Sabrina Carpenter – emails i can’t send [Recenzja]

Sabrina Carpenter próbuje zawojować scenę muzyczną za sprawą swojego piątego solowego albumu pt. emails i can’t send. Na krążku jest dużo inspiracji i kalejdoskop emocji.

Sabrina

Sabrina Carpeneter – zmiany

Poprzednie cztery albumy Sabriny były czysto popowe. Jak sama to nazwała – wykonywała confident pop, a po stworzeniu krążka emails i can’t send bała się, że płyta się nie przyjmie. Powodem miała być zmiana brzmienia. Nie drastyczna, ale jednak zmiana. Z mocnych, popowo-elektronicznych kawałków, Sabrina postanowiła zrezygnować dla trochę lżejszej wersji tego samego gatunku.

Przyznam szczerze, że po przesłuchaniu kilku pierwszych utworów miałam wrażenie, że piosenkarka chciała nawiązać do muzycznego trendu, który królował mniej więcej w latach 2018-2019. Można było go zauważyć w kompozycjach od Seleny Gomez, np. w kawałku Back to you czy Rare. Chodzi o modę na popowy minimalizm, który momentami przywodzi na myśl muzykę akustyczną. Jest to jednak pozorne, ponieważ te kompozycje nie stronią od instrumentów (choć jest ich mniej niż zazwyczaj). Na dowód – posłuchajcie sobie kawałka Vicious z najnowszego projektu Sabriny. Zamknijcie oczy. A przed nimi stanie sama Selena Gomez. Utwór Vicious mógłby znaleźć się właśnie na ostatniej płycie Seleny.

Inspiracji jest wiele. Ale zanim, najpierw trochę o backgroundzie albumu emails i can’t send.

Album z ciekawym background story

Zaczęło się od formy terapii w pandemii. W jej ramach Sabrina pisała e-maile, które nigdy nie miały zostać wysłane. Co za tym idzie – nikt nigdy nie miał usłyszeć tekstów z płyty emails i can’t send. Ostatecznie niewysłane e-maile stały się inspiracją do tworzenia muzyki, a w konsekwencji, całego albumu. W wywiadzie dla vogue.com, Sabrina wypowiedziała się na temat historii krążka w ten sposób:

Myślę, że najtrudniejszą rzeczą dla mnie zawsze było nazwanie albumu. Nie wiem dlaczego, ale myślę, że to głownie przez fakt, że masz tak wiele historii w jednym miejscu i oczekuje się od ciebie jednego słowa [przyp. red. jednego słowa, które byłoby nazwą albumu]. To duża presja. Kiedy pisałam tytułowy utwór, używałam jednego z e-maili, które napisałem do siebie, i po prostu powiedziałam głośno: „To jest nazwa albumu!”. Wtedy każda piosenka pochodziła z tego miejsca. Każda piosenka pochodziła z tych e-maili lub wiadomości, czy jakakolwiek była moja droga do radzenia sobie w tamtym czasie. Myślę, że to uchwyciło naprawdę ważny okres w moim życiu.

Sabrina Carpenter dla vogue.com

W takim razie, czym właściwie jest emails i can’t send?

Mam nadzieję, że gdyby ktoś nigdy wcześniej nie słuchał mojej muzyki, a posłuchał tego albumu, to pozostawiłby poczucie [przyp. red. ten album], że słuchacz zna mnie lepiej jako osobę.

Sabrina Carpenter dla vogue.com

emails i can’t send

Wracając do inspiracji. Piosenkarka przyznała, że inspirowała się takimi gwiazdami jak Dolly Parton, Carole King czy Carly Simon. Ja tu słyszę znacznie więcej. Między innymi jest to właśnie wspomniana Selena Gomez i kawałek Vicious, który brzmi tak, jakby został specjalnie napisany właśnie dla niej. Kolejną inspiracją, której nie da się nie zauważyć to Ariana Grande. W wielu kompozycjach na płycie Sabrina sięga po harmonizowane chórki, które są bardzo charakterystyczne dla utworów Ariany. I jasne – same chórki nie są podstawą do ostatecznego werdyktu na temat inspiracji, jednak musicie posłuchać kawałka Nonsense, który brzmi tak, jakby był odrzutem z thank you, next lub positions od Grande. W dodatku, Sabrina brzmi momentami bardzo podobnie do wyżej wspomnianej wokalistki, przez co jestem się w stanie założyć, że nieświadom słuchacz pomyślałby, że Ariana właśnie wydała nowy singiel.

Na emails I can’t send jest miejsce praktycznie na każdą emocję. Są weselsze utwory, a nawet taneczne jak Read your Mind, bet u wanna czy Nonsense. Są te nostalgiczne, czyli how many things czy decode. Ale również są takie pomiędzy, czyli because i liked a boy, already over czy fast times.

Z początku dziwił mnie fakt, że pośród trzynastu kawałków na krążku, nie znajdziemy jej ostatniego dużego przeboju pt. Skin, który był świetnym popowym kawałkiem. Jednak później przypomniałam sobie, że jest to płyta koncepcyjna, a Skin powstało dużo wcześniej, więc naturalnie nie mogło pojawić się na emails i can’t send.

Chwilowy przystanek

Trzeba przyznać, że jako całość płyta emails i can’t send działa. Niektórych, historie na niej zawarte, poruszą. Dla mnie będzie to jedynie płyta do puszczania w tle. Najciekawszym utworem, który z pewnością zostanie ze mną na dłużej będzie bet u wanna. Jest to jak najbardziej poprawna płyta, jednak mam wrażenie, że Sabrina Carpenter lepiej radziła sobie w poprzednim brzmieniu, które było dla niej tożsame. Nie pozostawiało wątpliwości, że artystka jest sobą i czuje się dobrze w tym, co prezentuje. Na emails i can’t send jednak ilość brzmieniowych inspiracji, a momentami wręcz kalk, nieco przeraża. Piąty krążek w karierze Sabriny jest raczej tylko chwilowym przystankiem. Pozostaje czekać na kolejne wydawnictwa od tej wokalistki.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/