Benjamin Clementine to wyjątkowa postać i głos brytyjskiej sceny muzycznej. Nieznany szerszej publiczności, doceniony przez cenionych, a jego postać już obrosła własną legendą. Urodzony w 1988 roku muzyk, poeta i aktor wydał właśnie swój trzeci studyjny album – And I Have Been. Dlaczego warto bliżej poznać jego osobę i sprawić, żeby był obecny również na Waszych playlistach?
Kim jest Benjamin Clementine?
Na początku 2015 roku dzięki wytwórni Behind Records ukazało się jego debiutanckie At Least for Now. Składający się z jedenastu utworów 50-minutowy album jeszcze w tym samym roku zagwarantował mu zdobycie Mercury Music Prize – niekomerycjnej alternatywy Brit Awards. Wraz ze wzrostem popularności jego twórczości, wokół jego osoby zaczęły pojawiać się rozmaite historie na temat tego, skąd się wziął.
Clementine swoje dzieciństwo spędził w dzielnicy Edmonton w Londynie. Wychowywany w wielodzietnej, katolickiej rodzinie nie miał łatwego dostępu do muzyki popularnej. Zakochany w poezji i operze, niezrozumiały przez kolegów i nauczycieli, większość czasu spędzał w pobliskiej bibliotece. Jeszcze jako nastolatek wyjechał do Paryża, gdzie grywał w barach i na stacjach. Nie tylko mieszkał tam za grosze w 10-osobowym pokoju, ale doświadczył również chwilowej bezdomności.
Wśród jego licznych inspiracji wymienia się m.in. Leonarda Cohena, Arethę Franklin czy Fryderyka Chopina. Samouk, spinto tenor i ikona wizerunku to słowa, które w największym skrócie opisują jego postać. Swoje koncerty najczęściej gra na boso, a pianino zdaje się nieodłączną częścią nie tylko jego muzyki, ale również jego samego. Na jego charakterystyczny look poza brakiem obuwia składają się długie, wełniane płaszcze i brak koszuli. Wysoki wzrost, eleganckie stroje i rysy twarzy tworzą połączenie przypominające o świetności muzyki lat 60., o którym niełatwo później zapomnieć.
Na swoim koncie ma również wydany w 2017 roku album I Tell A Fly oraz EP-ki – Cornerstone i Glorious You, wydane jeszcze przed longplayowym debiutem.
And I Have Been
Benjamin Clementine do wyprodukowania albumu nie zatrudnia sztabu producentów, nie prosi nikogo o napisanie tekstu, a już z pewnością nie zleca nikomu stworzenia muzyki. And I Have Been zostało w całości napisane, skomponowane i wyprodukowane pod szyldem własnej wytwórni Preserve Artists. Nie jest to jednak dzieło kompletne, a jedynie czubek góry lodowej, składającej się jeszcze z dwóch albumów.
Całość powstawała w czasach pandemii, kiedy Clementine mieszkał w górach w Santa Monica. Niepokoje i zmartwienia oraz fakt, że do tamtego czasu myślał o sobie jak o samotniku przerodziły się w inspiracje. Każdy z albumów zarysowuje zupełnie odmienny temat. Pierwszy z nich stara się na własny sposób opisać miłość, z kolei drugi ma pokazywać jak to uczucie potrafi stać się obowiązkiem. Ostatni album dotyczyć ma nadziei, jednak nie nadziei na kolejne wydawnictwa. Nie obyło się bez sugestii, że projekt może być ostatnim w karierze muzyka. W zeszłym roku Clementine zadebiutował jako Herold Zmiany w Diunie i może to właśnie aktorstwu poświęci teraz swoją uwagę. Ostatni album, zamykający powyższą koncepcję, zaplanowano na przyszły rok.
Then start again, Cause we’re delighted
Jak dużo można zamknąć w niespełna 37-minutowym materiale? Zależy czy artystą jest Benjamin Clementine. Elementy orkiestrowe, solo na pianinie, przelotna elektronika czy poetyckość tekstów. Huśtawka emocji, którą zapewnia And I Have Been gwarantuje jedno z najlepszych wydawnictw tego roku.
Album otwiera rezonujące Residue, podejmujące złożony temat dziedzictwa kulturowego. Następne, przepełnione dźwiękami smyczków Delighted zmienia się w krótkie Difference ,debatujące o zmianie świata. Jako jedną z najważniejszych kompozycji należy jednak wymienić wypełnione walcem Genesis, które nawiązuje do pierwszego wydanego utworu – Nemesis. W Gypsy, BC swojego głosu użyczyła żona muzyka, z kolei w wielobarwnym Atonement wyraźnie usłyszeć można inspiracje twórczością Leonarda Cohena.
Pomiędzy tym wszystkim znajduje się również Last Movement Of Hope, czyli prawie 6-minutowa oda do muzyki klasycznej. Kontynuacją i uwypukleniem szczególnej miłości do pianina staje się następująca później ballada Copening. Być może to właśnie surowość jego twórczości i brak zainteresowanie jej komercjalizacją sprawiają, że Benjamin Clementine nie jest tak znany, jak na to zasługuje, jednak szczerość i uczciwość płynąca z tej muzyki w pełni wystarczają jego odbiorcom. Weakend dotyka słuchacza głęboko pod skórą, aby chwilę później rozjaśnić wszystko utworem Auxiliary. Lovelustreman – hymn skazanej na zagładę miłości, najbardziej wpasowuje się w widełki mogące spodobać się przeciętnemu odbiorcy, jednak zamykające album Recommence doskonale udowadnia, że twórczość Benjamina wymyka się wszelkim schematom.
And I Have Been jest intensywne, emocjonalne i wielokształtne. Przepełnione zarówno wszechogarniającym ciepłem, jak i najszczerszym bólem utwory składają się na najprawdopodobniej najlepszy do tej pory projekt, który wyszedł spod ręki Benjamina. Zgrabność z jaką po raz kolejny ukazuje swoje nieograniczone możliwości jeszcze nigdy nie była tak rozbudowana. Teraz, pozostaje jedynie wyczekiwać zamykającego dyskografię albumu. Benjamin Clementine, będziemy za tobą tęsknić.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/.