„Nowe rozdanie, stare problemy”. Dlaczego Lech Poznań przed startem sezonu jest bardziej pośmiewiskiem niż postrachem rywali? 

Lech

Ruszył nowy sezon PKO BP Ekstraklasy. Lech Poznań, jak co roku, ma aspiracje, by sięgnąć po mistrzostwo. Po tragicznym sezonie 2023/2024 zarząd nie zrobił wystarczająco dużo, by „wiara” ponownie licznie kupowała karnety i przychodziła na stadion z przekonaniem, że ruszyła lokomotywa, która przejedzie się po każdym. Zamiast tego większość postów na Facebooku, udostępnianych przez klub, ma więcej reakcji „haha”, a bezlitośni twitterowicze nie zostawiają suchej nitki na decyzjach podejmowanych w gabinetach przy ulicy Bułgarskiej. Dlaczego?

Wzmocnienia Lecha

A raczej ich brak… Co roku jest poruszana ta kwestia. Kultowe już „Gdzie są transfery?!” przeszło bardziej w formę żartu niż faktycznego apelu kibiców. Corocznie Lech sprzedaje młodych zawodników za niemałe pieniądze. Przykładem są oczywiście Jakub Moder, Jakub Kamiński, Michał Skóraś czy, sięgając dalej w przeszłość, Jan Bednarek lub Dawid Kownacki. W ich miejsce, jeśli w ogóle ktoś jest ściągany, okazuje się często niewypałem, szczególnie zawodnicy ofensywni. Adriel Ba Loua, Ali Golizadeh, Elias Anderson to nie są zawodnicy, którzy porwali tłumy w ostatnim sezonie. Zwłaszcza skrzydłowi frustrowali kibiców, ponieważ łącznie kosztowali trzy miliony euro.

Na przedsezonowe zgrupowanie we Wronkach drużyna przyjechała bez wzmocnień. Jedynie młodzi zawodnicy, którzy wrócili z wypożyczeń, a także młodzieżowcy z rezerw byli nową siłą w trakcie przygotowań.

Pierwszy transfer pieniężny, jaki poczynił klub, to zakup Alexa Douglasa, jednak to nie jest to, czego oczekiwali kibice. Środkowy obrońca ze Szwecji z rocznika 2001 przyszedł z przedostatniej drużyny Allsvenskan. Na korzyść Alexa działa fakt, że był chwalony przez ekspertów szwedzkiej ekstraklasy. Nie zmienia to faktu, że jest to zawodnik do rotacji, a nie z miejsca wyjściowy stoper zespołu, który aspiruje do mistrzostwa Polski.

Drugą transakcją jest Bryan Fiabema. Trafił on do stolicy Wielkopolski na zasadzie wolnego transferu. Nominalnie napastnik, jednak jak sam trener wspomniał na przedmeczowej konferencji prasowej, Bryan jest elastycznym zawodnikiem, który może grać również na skrzydle. Z punktu widzenia potrzeb to idealny transfer. Mamy trzeciego napastnika w razie, gdyby, nie daj Boże, Mikael Ishak wypadł ze składu, a Filip Szymczak był tym samym Filipem Szymczakiem z wiosny 2024. A jak nie napastnik, to skrzydłowy. Miał być transfer na tę pozycję? To jest. Gdzie wady? Norweg w rezerwach Realu Sociedad w poprzednim sezonie rozegrał 30 spotkań i strzelił 5 goli na trzecim poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii. Ponownie, to zawodnik, który nie będzie od początku sezonu główną kartą w talii Frederiksena.

Co więcej? Nie wiadomo do końca, co z odejściami Velde i Marchwińskiego. Za Kristoffera pojawiła się oferta z Olympiakosu. Triumfator zeszłorocznej edycji Ligi Konferencji Europy jest bardzo blisko pozyskania norweskiego skrzydłowego. Czy „Krzychu” zagra z Górnikiem? Szansa jest na to 50%, bo albo zagra, albo nie. A tak na poważnie, według doniesień, kluby są o krok od dopięcia transakcji. W takim wypadku wypadałoby znaleźć zawodnika jakościowego, który wszedłby w buty Kristoffera.

W temacie Filipa Marchwińskiego, jak podał red. Meczyków Dawid Dobrasz, najbardziej konkretny jest Anderlecht. Trzydziestoczterokrotny mistrz Belgii jest zainteresowany usługami ofensywnego pomocnika z Poznania. W takim wypadku rolę „dziesiątki” w Kolejorzu mógłby pełnić Afonso Sousa. Portugalczyk wreszcie otrzymałby szansę pokazania pełni swojego potencjału, który dotąd można było oglądać jedynie momentami (np. mecz z Legią przy Łazienkowskiej z wiosny 2023 roku). Oprócz niego na pozycji numer 10 mogą zagrać Ali Golizadeh czy Dino Hotić. Gdyby Niels Frederisken zdecydował się na takie rozwiązanie, odchodzi jedno potencjalne rozwiązanie na skrzydło.

