako nieczynienie zła bliźnim. Natomiast jedna z najbardziej kontrowersyjnych teorii głosi, że te pojęcia są względne, a co za tym idzie, istnieją tylko po to, by w społeczeństwie nie zapanował chaos. Jednak filozoficzne koncepcje to jedynie zdania złożone ze słów. Prawdziwe życie okazuje się dużo bardziej skomplikowane. W brutalny sposób przekonał się o tym Francis, czyli bohater najnowszego filmu niemieckiego reżysera Burhana Qurbaniego. Historie nielegalnego imigranta z Afryki stworzył na podobieństwo biblijnej opowieści o Jezusie. Akcja rozgrywa się w Berlinie, gdzie Francisa niejednokrotnie kusi diabeł i w przeciwieństwie do Syna Bożego, kilkukrotnie daje mu się zwieść. Czy jednak całkowicie ulegnie podszeptom zła?
Francis jest zły?
Nie znamy dokładnego początku historii tego młodego mężczyzny. Wiemy, że pochodzi z Afryki, a droga, którą przebył do Berlina była pełna niebezpieczeństw, biedy oraz grzechu. Podczas przeprawy przez morze, utonęła jego ukochana. Francis miał więcej szczęścia. Wyrzucony na brzeg czuje, jakby urodził się na nowo. Obiecuje sobie, że będzie dobrym człowiekiem. Kiedyś wyrządzał zło, ponieważ zmuszało go do tego tułacze życie nielegalnego imigranta, obozy gdzie brakowało podstawowych rzeczy. Traktowanie ludzi jak przedmioty, które można przerzucać z konta w kąt. Tym razem chce osiąść gdzieś na stałe i czuć się bezpiecznie. Niestety, by to osiągnąć, będzie musiał przejść przez kilka kręgów berlińskiego piekła.
Berlin, czyli raj utracony
Jednak Berlin Alexanderplatz to nie tylko filozoficzne rozważania o naturze dobra i zła. Produkcja powstała na motywach powieści o tym samym tytule napisanej prawie sto lat temu, w której punkt ciężkości stanowi brudny pejzaż stolicy Niemiec. Berlin wbrew pozorom nie jest rajem do życia, tym bardziej dla imigranta. Nawet młody i silny mężczyzna, taki jak główny bohater, ma prawo ulec złu, jeżeli z otwartymi ramionami wita go jedynie przestępczy półświatek. Na szczęście reżyser postarał się, byśmy nie oceniali go zbyt surowo. Narracja filmu jest prowadzona z czułością i chyba tylko dzięki temu widz może zostać do końca na swoim miejscu. Poziom okrucieństwa przekracza w nim “ludzkie pojęcie”. W momentach kiedy napięcie osiąga trudny do zniesienia poziom, na drodze bohatera pojawia się anioł. Mimo to Berlin Alexanderplatz stanowi raczej produkcję wagi ciężkiej, dlatego odradzam wszystkim, którzy chcą się tylko zrelaksować w wolny wieczór.
Wszystkie zmysły na baczność
Zszargane nerwy widzów, koi również doskonale dopasowana ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Dasche Dauenhauer. Podczas seansu usłyszymy spokojne melodie takie jak Sugar&Stone, ale też nasączone elektroniką utwory, na przykład Neue Welt. Ścieżka dźwiękowa harmonijnie płynie z nurtem opowieści, więc łatwo może ujść naszej uwadze. Dlatego uprzedzam, że w kinie warto mieć nie tylko oczy, ale również uszy szeroko otwarte.
Z(a)baw nas
Tę współczesną alegorię losów Chrystusa można włożyć do szufladki z dramatami psychologicznymi (jeśli ktoś nie może się oprzeć pokusie kategoryzacji). Ale ten film zdecydowanie wymyka się klasycznym podziałom, podobnie jak wiele innych dzieł kina niezależnego. Według mnie Berlin Alexanderplatz wytycza nową ścieżkę dla kina grozy. Jednak jest jeszcze straszniejszy niż tradycyjny horror, ponieważ nasze lęki przybierają w nim postać brutalnie realistyczną. Okazuje się, że bieda, narkotyki i upadek w niewłaściwe towarzystwo są dużo straszniejsze niż zabójcza laleczka lub facet biegający po lesie z piłą mechaniczną. Poza tym trwa ponad 3 godziny, co też raczej nie należy do typowych cech horroru.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/