Toni Watson, czyli autorka popularnego kawałka Dance Monkey właśnie wydała swój debiutacki album. Welcome To The Madhouse to świetna propozycja na gorsze dni.
Tones and I oraz Dance Monkey
W 2019 roku ta wokalistka zawładnęła radiem i streamingiem. W serwisie Spotify piosenka Dance Monkey wykręciła ponad dwa miliardy odsłuchań, a na YouTube 1,6 miliarda. Po stworzeniu takiego przeboju można się obawiać, że nadchodzący album będzie klapą, ponieważ artysta nie potrafił udźwignąć sukcesu. Po części tak było, ponieważ EP-ka, którą wypuściła wokalistka pt. The Kids Are Coming była średnia, a to właśnie na niej pojawiło się Dance Monkey. Praktycznie jedynie tylko ten utwór wyróżniał się na tle pozostałej piątki. Czy po tym nie za ciekawym początku Tones and I zaskoczyła i Welcome To The Madhouse jest warte uwagi? Jest.
Album z pozytywną energią
Na podstawowej wersji Welcome To The Madhouse znajdziemy czternaście popowych kawałków, które tworzą spójną całość. Ich długość oscyluje w granicach trzech minut, więc nie możemy nazwać albumu krótkim. To pokazuje, że Toni nie podąża za modą na „tik tokowe utwory”. Tones and I zabiera nas w swoją muzyczną podróż, której towarzyszy nam jej charakterystyczny wokal. W tym aspekcie nic się nie zmieniło od czasu EP-ki. Jednych będzie on denerwował, inni powiedzą, że jest to jej atut. Jedynym minusem w tym temacie jest to, że momentami trudno jest zrozumieć słowa śpiewane przez wokalistkę.
Na krążku pojawiają się gównie kawałki pozytywne, lecz Tones and I kilka razy próbuje sprzedać nam nostalgiczny utwór. Niestety przez jej charakterystyczny głos, trudno jest to kupić. Piosenka Sad Songs, która ma być z założenia balladą, po prostu nie działa. Z tego powodu nawet smutne piosenki wydają się pozytywne, przez co krążek jest świetny na gorsze dni, gdy chcemy poprawić sobie humor. Welcome To The Madhouse jest płytą ciekawą przede wszystkim dlatego, że wokalistka próbuje różnych brzmień, które można znaleźć na popowej skali. W kawałku Won’t Sleep znajdziemy syntezatory i autotune, a we Fly Away gitarę z pianinem, które nadają jej akustyczny charakter. Na uwagę zasługuje również piosenka Dark Waters, która wyróżnia się na tle pozostałych swoim elektroniczno-instrumentalnym brzmieniem i jest czymś na wzór ballady, jednak przez dynamiczne refreny trudno jest nazwać ją w ten sposób.
Welcome To The Madhouse Deluxe
Jeśli komuś jest jeszcze za mało Tones and I to może sięgnąć po Welcome To The Madhouse Deluxe. Na tej wersji znajdziemy aż dwadzieścia kawałków, a przygoda z wokalistką wydłuża się do ponad godziny. Niestety, mam złą wiadomość dla tych, którzy zdążyli zapoznać się z EP-ką The Kids Are Coming, ponieważ dodatkowe utwory na wersji deluxe to wszystkie piosenki, które znajdziemy na tym wydawnictwie. W moim przekonaniu jest to ruch, aby w jakiś sposób umieścić przebój Dance Monkey na debiutanckim projekcie. W innym wypadku umieszczenie kawałków, które nie do końca wpasowują się w całość podstawowej wersji Welcome To The Madhouse jest nieuzasadnione.
Dobry debiut pomimo presji
Mimo presji, która ciążyła na Tones and I, wokalistka poradziła sobie i wydała „bezpieczny” krążek. Nie znajdziemy tam potknięć czy niedoróbek, jednak z pewnością nie jest to album dla każdego lub nie na każdy humor. Welcome To The Madhouse jest naładowany pozytywną energią, która rozchmurzy lub umili czas, na przykład podczas pracy. Nie znajdziemy tam również kawałków, które mogą aspirować do stania się takimi hitami jak Dance Monkey. Jednak wciąż jest to porządne prawie 50 minut popowej muzyki.