Nie rozumiem… 

To, że skauting i podejmowanie decyzji nie należą do najmocniejszych stron Lecha, wiadomo nie od dziś. Jest jeszcze jedna kwestia, która nie daje spokoju. Dlaczego klub z takimi możliwościami finansowymi nie stosuje taktyki podbierania najlepszych zawodników ligowym rywalom? Robi to od lat np. Bayern Monachium, a na polskim podwórku Legia Warszawa. Niejednokrotnie klub ze stolicy płacił za transfery rywalom, bądź podpisywał zawodników, którym kończyły się kontrakty, a stanowili o sile swojego zespołu. Marc Gual, Bartosz Slisz czy bolesny cios dla kibiców Lecha, Kasper Hamalainen, to tylko krople w morzu.

W gabinetach klubu z ulicy Bułgarskiej pojawił się temat Rodado z Wisły Kraków. Rozsądny wybór. Zawodnik sprawdzony w Polsce, co prawda na boiskach 1. ligi, jednak zdobył  z „Białą Gwiazdą” Puchar Polski, pokonując ekstraklasowe zespoły. W obliczu ściągnięcia Fiabemy sens pozyskania Rodado maleje, chociaż wybór Hiszpana w oczach kibiców byłby lepiej postrzegany.

Lech złożył również ofertę Górnikowi Zabrze za Lawrence’a Ennaliego. Młody Niemiec wszedł w Ekstraklasę „z buta”. Był jedną z najjaśniejszych gwiazd na śląskim niebie. Kolejorz przedstawił jednak za niską ofertę Górnikom i ci spieniężyli Ennaliego za dolary Houston Dynamo. To kolejny sprawdzony zawodnik, który mógł zasilić szeregi Kolejorza, wskakując od razu do pierwszego składu. Zamiast tego znów dojdą kombinacje i szukanie rozwiązań na ławce.

Czy to wszystko pokłosie DNA klubu? Świetnego skautingu? Najlepszej akademii w Polsce? Poprzedni sezon chyba doszczętnie zweryfikował wszystkie te pojęcia.

#NoweRozdanie 

Chyba bardziej kuriozalnie się nie dało. Takie hasło kojarzy się raczej z rewolucją, czymś nowym. Akcja promocyjna, jak na razie, przebiega katastrofalnie. Nowi zawodnicy byli przedstawiani jako „nowi w talii”. Rozdanie ewidentnie pod grę w pokera, jeśli tylko dwie karty zostały rzucone. Trzecią kartą, która była pokazana w międzyczasie, był asystent trenera Frederiksena, Sindre Tjelmeland. Trudno przypomnieć sobie, żeby członek sztabu był tak przedstawiany w social mediach (może to kwestia mojego młodego wieku).

Co dalej w „Nowym Rozdaniu”? Karnety. 14 lipca za sprawą social mediów Lech poinformował o 5000 sprzedanych karnetów na sezon 2024/2025. Na tym etapie w poprzednim roku abonamentów sezonowych pozyskano dwa razy więcej! To bardzo słaby wynik, patrząc na liczebność miasta oraz popularność klubu. Niemniej jednak to rezultat całkowicie zrozumiały. Sympatycy zapowiadali, że w tym roku odpuszczają sobie zakup karnetu za takie, a nie inne traktowanie kibiców w ostatnich 12 miesiącach.

Dużą częścią wpływów klubów piłkarskich jest sprzedaż gadżetów. Cena, jaką kibice muszą zapłacić za trykot na ten sezon, jest najwyższa ze wszystkich drużyn Ekstraklasy – 350 PLN. Taka cena jest zaporowa, a nie każdy kibic jest w stanie pozwolić sobie na taki wydatek, chcąc mimo to wspierać klub lub posiadać pamiątkę na najbliższe lata. W taki sposób ciężko będzie ocieplić relacje z „wiarą”.

Czy można mieć oczekiwania?

Czego spodziewać się po nowym sezonie? Nie wiadomo.. W tym roku autorowi tekstu wskoczyła  „dwójka z przodu”, a z wiekiem dojrzewa się do pewnych rzeczy. Trudno spodziewać się fajerwerków. Mimo złotoustych słów trenera z piątkowej konferencji nie za bardzo chce się w nie wierzyć. To samo można było usłyszeć na początku tego roku, kiedy posadę pierwszego szkoleniowca obejmował Mariusz Rumak. „Kadra jest mocna… zawodnicy są zmotywowani”. Pozostaje liczyć na to, że trener Frederisken wleje w te „syte koty” jeszcze trochę ambicji i woli walki, by dać kibicom, a przede wszystkim samym sobie, trochę radości z zawodu, który wykonują.

Mieszko Grabowski

***

Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj -> Planeta Sportu