Gdy została ogłoszona informacja, iż zespół Voo Voo rusza w trasę podsumowująca trzydziestopięciolecie ich działalności to zareagowałem z olbrzymim entuzjazmem. Zazwyczaj trasy koncertowe tego zespołu koncentrowały się na promocji najnowszego albumu, a przy szaleńczym tempie wydawniczym (33 studyjne płyty w ciągu 35 lat!) trudno było o możliwość usłyszenia przekrojowego repertuaru. W minioną niedzielę nareszcie była ku temu okazja.
Zespół Voo Voo znany jest ze swojego umiłowania do muzyki etnicznej przez co jednym z charakterystycznych elementów jego twórczości jest pewna „szamańskość” brzmieniowa. Można to było usłyszeć w rozpoczynającym koncert Człowieku wózków, który z pięciominutowej studyjnej wersji, został rozciągnięty do niemalże czternastu minut. I właśnie ta swoboda grania jest jedną z najważniejszych cech definiujących występy grupy Wojciecha Waglewskiego. W każdym utworze muzycy pozwalają sobie na improwizacje, co świadczy nie tylko o kunszcie każdego z muzyków, ale również niesamowitej wrażliwości na wydobywane dźwięki. Słuchając występów tej grupy naprawdę mamy wrażenie obcowania z jedynym muzycznym organizmem, a nie zbiorem indywidualnych instrumentalistów.
W związku z jubileuszową trasą muzycy zapewnili naprawdę przekrojową setlistę. Zarówno pod względem reprezentacji różnych albumów jak i muzycznych stylistyk np. rockowa kompozycja Klucz sprawnie przeszła w swingową wersję Głęboko w duszy. Same aranżacje również potrafiły ulec zmianie, najbardziej spodobał mi się lekko zmieniony Piątek oraz nowa wersja Nim stanie się tak. Zmiany te nie dotyczą tylko muzyki, ale również drobnych różnic w tekstach. W Się poruszam 1 wokalista do frazy: „Ja tańczę” dodał tekst „Na to chamstwo”. Tego typu „smaczki” powodują, iż każdy występ tej grupy jest niezwykle autentyczny i niepowtarzalny. W samych kompozycjach mogliśmy usłyszeć mnóstwo improwizacji Waglewskiego (Się poruszam 1) oraz Pospieszalskiego (Niewidzialny), ale również sekcja rytmiczna mogła się wykazać grając solo przed: Głęboko w duszy (Martusewicz) czy Niedzielą (Bryndal). Zespół Voo Voo zawsze dbał o muzyczne, brzmieniowe detale przez co do muzyków dołączał techniczny, Piotr Chołody, aby dogrywać partie na instrumentach perkusyjnych. Tak naprawdę na osobny akapit zasługiwałby każdy z muzyków, ale chciałbym tutaj wyróżnić wszechstronność grania Mateusza Pospieszalskiego, który nie tylko używa trzech różnych saksofonów, ale gra również na mniej oczywistych instrumentach jak kalimba (zanza) czy… telefonie. Podczas całego występu muzycy niejednokrotnie udowadniali, że ich kreatywność nie ma granic.
Podczas niedzielnego koncertu również publiczność dała wyraz swojemu entuzjazmowi. Sam zespół często inicjuję reakcje wśród publiczności dzięki czemu mogliśmy wspólnie: pomruczeć w trakcie Na coś się zanosi, gwizdać motyw Piątku, czy wreszcie chóralnie odśpiewać Łobi Jabi. Reakcja ludzi była tak ogromna, że zespół musiał trzykrotnie wyjść na bis. Proszę zobaczyć nagrania z tego momentu, to naprawdę robi wrażenie. Samo miejsce jawi się jako bardzo przychylne tego typu występom. Dziedziniec Zamku Cesarskiego świetnie chroni przed wiatrem, a spora przestrzeń wewnątrz powoduje, iż dobrze się słucha muzyki. Jest to miejsce na koncertowej mapie Poznania, do którego chętnie będę wracał.
Zespół Voo Voo to grupa, która przez dekady wciąż udowadnia, że rock nie umarł. Jest to jedna z tych kapel, na których koncert zawsze przyjdę z radością, bo występy te są absolutnie niepowtarzalne i dają poczucie uczestnictwa w niemalże rockowym misterium. Jeżeli ktoś nigdy nie widział tego zespołu na żywo to jubileuszowa trasa jest najlepszym momentem, żeby to nadrobić. Pięć lat temu w jednej z książeczek załączonej do płyt, Voo Voo zostało określone „dobrem narodowym”. Myślę, że w tym przypadku nie mamy do czynienia z żadną hiperbolą.