Zielony Rycerz to kinematograficzna interpretacja XIV-wiecznego poematu o Panu Gawenie i Zielonym Rycerzu. Za jego produkcję odpowiada niezależna wytwórnia filmowa A24 powstała dopiero w 2012 roku. Pomimo tak krótkiego bytu już udało jej się podbić serca fanów kina niezależnego i zdobyć najważniejsze nagrody filmowe. Za kamerą stanął David Lowery, który pracował wcześniej nad m. in. Moim przyjacielem smokiem czy Ghost Story.
Zielony Rycerz z prawdziwego średniowiecza
Angielski poemat, na którym bazuje film składa się z czterech części. Czytając ich opisy można zauważyć, że Lowery zabrał się za wiernie oddaną interpretację. Historia skupia się na siostrzeńcu króla Artura – Gawenie, który podejmuje wyzwanie przybyłego na królewski dwór tytułowego rycerza i pozbawia go głowy. Swoim czynem nie tylko uniknął zhańbienia dworu, ale jednocześnie zobowiązał się do wyprawy do Zielonej Kaplicy, aby w następnym roku otrzymać w odpowiedzi cios, który sam zadał. W średniowiecznej opowieści najważniejsze stają się rycerskie ideały, ocierające się wręcz o chrześcijańskie wartości. Gawen przechodzi długą drogę, podczas której staje się przykładem rycerza bez cnót i próbuje odnaleźć powód swojego istnienia. Wszystko w otoczeniu alegorii i baśniowego klimatu.
Kinowa interpretacja
David Lowery kojarzy mi się przede wszystkim z Ghost Story, w którym nie brakowało pięknych zdjęć, a całość sama w sobie była pewnego rodzaju symbolem. W przypadku baśniowości i średniowiecznego klimatu Zielonego Rycerza, mamy do czynienia z jeszcze większą ilością cudownych ujęć, ale też większą ilością alegorii i symboli. Jedno z nich jest niezaprzeczalnie ogromnym atutem filmu, drugie jednak po jakimś czasie zaczyna przeszkadzać. W XIV-wiecznym poemacie alegorii było wiele, jednak zrozumienie przekazu jaki niosły wydawało się dużo prostsze. Obraz A24 miesza w sobie symbole, lawiruje postaciami i zapętla czas. Staje się przy tym spójną całością, która jednak momentami zdaje się przerastać zwyczajnego widza.
Szczegółowe kostiumy i dopracowane scenografie zapierają dech w piersiach. Jednak co z tego, kiedy połowa sali zaczyna ziewać ze znudzenia, nawet pomimo talentu aktorów? Lowery obrał za cel przede wszystkim artystyczne podejście. Obserwując bieg wydarzeń, nigdy nie możemy być pewni czy widzimy prawdę, czy fałszywy obraz świata. Głównym zajęciem widza, zaraz za zachwytem stroną wizualną, staje się próba rozwiązania sensu opowieści. Wielokrotnie można się zgubić w opowiadanej historii, a celowo mylące wydarzenia dodatkowo potęgują uczucie przytłoczenia. Osoby lubiące mieć wszystkie informacje podane jak na tacy, nie wyjdą z seansu zadowolone. Fani trudnego, artystycznego kina, oczekujący właśnie na eksperymenty z formą i treścią, otrzymają to utrzymane na wysokim poziomie.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/