Idealna, amerykańska rodzina postanawia uciec od miejskiego zgiełku i zamieszkać na przedmieściach. Ich serce z miejsca kradnie piękny dom przy 657 Boulevard w Westfield. Niestety, ich szczęście nie trwa długo. Amerykański sen rodziny szybko zamienia się w koszmar, gdy w ich skrzynce pocztowej zaczynają pojawiać się niepokojące listy. Podpisuje się pod nimi tajemniczy Obserwator.
Fenomen true crime
Ostatnimi czasy możemy zauważyć tendencję serwisu Netflix do wydawania ogromu dreszczowców o tematyce true crime. Twórcy coraz częściej sięgają po prawdziwe zbrodnie i postacie morderców, które z jakiegoś powodu zdają się nas niezmiernie intrygować. Dlaczego? To pytanie warto zadać twórcom serialu Obserwator (Ian Brennan i Ryan Murphy), ale też popularnego ostatnio Dahmera, który rozsławił w internecie osobę Jeffreya na niemałą skalę.
Mianowicie okazuje się, że nasze społeczeństwo ma pewną potrzebę doświadczania tzw. „ciemnej strony” rzeczywistości. Kusi nas, żeby poznawać i analizować umysły morderców, psychopatów, porywaczy oraz próbować ułożyć skomplikowane puzzle, jakimi jest ich psychika. Podobnie jak podczas lektury Arthura Conan Doyle’a czy Agathy Christie, oglądając true crime mamy okazję zamienić się na chwilę zarówno w detektywa, jak i wejść w rolę ofiary. To pozwala twórcom trzymać nas przed ekranem w transie ciekawości, napięcia i strachu, dla którego kochamy zarywać noce. Czy także w wypadku Obserwatora?
Obserwator – koszmar rodziny Broaddus
Brendanowi i Murphy’emu (American Horror Story) najwidoczniej spodobała się wspólna praca, bo niespełna miesiąc po premierze świetnego Dahmera, wyszedł kolejny owoc ich symbiozy. Tym razem panowie postanowili sięgnąć po temat opisany przez Reevesa Wiedemana w czasopiśmie The Cut. To tam znalazł się szczegółowy opis realnych wydarzeń pewnej rodziny, która była nękana w realnym życiu przez niejakiego Obserwatora.
W ten sposób Derek i Maria Broaddus wraz z dziećmi, stali się netflixową rodziną Brannocków, która na naszych ekranach przeżywa istny koszmar. Po wprowadzeniu się do wymarzonego domu za miastem wszystko zaczyna się im powoli sypać. Ekscentryczni sąsiedzi wydają się negatywnie nastawieni (jeden z nich lubi nawet pojawiać się niepytany w kuchennej windzie w środku nocy), a razem z pocztą, zaczynają przychodzić przerażające listy.
Na nic tu ciepły kocyk
Dean (Bobby Cannavale) wraz z żoną Norą (Naomi Watts), postanawiają jednak zostać w nawiedzanym epistolograficznie domu i rozwiązać problem intruza. Wynajmują prywatną detektyw i zakładają monitoring, jednocześnie wysuwając oskarżenia wobec zdziwaczałych sąsiadów. Po rozmowie z poprzednimi właścicielami domu dochodzą do wniosku, że w grę zamieszane mogą być makabryczne praktyki okultystyczne i niewyjaśnione morderstwa, co tylko podsyca dreszczyk emocji. Nie ważne jak ciepły nie byłby kocyk, pod którym siedzimy.
Atmosfery niewyjaśnionej grozy zdecydowanie nie ogrzewa również wizerunek drugoplanowych postaci. Twórcy wyraźnie nakreślili w scenariuszu granicę między ciepłą rodziną Brannocków a resztą mieszkańców Westfield. Tutaj należy się ukłon w stronę Watts i Cannavale za ogromny realizm i autentyczność ich relacji. Na nie mniejsze uznanie zasłużyły także Margo Martindale (Mo) i długo niewidziana Mia Farrow (Pearl). Panie nie tylko pokazały nieraz doceniany już kunszt, ale i oddały idealnie mroczny klimat wrogich przedmieści.
Obserwator – doświadczenie warte przeżycia
No właśnie, ale czy sam serial staje na wysokości zadania i daje widzowi kryminał, jakiego oczekuje? Obserwator może i nie jest dziełem tak wybitnym, jak jego starszy o parę dni brat – Dahmer – ani otwierającym usta jak filmy Finchera, ale trzeba mu przyznać jedno. Wciąga przerażająco skutecznie. Może to zasługa twórców, może obsady, ale oglądając obserwatora, niesamowicie szybko wsiąka się w ekran.
Na przestrzeni jedynie 7 odcinków nawiązujemy z bohaterami na tyle silną relację, że miniserial staje się pewnego rodzaju doświadczeniem. Jeśli ktoś szuka więc odrobiny emocji i przeżyć true crime w formie krótkiego, przyjemnego serialu, rekomenduję Obserwatora z czystym sumieniem. Po seansie polecam również odbycie krótkiego spaceru po Westfield w Google Maps. Tak, żeby spotęgować wrażenia.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura