Wakacje dla uczniów i studentów rozpoczęły się na dobre. Sezon letni w pełni, a to znaczy tylko jedno. Masę plenerowych koncertów w wielu miastach w Polsce, podczas których możemy zobaczyć swoich ulubionych wykonawców. Od zeszłego roku jednym z największych, ogólnopolskich wydarzeń są Letnie Brzmienia. Nie mogło nas na nich zabraknąć. Na początek – niezastąpiona Brodka!
Pierwszy przystanek Brodki i The Brutals
Poznańska odsłona festiwalu odbywa się w malowniczym Parku Jana Henryka Dąbrowskiego, znanym szerzej jako Park Starego Browaru. Koncerty w tym miejscu dopiero startują, a Brodka jest jedną z pierwszych artystek, która wystąpiła na tej scenie. Warto podkreślić, że jest to też pierwszy przystanek na jej letniej trasie, więc wszystko było premierowe. Nowa setlista, nowe aranżacje piosenek i nowe kostiumy. To, że byłem już wielokrotnie na koncertach tej wokalistki nauczyło mnie jednego – należy spodziewać się niespodziewanego.
Brodka powinna być przykładem dla polskich artystów w kwestii koncertowania. Jest znana ze swojego perfekcjonizmu i wszystko zawsze jest dopięte na ostatni guzik. Najbardziej cenię to, że na potrzeby koncertów zawsze powstają nowe wersje jej piosenek. Nie jest to bierne odtwarzanie tego, co powstało w studiu, a zupełna reinterpretacja. Nie możemy też zapomnieć o tym, że to nie tylko Monika, ale cały, wspaniały zespół The Brutals, w którego skład wchodzą Rafał Dutkiewicz, Bartek Mielczarek, Mikołaj Dobber oraz Michał Gołąbek to prawdziwy kalejdoskop talentów i silnych osobowości, które nie pozostawały na drugim planie.
Stare kawałki, nowe brzmienia
Pierwsze, gitarowe riffy zapowiedziały wejście Brodki na scenę, która rozpoczęła od You Think You Know Me z najnowszego wydawnictwa BRUT. Po krótkim wstępie pojawił się kultowy już bicz, dobrze znany fanom artystki. To mogło oznaczać tylko jedno – zupełną zmianę klimatu w żywiołowe Game Change, które rozruszało publiczność. Nie zabrakło też starszych kawałków, co niesamowicie mnie ucieszyło. Brodka rzadko sięga po swój stary repertuar, a jeśli to robi, kończy się to wyłącznie na Grandzie. Na poznańskiej scenie zagrała aż trzy utwory z tego albumu, rozpoczynając od reworku Kropek Kresek. To, co na płycie jest lekkie i senne, zmieniło się w żwawą melodię.
Premierowa Sadza
Podczas całego występu kontakt Brodki z publicznością ograniczył się do przywitania, pożegnania i nieznacznych interakcji podczas śpiewania. Było jednak coś jeszcze. Moment, na który wszyscy czekali. W końcu tydzień temu światło dzienne ujrzała premierowa piosenka artystki, ważna z dwóch powodów. Nikt nie spodziewał się nowego materiału i jest to pierwszy od 12 (!) lat kawałek po polsku. Po wzruszającej przemowie o powrocie to korzeni wybrzmiała Sadza – po raz pierwszy na żywo. Muszę przyznać, że choć początkowo byłem niechętny do tej zmiany stylistycznej, podczas koncertu całkowicie przepadłem. Do dziś nie mogę wyrzucić z głowy chwytliwego wersu „Sadza się osadza”.
Berliński rave w Poznaniu
O ile pierwsza połowa koncertu była stonowana i poświęcona tym wolniejszym kawałkom, druga część to prawdziwa jazda bez trzymanki. Żywe, rytmiczne utwory rozpoczęły lawinę energii. Na scenę powrócił słynny bicz, który towarzyszył utworowi Hey Man. Wówczas cały park skakał i wykrzykiwał razem z Brodką Point it, chase it, ride it, hunky lover! Naturalnie tempo cały czas wzrastało wraz z punkowym My Name Is Youth, by na samym końcu nastąpiła jego eskalacja. Granda to bez dwóch zdań mój ulubiony moment z całego koncertu. Jeszcze szybsza, jeszcze bardziej energiczna niż na płycie. Nigdy w życiu się tak nie wykrzyczałem i wyskakałem. W momencie ekstazy Brodka wskoczyła na pobliski głośnik, by być jeszcze bliżej publiki, którą słyszał chyba cały Poznań. Dziwne, że nie rozniosła tych metalowych bramek.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Lecz naturalnie pod wpływem gromkich oklasków i nawoływań zespół wyszedł na bis. Tu, niemałe zaskoczenie, bo wybrzmiała EP-ka LAX. Nastrojowe Varsovie idealnie wpasowało się w wieczorny, lipcowy klimat. Szczególnie wers Wake me up in July. Szalony koncert zakończył się w szalony sposób. Jak to powiedziała sama Monika: „Pora na berliński rave!”, czyli Dancing Shoes w wersji, której nie powstydziłaby się niemiecka scena techno.
Choć poznańska publiczność się go bardzo domagała, drugiego bisu już nie było. Z obolałymi od skakania nogami i zdartym gardłem trzeba było wracać do domu. Tym występem Brodka udowodniła, że nie znalazła się na scenie przypadkowo. Jest prawdziwym wulkanem energii, który potrafi porwać słuchaczy. Były niespodzianki, były wolne momenty, był prawdziwy ogień. Powtarzam to po każdym koncercie, z którego wychodzę, ale powiem to jeszcze raz: Szkoda, że tak krótko! Mam nadzieję, że uleczę swój niedosyt już niedługo.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/