W drugiej kolejce ligowej 2021 roku poznańskie drużyny Warty oraz Lecha zremisowały swoje spotkania 1:1 i 0:0. „Zieloni”, jak wskazywali ich zawodnicy oraz trener, rozegrali dwie znacząco odmienne pod względem agresywności w doskoku do przeciwnika połowy meczu wyjazdowego z Lechią Gdańsk, podczas którego zdołali wyrównać stan pojedynku dwadzieścia minut przed końcowym gwizdkiem sędziego. „Kolejorz” natomiast, podobnie jak tydzień wcześniej Zabrzu, poprzez mozolną i nieefektywną budowę ataków nie był w stanie wyraźnie zagrozić dobrze zorganizowanemu w pressingu Zagłębiu Lubin. Największa rozbieżność pomiędzy występami podopiecznych Piotra Tworka i Dariusza Żurawia zdawała się występować na płaszczyźnie funkcjonalności działań zespołu – od zadań pojedynczych graczy po pracę całej drużyny.
Lechia Gdańsk 1:1 Warta Poznań
„W pierwszej rundzie Ekstraklasy broniliśmy kryciem 1 na 1, zmieniliśmy ustawienie na strefowe. Zespoły z wyższej połowy tabeli kryją strefowo, (…) też VAR nie pomaga, bo przy każdej stykowej sytuacji (…) odgwizduje rzut karny. (…) Lechia chyba to wykorzystała, bo Nalepa – najwyższy zawodnik, przeskoczył Ivanova, gdzie Ivanov też nie jest mały i straciliśmy bramkę.”
Słowa bramkarza Warty Poznań Adriana Lisa z rozmowy z Kamilem Zającem z Planety Sportu wyraźnie wskazują na istotność nowej strategii bronienia przed stałymi fragmentami gry wykorzystywanej również podczas starcia przeciwko gdańskiej Lechii, która skutecznie odczytała zamiary gości i strzeliła po tego typu sytuacji swoją jedyną bramkę w meczu. Strefa „Zielonych” ustawiona była dość wąsko i głęboko, w związku z czym, w obliczu celnego dośrodkowania gracza gospodarzy, wyjście do pojedynku powietrznego przez zawodników Warty mogło powodować kryzys decyzyjny między co najmniej dwoma piłkarzami. Lechia ponadto starała się manipulować zestawieniem bloku poprzez wybiegnięcie przez jednego z biało-zielonych z pobliża linii bramkowej wzdłuż pola karnego oraz dzięki zagraniu na przedpole „szesnastki”, odciągając podopiecznych Piotra Tworka od bramki Adriana Lisa. Drugi ze sposobów sprawiał, iż dysponujący imponującą dynamiką biegu Michał Jakóbowski, początkowo ustawiony wysoko na skraju strefy, zostawał bezpośrednio zaangażowany w starcie obronne, przez co nie mógł po przechwycie piłki błyskawicznie zaoferować linii podania i rozpocząć szybki atak Warty.
Jako główny punkt strategii gry w obronie „Zielonych” należy określić średni pressing w ustawieniu 1-4-1-4-1 ukierunkowany w boczne strefy boiska. Moment do doskoku stanowiło podanie do skrzydłowego (Haydary), do którego doskakiwał boczny obrońca (Kiełb), podczas gdy skrajny pomocnik (Jakóbowski) celowo nie odcinał kąta podania, by w przypadku odbioru piłki natychmiast skorzystać ze swojej szybkości w przejściu do kontrataku. W takiej sytuacji cały blok obronny ulegał kompensacji – opuszczenie strefy przez lewego obrońcę powodowało przesunięcie się wszystkich formacji w kierunku zawodnika z piłką po tzw. mocnej stronie („odnosząc się do piłki i dzieląc boisko linią pionową – jest to strona, po której znajduje się zawodnik z piłką oraz najbliżsi jego partnerzy; jest ona często zagęszczana w bronieniu przez przeciwnika, który koncentruje swoje ustawienie wobec piłki” – Narodowy Model Gry PZPN. System 1-3-5-2, Warszawa 2020, s. 65). Zawężenie pola gry przez Wartę sprzyjało jej chęci odbioru piłki i przejścia do ataku w momencie, kiedy rywal nie odbudował jeszcze swoich stref w defensywie.
W chwilach, gdy goście przejmowali futbolówkę, natychmiast przechodzili do gry bezpośredniej, wykorzystując Mateusza Kuzimskiego jako tzw. target mana, czyli punkt odniesienia, dzięki któremu można było wyciągnąć środkowego obrońcę gospodarzy (Kopacz) z jego strefy i zaatakować przestrzeń zarówno przed, jak i za linią obrony Lechii z wykorzystaniem dynamicznych skrzydłowych (Grzesik, Jakóbowski).
„Każdy, który wejdzie na boisko jest świadomy, że będzie musiał dobić przeciwnika, bo zakładamy, że będziemy prowadzić w tym meczu i zakładamy, że będziemy ten wynik starali się utrzymać do ostatniej minuty. W każdej formacji mogę zrobić jakościową zmianę, w każdej! I potwierdzimy tylko to, że nasz zespół jest gotowy do walki o wszystko w tym meczu.”
