Gdańsk, sierpień 1980. Przy bramach Stoczni Gdańskiej (wówczas imienia Włodzimierza Lenina) tłoczą się protestujący. Wkrótce fala strajkowa przetoczyła się przez całą Polskę. Nieoficjalnym hymnem nowopowstałej „Solidarności” stały się Mury. Z piosenką na ustach walczyli z niesprawiedliwym reżimem. Oto krótka historia polskiego protest songu. Historia o tym, jak polscy muzycy solidaryzowali się z opresjonowanym narodem, uciekając przy tym przed partyjną cenzurą.
Czym jest protest song?
Protest song (ang. pieśń protestu) – rodzaj piosenki z nurtu muzyki zaangażowanej, której wymowa jest manifestem skierowanym przeciw jakiemuś zjawisku społecznemu lub politycznemu, np. przeciw wojnie lub biedzie.
By zrozumieć fenomen polskiego protest songu, należy przytoczyć rys historyczny. Wszystkie te piosenki łączy jedno – artyści nie zgadzali się z monopartyjną władzą, kontrolowaną przez Związek Radziecki. Łamano wówczas podstawowe prawa obywatelskie, a kolorowe plakaty propagandowe nie mogły bardziej minąć się z szarą, PRL-owską rzeczywistością. Dodatkowo cenzura prewencyjna zapobiegała przedostawaniu się do mediów faktycznych informacji o świecie i kraju. To artyści wzięli sprawy w swoje ręce. Sztuka od zawsze podtrzymywała ludzi na duchu i pomagała radzić sobie z codziennością.
Czesław Niemen i pierwsza, polska piosenka sprzeciwu
Eskalacja polskich piosenek zaangażowanych społecznie nastąpiła w latach osiemdziesiątych. Wszystko zaczęło się jednak dwie dekady wcześniej. Mamy rok 1967. W ostatnie dni czerwca, oczy całej Polski były skierowane tylko w jeden punkt. Opole. Kto nie mógł sobie pozwolić, by uczestniczyć w festiwalu na żywo, oglądał z zapartym tchem koncert w telewizji. Segment Premiery przyniósł nieco ponad trzydzieści nowych utworów. Na scenie zaprezentowali się między innymi Zdzisława Sośnicka, Czerwone Gitary, czy Skaldowie.
Jednak ten letni wieczór należał tylko do jednej osoby. Wszedł na scenę w rytm egzaltowanego, orkiestrowego intra. Gdy zaśpiewał pierwszy wers, swoim silnym jak dzwon głosem, widownia wstrzymała na chwilę oddech, Chodzi o Czesława Niemena i pierwsze wykonanie Dziwny jest ten świat. Wypełniona dramatyzmem i wielkimi emocjami – początkowo napisana o relacjach międzyludzkich. Polacy odnaleźli w niej drugie dno, które idealnie opisywało życie w socjalistycznym kraju. Jakimś cudem przemknęła obok cenzury. Władza nie mogła jej zignorować. Było też za późno, by ją zbojkotować. Dlatego postanowiła przyznać piosence specjalną nagrodę festiwalu. Tak narodził się pierwszy, polski protest song.
Wojtek, nie daruję Ci tej nocy!
Mamy rok 1982. W Polsce od lat obowiązuje stan wojenny, a młodziutki zespół z Lublina zrobił niemałe zamieszanie. Bajm stawiał dopiero pierwsze kroki na scenie, a mimo wszystko – wydał jeden z największych hitów dekady. Józek, nie daruję ci tej nocy to piosenka, która jest podwójnie kontrowersyjna. Nie zapominajmy, że cofnęliśmy się w czasie, aż o czterdzieści lat. Przede wszystkim, silny wydźwięk erotyczny i mocny image zespołu szokował. Jednak to tylko płaszcz, pod którym ukrywa się prawdziwy przekaz piosenki. To nie jest utwór o przypadkowej nocy z kochankiem. Tekst odnosi się do dramatycznych wydarzeń z grudnia 1981. Początkowo, tytułowy bohater miał mieć na imię Wojtek, jednak Andrzej Pietras był zmuszony zmienić imię, by piosenka mogła ruszyć w obieg.
