Neil Young – zmiana na lepsze? [Felieton]

Po sukcesie komercyjnym, jaki odniósł album Harvest, Neil Young znalazł się na rozdrożu kariery. Nigdy nie dążył do komercjalizacji swojej muzyki, lecz kiedy został światową gwiazdą rocka, pociągnęło to za sobą niespodziewane skutki. Jego życie prywatne zaczęły dotykać nawarstwiające się problemy, które już wkrótce miały znaleźć swoje odbicie w jego twórczości. Jak w obliczu tych zmian odmieniła się muzyka Neila Younga?

Neil na swojej farmie

Harvest stanowiło mieszankę przystępnego country i folk rocka, która mogła przypaść do gustu wielu słuchaczom. Te czynniki w połączeniu z naturalnymi dla Younga zdolnościami songwriterskimi skutkowały prawdziwym bestsellerem na miarę 1972 roku. Nagle po obu stronach Atlantyku na muzykę Neila Younga zaistniał niespodziewany popyt. W trasie promującej Harvest mieli wziąć udział ci sami muzycy, którzy nagrywali album, a więc zespół The Stray Gators.

Jedynym nowym muzykiem, który miał wziąć udział w przedsięwzięciu, był Danny Whitten, gitarzysta Crazy Horse i przyjaciel Neila. Już jednak podczas prób zespołu jasnym stało się, że nad Whittenem górę bierze jego uzależnienie od narkotyków. Young zdecydował się zrezygnować z udziału swojego kumpla w trasie, jednocześnie dając mu pieniądze i powrotny bilet lotniczy. Tego samego dnia, w którym Danny Whittenem został wyrzucony z zespołu, zmarł z powodu przedawkowania leków. Poza oczywistym bólem spowodowanym śmiercią przyjaciela, Young czuł się również przez kolejne lata współwinnym tej tragedii.

Neil Young zaczyna mieć problemy

Tournee z The Stray Gators okazało się artystycznym sukcesem, stwarzając okazję do zaprezentowania nowych utworów, napisanych już po wydaniu Harvest. Ten okres był również początkiem kolejnych problemów w życiu Younga. Śmierć Whittena, presja sławy i napiętego grafiku trasy odcisnęło swoje piętno na Kanadyjczyku, który zaczął znajdować ukojenie w alkoholu. Time Fades Away, live album z nowymi kawałkami zarejestrowanymi podczas wspomnianej trasy, stał się pierwszym sygnałem zmiany tematyki utworów Neila. Stał się pierwszą częścią tzw. Ditch Trilogy.

Heart of Gold’ put me in the middle of the road.
Traveling there soon became a bore so I headed for the ditch

Powyższy cytat pochodzący z wkładki do kompilacji Decade idealnie opisuje stosunek Younga do tego okresu jego życia. Skoro Times Fades Away stanowi pierwszą część tej mrocznej trylogii, to co mogło zdarzyć się później? W sierpniu 1973 roku Neil ponownie stawił się w studiu, tym razem już z doświadczeniami z poprzedniej trasy. Nim jeszcze to nastąpiło, los Whittena podzieliła kolejna osoba. Był nią techniczny Bruce Berry, który był dla Younga bliskim kompanem. Żal po jego przedwczesnej śmierci stanowił inspirację do stworzenia motywu Tonight’s the Night, który towarzyszył nadchodzącej sesji nagraniowej.

Utwór o tym samym tytule przedstawia pokrótce postać Berry’ego i okoliczności, w jakich Neil dowiedział się o jego śmierci. Jednak to nie sposób, w jaki ta historia została opowiedziana, ale jej sens miał stać się jej głównym motywem. Wraz ze śmiercią kolejnego bliskiego czara goryczy się przelała i jedynym sposobem na katharsis Younga pozostało opowiedzenie o swoich problemach dźwiękami muzyki.

W czasie próby

Sesja nagraniowa trwa?

Śmierć dwójki przyjaciół nie była jednak jedynym wątkiem, które chciał poruszyć Young w  swoich nowych nagraniach. Jego związek z aktorką, Carrie Snodgress przeżywał w tym czasie kryzys. Na tej kanwie powstało Speakin’ Out, a więc utwór, w którym narrator, oglądając telewizję, kontempluje miłość (lub brak takowej) do obiektu swoich westchnień. Zupełnie innym kawałkiem jest Lookout Joe. Szok, jaki przeżywa główny bohater tego utworu, wynika z jego niezrozumienia zmian, jakie zaszły w otaczającym go społeczeństwie.

Ta opowieść jest tak prawdziwa, jak tylko Neil Young był w stanie odtworzyć nastroje, które odczuwali wówczas amerykańscy żołnierze powracający z wojny w Wietnamie. To ich doświadczenia stały się podstawą tej historii. Omawiane wyżej sesje nagraniowe, choć były sukcesem artystycznym, stanowiły coraz większy problem dla Younga, który był niezadowolony z ich efektów. Remedium na ten stan rzeczy miało być zarzucenie projektu nagrania albumu Tonight the Night i wyruszenie w trasę z The Santa Monica Flyers (tak wówczas nazywał się zespół Younga).

