Nazwana przez Davida Bowiego przyszłością muzyki, zdobywczyni przeszło czterdziestu nagród – Lorde, powraca po kolejnych latach przerwy. Debiutanckie Pure Heroine zagościło na playlistach już w 2013 roku. Na kolejny album Melodrama przyszło nam czekać aż cztery lata, do 2017 roku. I tym razem Lorde postanowiła testować naszą cierpliwość i po kolejnych czterech latach prezentuje długo wyczekiwane Solar Power.
Pure Heroin i Melodrama
Zarówno pierwszy jak i drugi album Lorde spotkał się z niesamowicie pozytywnym odbiorem zarówno wśród krytyków, jak i słuchaczy. Przerwy pomiędzy każdym z nich, jak podkreśla, są potrzebą twórczej izolacji i momentów spędzanych w otoczeniu bliskich. Podobnie było i tym razem, jednak nie otrzymaliśmy już tekstów na temat ciemnej strony dorastania czy złamanego serca. Tym razem Lorde osiągnęła wewnętrzny spokój i to właśnie tym pragnie podzielić się ze światem. W klimacie słońca, otaczającej natury i folku, to właśnie tak prezentuje się wyczekiwane Solar Power.
Brzmienia nawiązujące do lat 60, tematyka kryzysu klimatycznego i życia w spokojnym środowisku jedynie odejmowały mi cierpliwości w oczekiwaniu na nowy materiał. Jednak to wszystko nie wystarczyło i odczucia po kilkukrotnym przesłuchaniu najnowszego albumu to raczej zawiedzenie i ogólne znudzenie. Pomimo kilku utworów, które w jakiś sposób zapadają w pamięć, Solar Power jest wydawnictwem na pierwszy odsłuch przyjemnym, ale jednak coraz bardziej monotonnym i nużącym. Bez wątpienia czuć w nim letni, beztroski klimat, o który chodziło Lorde. Zostaje więc cieszyć się z jej samorozwoju i czekać, oby nie kolejne cztery lata, na zupełnie odmieniony materiał.
Odmieniona Lorde i Solar Power
Już pierwsze dźwięki otwierającego The Path budzą bardzo mieszane uczucia. Być może dlatego, że początek brzmi niemal jak wyjęty z albumu Lany del Rey. Wpływ na to ma może właśnie wspólny producent wokalistek – Jack Antonoff. Całość jest jednak przyjemna, niemal idylliczna. Właśnie za sprawą tego utworu zostajemy wprowadzeni w temat najnowszego albumu i obserwujemy przemianę, która zaszła w Lorde podczas ostatnich lat. Motywem przewodnim staje się odwrócenie się od przeszłości i zwrot w kierunku słońca i natury. To właśnie one mają nas uzdrawiać. Już jako drugie pojawia się tytułowe Solar Power, które było również pierwszym zaprezentowanym singlem. Tutaj warstwa liryczna także jest bardzo prosta. Tekst opowiada o uciekaniu w naturę i jej kojących właściwościach. Niewątpliwie jedną z inspiracji jego powstania stał się utwór Freedom! 90 Georga Michaela, którego charakterystyczną melodię możemy usłyszeć w tle. Jednym z najbardziej godnych uwagi jest kolejny utwór – California. Lorde odrzuca życie w blasku reflektorów i w pełni oddaje się spokojnym wybrzeżom Nowej Zelandii.
Przykro to mówić, ale już przy czwartym numerze zaczynamy czuć monotonność zarówno muzyczną jak i liryczną. Ta muzyczna przeszkadza zdecydowanie bardziej. W balladzie Stoned at the Nail Station, słuchając Lorde śpiewającej o upływającym czasie, znów możemy wsłuchać się w dźwięki a la Lana. Jednym z punktów wzlotu staje się Fallen Fruit, które na swój sposób odróżnia się od poprzednich utworów. Poruszając temat kryzysu klimatycznego, poruszany jest jeszcze intensywniejszy folkowy klimat. Znacznie bardziej popowe okazuje się być Secrets from a Girl (Who’s Seen it All). Brzmienie numeru utrzymuje się pomiędzy powrotami dawnej Lorde, a zdecydowanie bardziej przesłodzonymi fragmentami. Zaraz później znów w nieco innej aranżacji, wymruczane The Man with the Axe. W jednej z wypowiedzi przyznała, że to bardzo prywatny utwór, który jest zarówno pełen komfortu jak i melancholii.
Folkowy przesyt
O Dominoes ciężko powiedzieć zarówno coś złego jak i cokolwiek dobrego. Tak samo jak wszystkim pozostałym numerom, towarzyszy mu delikatne pobrzękiwanie gitary i letni klimat melodii. Na utwór Big Star nie zwróciłabym większej uwagi, gdyby nie fakt, że został dedykowany zmarłemu psu wokalistki. Nie ratuje to jednak faktu, że jest to jeden ze słabiej brzmiących momentów na płycie. Równie nijako prezentuje się Leader of a New Regime. Chociaż temat, który porusza – świata niezdatnego już do życia i ucieczki w nowe miejsca wydaje się nieść ogromny potencjał, nie wybrzmiewa to z większym echem.
Kolejny dobry moment przychodzi wraz z Mood Ring. Pełni on funkcję metafory dla ludzkich prób pozostawania w kontakcie z samym sobą i światem. Jest w nim coś lekkiego, co pozwala na chwilę oderwać się od przytłaczającego już nieco materiału. Ostatni już – Oceanic Feeling to najdłuższy utwór na Solar Power, trwa niemal siedem minut. Jest to bez wątpienia najbardziej złożony z numerów. W ten sposób zamyka się też lista utworów, które jakkolwiek zapadają w pamięć po przesłuchaniu ponad czterdziestu-trzech minut materiału.