Pomimo niezrealizowania założeń związanych z wynikiem meczu, słowa trenera Warty Piotra Tworka z odprawy przedmeczowej zaprezentowanej na antenie Canal+ Sport połowicznie się sprawdziły. Plan „Zielonych” na drugą część spotkania zakładał bardziej zdecydowane przejęcie inicjatywy poprzez działania z piłką po swojej stronie dzięki maksymalnemu wykorzystaniu wiodących umiejętności zawodników w grze zespołu. Jedną z części składowych stanowiły zmiany – na ostatnie pół godziny spotkania na murawie pojawił się Mariusz Rybicki, który aż siedmiokrotnie wchodził w pojedynki indywidualne z przeciwnikami (źródło statystyki: InStat) jako tzw. odwrócony skrzydłowy; z prawego sektora bocznego schodził ku osi boiska, rozwijając atak drużyny za pomocą dograń piłki lewą nogą. Zanim do tego doszło, co najmniej jeden z piłkarzy gości musiał zapewnić optymalny kąt podania między formacjami Lechii, by przejść do fazy kreowania ataku. Skutecznym rozwiązaniem okazało się zejście w sektor środkowy skrzydłowego Michała Jakóbowskiego, który „wyciągał” za sobą bocznego obrońcę gospodarzy (Fila) i dzięki przyjęciu otwartej pozycji ciała mógł od razu po otrzymaniu podania rozpocząć kolejny etap ataku. Taka zmiana ustawienia sprzyjała również tworzeniu tzw. izolacji w bocznym sektorze, okupowanym także przez Łukasza Trałkę, gdy Jakóbowski zajmował jego najczęściej zajmowaną strefę, dzięki czemu w strukturze ustawienia Warty trudno było uświadczyć luki.
Kolejna zmiana i kolejne wzmocnienie. Na końcowe dziesięć minut meczu na boisku zameldował się Robert Janicki, a zespół Warty w obliczu wyniku 1:1 przeszedł do średniego pressingu w ustawieniu 1-4-4-2. Nowowprowadzony na plac gry zawodnik zajął miejsce gracza ustawionego niżej w pierwszej linii, skutecznie pozbawiał Lechię możliwości podania do środkowego pomocnika, zadowolony trener Tworek chwalił piłkarza słowami „Brawo, Robert, odcinasz, tak jest!”, a sama struktura pressingu Warty miała na celu pomóc w kierowaniu przeciwników w wyznaczone przez gości boczne strefy.
Lech Poznań 0:0 Zagłębie Lubin
Już od początku starcia z „Miedziowymi” lechici zmagali się z tym samym problemem, który występował po ich stronie, zarówno jesienią, jak i w pierwszym meczu nowego roku kalendarzowego. Doskok w pressingu oraz struktura ustawienia zespołu w ataku ściśle się ze sobą łączą, a tego wieczora znów zdawały się niespójne, w związku z czym środkowi pomocnicy zmuszeni byli zajmować skrajnie wysokie pozycje na boisku w trakcie różnych faz gry, przez co strefy przed linią obrony „Kolejorza” były całkowicie nieobstawione. Zaistnienie takich warunków, w połączeniu z wykorzystaniem całej szerokości boiska podczas akcji zaczepnych (Wójcicki, Bartolewski, Drazić) oraz ustawieniem pomiędzy poznańskimi defensorami (Szysz, Mraz) przez graczy Zagłębia sprawiało, że goście z łatwością inicjowali ataki szybkie.
Gospodarze pojedynku dali się również zaskoczyć w chwili wysokiego ustawienia całego zespołu do pressingu wobec Zagłębia otwierającego grę od bramki. Krycie indywidualne „Kolejorza” zostało wykorzystane przez „Miedziowych” do posłania pierwszego długiego podania prostopadłego przez zawodnika z pola, co zbiło z tropu próbującego go kryć napastnika Lecha. Dwa piętra wyżej, nie za wysokie figurowanie skrajnych obrońców gości przykuło uwagę bocznych defensorów niebiesko-białych (Kravets), dzięki czemu skrzydłowi i napastnik Zagłębia (Mraz) pozostawali w sektorze środkowym w równowadze liczebnej pomiędzy ostatnimi obrońcami „Kolejorza” (Karlström, Salamon) i z łatwością dokonali progresji ataku.
W budowie ataku lechici wielokrotnie wykorzystywali początkową strukturę ustawienia z trzema graczami (Karlström, Salamon, Rogne) w ostatniej linii w celu rozbicia pierwszej dwuosobowej linii pressingu Zagłębia. Ta następnie ulegała przekształceniu, gdyż jeden zawodnik (Starzyński) zdecydowanie obniżał swoją pozycję, podążając w kierunku sektora „półbocznego”, skąd Pedro Tiba i Dani Ramirez starali się wyciągać graczy różnych formacji „Miedziowych”. Ruchy te najczęściej wykonywane były w kierunku przeciwnym do przemieszczającej się w kierunku bramki piłki, którą kluczowe podanie łamiące linie rywali starał się wielokrotnie zagrywać odwrócony skrzydłowy (Puchacz). Odległości pomiędzy oraz za formacjami gości były jednak na tyle niewielkie, że niemal żadna piłka nie zdołała przedrzeć się w rejony pola karnego Zagłębia.
Bardzo podobny scenariusz, pomimo sytuacyjnych zmian personalnych, zawodnicy Lecha próbowali wcielać w życie także w trakcie końcowych fragmentów spotkania, lecz szczelny pressing w bloku średnim Zagłębia, pokrywającego sektor środkowy oraz „półboczne”, niwelował każde próby stworzenia zagrożenia pod bramką Dominika Hładuna. Bardzo istotną rolę pod względem asekuracji pełnił defensywny pomocnik trzymający pozycję, Jakub Żubrowski, który każdorazowo wypełniał strefę środkowego i bocznego obrońcy, który weszli w pojedynek indywidualny z napastnikiem.
Autorzy zdjęć wyróżniających:
- 400mm.pl (Warta Poznań)
- Przemek Szyszka (Lech Poznań)