Koncerty Zespołu przygotowywane były w większości w oparciu o nowy materiał zarejestrowany niedawno w studiu nagraniowym. Wraz z kilkoma wcześniejszymi przebojami dorzuconymi jakby od niechcenia, w dużej mierze koncerty miały stanowić bezpośrednią reakcję na atmosferę, jaka panowała w studiu nagrań. Wiązało się to również z wykonywaniem motywu Tonight the Night kilka razy bądź jako jednego długiego jamu. Fani, którzy pojawiali się na koncertach Neila, nie byli w większości zadowoleni z nowego muzycznego kierunku muzyka. Nie mogli znać większości wykonywanych przez niego utworów, a ich personalny wydźwięk był dla wielu pretensjonalny.

Reakcją słuchaczy były często negatywna, co objawiało się buczeniem i pokrzykiwaniem w momencie rozbrzmiewania kolejnych, nowych kompozycji. Niezadowolenie publiki szybko podchwyciła również prasa, pisząc niepochlebne recenzje, koncentrujące się na tym, jak to, rzekomo, kariera Neila Younga miała się chylić ku upadkowi.

Podczas trasy z The Santa Monica Flyers

Powrót do przeszłości

Kanadyjczyk nie pozostawał obojętny na docierające do niego głosy krytyki, w wyniku czego zdecydował się definitywnie zawiesić pracę nad niedokończonym Tonight the Night. Swoją uwagę skierował wówczas w stronę projektu kolejnego albumu, którym stała się trzecia część Ditch Trilogy zatytułowana On The Beach oraz lukratywnej propozycji tournee z Crosby, Stills & Nash w 1974 roku.

Gdy trasa ze wspomnianym trio dobiegła końca, jak bumerang powrócił problem, tego, co można zrobić z niedokończonymi nagraniami z ubiegłego roku. Pomocni okazali się wówczas przyjaciele Younga z grupy The Band, którzy po zapoznaniu się z rzeczonym materiałem zaczęli zdecydowanie nakłaniać Neila do ich publikacji. Niechętny temu było kierownictwo Reprise Records, które obawiało się, że będzie to kolejna nieudana próba dorównania sukcesowi Harvest. Tym razem jednak Tonight the Night miało zostać dokończone.

W trakcie kompletowania albumu Young zdecydował się wykorzystać również utwór Come on Baby Let’s Go Downtown. Został on zarejestrowany na żywo podczas jednego z koncertów Neila, co odróżnia go na tle reszty płyty. Istotnym jest również fakt, że wokalistą występującym w tym żwawym kawałku, jest Danny Whitten. Dołączenie akurat tego elementu, do, jak się zdawało spójnej całości, stanowi kontrapunkt dla smutku, jaki otaczał wówczas artystę. To swego rodzaju ostatnie wspomnienie szczęśliwych chwil, jakie Danny i Neil spędzali, wykonując razem muzykę na scenie.

Young i Whitten

Neil Young kończy album

20 czerwca 1975 roku ukazał się szósty solowy album Neila Younga. Przybywający do sklepów muzycznych fanów powitała czarno-biała okładka z wizerunkiem muzyka. Kolorystka oraz długa broda Younga wskazywały na wydźwięk całego krążka. Podobnie było z krótką wiadomością, jaką autor zawarł w środku płyty. Neil przepraszał za to, że słuchacze nie zrozumieją, kim są ludzie, o których śpiewa.

Pomimo dobrych recenzji jakie podczas premiery zebrała płyta, wydawca nie pomylił się i nie był to kasowy sukces. Dla zagorzałych fanów nie stanowiło to jednak problemu w uznaniu Tonight the Night jak i całej Ditch Trilogy za szczytowe osiągnięcia w karierze Neila Younga.

Choć od premiery Tonight the Night minęło dużo czasu, wciąż wiele tematów, jakie Neil Young zawarł na tym krążku, pozostaje aktualnych. Autentyczne emocje oraz żywe brzmienie są przekonujące również i mnie, sprawiając, że z czasem uznałem ten album za mój ulubiony w całej dyskografii Younga. Wyróżnia się on również na tle Ditch Trilogy jako jej najciemniejszy punkt. Czy jest to zatem idealny album, żeby zacząć od niego przygodę z muzyką Kanadyjczyka? Nie, gdyż najwięcej daje on od siebie tym, którzy są już zapoznani z modus operandi tego muzyka. Gdy jednak słuchacz rozumie, z jakim rodzajem wyznania ma do czynienia, jest w stanie dostrzec w nim artystyczne piękno.