Polacy szybko wyczuli prawdziwą naturę Józka. Podczas jednego z koncertów w Warszawie, rozszalały tłum wykrzyczał refren z imieniem Wojtek. Wskutek czego Bajm nie mógł koncertować w stolicy przez dwa lata. Jednak Beata Kozidrak wraz z zespołem nie ugięli się cenzurze. Jeszcze wielokrotnie przewijały się w ich tekstach motywy polityczne. Co mi panie dasz / W ten niepewny czas? – z tym pytaniem wychodziła na scenę wokalistka, próbując przetrwać w szarym świecie PRL-u. Nie zapominajmy też o sławetnej Białej Armii – ale to już lata 90. i zupełnie inna historia.
Kocham Cię, Moskwo i Republika
Do postaci Wojtka Jaruzelskiego bezpośrednio odnosiła się również kultowa Republika. Zespół reprezentował wszystko, co znienawidzone przez władzę. Nowofalowe brzmienie, które wręcz ociekało kulturą Zachodu, a także zaangażowane politycznie teksty. O dziwo, zespół żył z partią zaskakująco dobrze. Był częstym gościem Radiowej Trójki, a ich utwory pięły się po listach przebojów. Grzegorz Ciechowski tak wspomina próby ocenzurowania ich tekstów:
Szedłem na spotkania z cenzorem trzymając pod pachą Apollinaire’a czy Majakowskiego, żeby wytłumaczyć, że sformułowań podobnych do moich można się uczyć w szkołach. Że jeżeli mówię »kocham cię Moskwo«, to nie robię sobie jaj ze Związku Radzieckiego. To akurat dotyczyło Obywatela G.C., w 1986 r. Musiałem przerwać nagrania na dwa tygodnie, bo wpadł redaktor i wstrzymał je, jakbym nadawał na żywo jakąś solidarnościową audycję.
Podróżować jest bosko!
Problemy z władzą ludową miał zaś Maanam. Początki legendarnego zespołu Kory Jackowskiej miały miejsce w Opolu. Tam, zaskoczyła wszystkich nowym utworem Boskie Buenos, w którym ryzykowanie poruszała temat zagranicznych wypraw, które były wówczas zakazane. Co więcej, paradowała po scenie w ciemnych okularach, parodiując tego, którego parodiować nie można. Czara goryczy przelała się w 1984 roku. Wówczas zespół odmówił udziału w Koncercie Przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Władza zakazała z tego powodu grania muzyki Maanamu w rządowych mediach. Jednak ludzie byli spragnieni rockowych brzmień i dobrze o tym wiedział Marek Niedźwiecki, który wyciął najbardziej charakterystyczny fragment Boskiego Buenos i przez pół minut grał same werble. W takiej okrojonej wersji słuchano wtedy Kory. Jak widać, nie tylko muzycy, ale też dziennikarze umykali państwowej cenzurze.
Ograniczenie w odtwarzaniu dostał również Lady Pank za kawałek Mniej niż zero, a dokładniej fragment: zaliczona matura na pięć, w której cenzorzy doszukiwali się tragicznej historii Grzegorza Przemyka, który został pobity na śmierć przez milicję.
Chcemy bić ZOMO!
Pozostając w temacie koncertowania – wpadkę miał również zespół Perfect. Piosenka Chcemy być sobą to smutne podsumowanie komunistycznej rzeczywistości. Młodzi fani muzyki szybko zmienili tekst i na każdym występie krzyczano Chcemy bić ZOMO! Szczególnie głośno wybrzmiało to podczas festiwalu w Jarocinie, który stał się ostatnią ostoją wolności słowa. Tamże swoje pierwsze kroki stawiał też Kult, a jesteśmy przecież w temacie zespołów kultowych, więc nie mogło go zabraknąć. Ich sztandarowym utworem jest Hej, czy nie wiecie. To apel w stronę wszystkich dyktatorów i rządzących, którzy trzymają społeczeństwo w ryzach. Kazik Staszewski podsumował go w dwóch zdaniach:
Ten aparat polityczny myśli, że ma władzę. A dzierży ją przecież szatan.
Nic dziwnego, że większość piosenek z Polskiego Topu Wszech Czasów Radiowej Trójki pochodzi właśnie z lat 80. To wtedy artyści musieli sprytnie unikać cenzury, a jednocześnie dodawać ludziom siły i nadziei. Te protest songi powstały na bazie prawdziwych emocji i gniewu. Czy można sobie wyobrazić lepszy katalizator do tworzenia? Choć minęło już prawie czterdzieści lat, większość z nich nie zestarzała się choćby o dzień. Najsmutniejsze jest to, że pozostają aktualne nawet dziś. Ta uniwersalność świadczy o ich sile i tym, że dawna Polska była reprezentowana przez szereg artystów przez wielkie A.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/