Rico Nasty – gwiazda Trapu? Punku? Popu?

Rico Nasty to dwudziestotrzyletnia raperka z USA. Pomimo sześcioletniej obecności w rap grze oraz posiadania na koncie tylu mixtapów, że nie sposób ich zliczyć na palcach jednej ręki to właśnie wydane czwartego grudnia Nightmare Vacation jest jej debiutem.

Autor: Rickytvn

Krwawa jesień

Rico w bezprecedensowy sposób dokłada swoją cegiełkę w obalaniu stereotypu jednej raperki na topie. Trzeba bacznie obserwować rozwój jej kariery, ale myślę że można jej zaklepywać powoli miejsce na Olimpie Żeńskich Raperek obok Nicki Minaj, Cardi B, Megan Thee Stalion, czy mniej mainstreamowej, ale na pewno zasługującej na wymienienie tutaj Little Simz. A jeśli my jej tego miejsca nie zaklepiemy to Rico zrobi to sobie sama, robiąc przy tym jesień średniowiecza z czterech liter każdego, kto odważy się stanąć na jej drodze. (Przynajmniej takie odniosłem wrażenie po przesłuchaniu Nightmare Vacation.) Ale czy takie płciowe podziały są nam w ogóle potrzebne? Nie, Nightmare Vacation to po prostu bardzo dobry album. Na pewno jeden z bardziej ciekawych trapowych krążków tego roku. Rico nie owija w bawełnę, jest agresywna, ale co najważniejsze – jest sobą. 

Rico Nasty 'Nightmare Vacation' Review - Stereogum
Okładka albumu Nightmare Vacation

TRAP

Rico na albumie zachwyca. Jest bezkompromisowa. Robi to co chce i słychać że czerpie z tego mnóstwo frajdy. Ociekający seksem Pussy Poppin? Check. Death Gripsowe wręcz brzmienia Let It Out? Check. Melodyjne i popowe Own It? Check. Totalnie maksymalistyczny singiel IPHONE w stylu 100gecs? Check! Swoją drogą IPHONE został nawet wyprodukowany przez jednego ze współtwórców 100gecs – Dylana Brady’ego. To wszystko się miesza ze sobą tworząc niecałe 40 minut dobrej muzyki. Wiele utworów zostało okraszonymi ciekawymi teledyskami, które również warto obejrzeć, żeby wczuć się w zwariowany świat prawdziwej Ragerki. Poniżej teledysk do wspomnianego przed chwilą IPHONE

Rico Nasty – IPHONE

Porsche

Zaczynamy równie intrygującym, co energicznym Candy. Następnie chwila na oddech przy melodyjnym, ale niestety mocno generycznym Don’t Like Me, o nim później. Potem kontynuujemy przejażdżkę naszym Porsche z zablokowanym podtlenkiem azotu i z kierownicą bez wspomagania, po drogach trapu, popu i punku. Gdyby pozbyć się Trippiego Redda z Loser  to mniej więcej w okolicy 8 utworu wyrywamy sobie kierownicę z naszego Porsche i rozpoczynamy jazdę na oślep. Ale to dobrze, bo droga jest pewna, silnik warczy, a samochód sprawia wrażenie jakby sam wiedział co ma robić. Melodyjne i popowe No debate i Own It brzmią bardzo dobrze. Smack A Bitch, czy Let It Out to aż noisowe klimaty, na których Rico również pokazuje klasę. Na uwagę zasługuje również OHFR? z iście cukierkowo punkowym teledyskiem. Przewijająca się w twórczości artystki fraza Sugar Trap nie wzięła się w końcu znikąd.

Rico Nasty – OHFR?

Maksymalizm

Autor: Jonathan Weiner dla NME

Raperka zdaje sobie sprawę z mocy swojego głosu i robi z niego niesamowity użytek. Nie boi się eksperymentować, na jednym kawałku brzmi jak wokalistka RnB, tylko po to żeby na następnym brzmieć jakby została wyjęta z połowy sesji nagraniowej jakiegoś zespołu metalowego. Dzieje się tu bardzo dużo, ale jednak album nie przytłacza, a raczej zachęca do dalszego odsłuchu. Wynika to z prostego faktu – Rico zręcznie przeplata trap, punk i pop, zachowując przy tym swój charakterystyczny styl. Do mocnych stron zaliczyć trzeba więc głos, technikę, pewność siebie i to, że pomimo mocnej różnorodności, jest to album spójny.

Zmarnowany potencjał

Przejdźmy teraz do tej mniej przyjemniej części recenzji. Bezkompromisowość Rico nie zawsze jej pomaga. Potencjał featów, poza Aminé został kompletnie zmarnowany. A szkoda, bo Gucci Mane i Don Toliver razem mogli brzmieć dużo lepiej, niż to co się stało na Don’t Like Me. Wydaje się, jakby mieli za mało swobody, pod względem flow czy tekstu, w rezultacie wyszło nijak, a mógł być banger. Gościnne występy na Smack a Bitch pomimo widocznych starań nie sprostały poziomowi Rico, co psuje odbiór kawałka. Całe szczęście jest wersja bonusowa bez nich, uf, bo sam utwór brzmi super. Tak samo Loser z Trippie Reddem po prostu brzmi bardzo dobrze, popowo ale z ciekawym sznytem – dopóki gość nie zaczyna śpiewać. Wchodzi jak do siebie, w ubłoconych butach, kompletnie nie próbując się przystosować do artystki, brakuje tutaj odczucia że artyści się porozumieli i wpadli na pomysł na ten kawałek wspólnie.

Za wszelką cenę?

Nightmare Vacation to naprawdę porządny album, warty przesłunia, Rico pokazuje swoje możliwości w maksymalnie skondensowanej formie. Bez zbędnych wypełniaczy Rico Nasty wygrywa na wszystkich frontach na których podejmuje walkę, ale pytanie czy zawsze warto, bo czasem zdarza się jej też niejako zaatakować pobratymca. Ja trzymam za nią kciuki, bo dawno nie słyszałem trapu, który by mnie tak zainteresował. Opowiadając na pytanie tytułowe, Rico jest gwiazdą czego chce. Świecić też będzie jak chce.