Kacper Szpyrka i Jakub Wiśniewski to duet szalonych ryzykantów. Któż wydaję płytę w czasie pandemii i jeszcze nazywa ją Się? O płycie, intertekstualnych kontekstach oraz muzycznych upodobaniach Wertera, rozmawiam z Kirszenbaum.
Myśląc o waszym zespole postrzegam ten projekt jako twór, który jest wewnętrznym oksymoronem. Zarówno na płaszczyźnie muzycznej jak i tekstowej używacie środków, które wydają się sprzeczne, niemożliwe do pogodzenia. Zatem, czym dla was jest Kirszenbaum?
Jakub: Kirszenbaum jest jakimś twórczym konstruktem. Niektórzy dziennikarze czy muzycy nie lubią słowa „projekt”. Ja je lubię. Słowo „projekt” wskazuje na pewną działalność, pewien proces. Lubię Kirszenbaum określać mianem „projektu”.
Kacper: Dla mnie to jest podmiot artystyczny z rozdwojoną Kacprowo-Jakubową jaźnią, jest jakąś postacią, która jest zasadzona na pewnych sprzecznościach i one właśnie wpływają na całokształt tego projektu.
Jakub: W sumie to, o czym mówi Kacper, przypomina mi okładkę naszego pierwszego albumu: rozdwojony humanoid. To formuła, która nie ma odgórnie określonej formy. Twórczość jest tu celem samym w sobie. Nie stawiamy sobie konkretnych celów. Pracujemy na materiale, który pojawia się w nas spontanicznie, my tylko selekcjonujemy najlepsze (oby) jego fragmenty. To jest właśnie Kirszenbaum [śmiech].
Dość istotnym momentem waszej kariery była wygrana w ramach konkursu Nowe Tradycje w 2018 roku. Postrzegacie siebie bardziej jako „nowych” czy tradycyjnych?
Jakub: Myślę, że obydwie te kategorie nas dotyczą. Z jednej strony powoli wypracowujemy sobie własny styl. Jeśli miałbym znaleźć inny zespół, który gra tak jak my, to nie wiedziałbym kogo wskazać. Myślę, że tworzymy coś oryginalnego.
Kacper: Siłą rzeczy odcina nas to od tradycji.
Jakub: Z drugiej strony, spoglądając na współczesną muzykę, czujemy się nieco anachroniczni: gramy muzykę opartą na instrumentach akustycznych, wykorzystujemy elementy folku i często nie stronimy od tradycyjnej, zwrotkowo-refrenowej konstrukcji piosenki. Słuchając w radiu współczesnego popu mam wrażenie, że tworzymy muzykę w zupełnie inny sposób niż robi się to w mainstreamie. Nasz proces twórczy i sposób podejścia do muzyki kojarzy mi się dużo bardziej z przeszłością niż teraźniejszością.
Czy wasze inspiracje folkowe wynikają z waszych upodobań muzycznych?
Kacper: My niuchamy za różnymi klimatami. Ucząc się gry na skrzypcach mimowolnie gdzieś z tej muzyki czerpałem. Pojedyncze rzeczy z góralszczyzny czy folku od zawsze we mnie były. Czasem wchodzimy w pewien trans, aby wzbudzić wśród odbiorcy niepokój, a z drugiej strony rzucamy się też w stronę żywiołowości. Kirszenbaum stanowi miks tych energii.
Jakub: Kiedy zaczęliśmy grać i poznawać ludzi z tak zwanego środowiska folkowego, uświadomiliśmy sobie, jak bardzo nie znamy się na folku [śmiech].
Kacper: Również udzielane wywiady nam to uświadomiły. Często pojawiały się pytania z jakąś ukrytą tezą o ten nasz folk np. „Czy nasza muzyka promuje kulturę jakiegoś regionu?”. Tymczasem to, co robimy, nie jest następstwem jakiś badań terenowych. Nasze odpowiedzi niestety nie spełniają oczekiwań tak zadanych pytań.
Skąd pomysł na wykorzystanie w waszych tekstach postaci literackich i historyczno-literackich? Z jednej strony te postacie są znane w kulturze, każdy słyszał o Tołstoju, Grudzińskim czy Zoli, ale nie każdy potrafi konkretnie odnieść się do tych postaci.
Kacper: Dwa tropy. Pierwszym jest fakt, iż my żyjemy tą literaturą: czytamy ją, dyskutujemy o niej. To dużo mniej przypadkowe niż z tą folkowością. Drugim jest pewna aura tych postaci. Odbiorca posiada pewne wyobrażenie, które ich dotyczy i albo bawimy się z tym rozumieniem, albo wykorzystujemy je do własnej interpretacji.
Jakub: To jest bardzo śliski grunt. Każdy ma inną świadomość kulturową i często konotacja tych nazwisk z konkretnymi skojarzeniami po prostu nie zachodzi, bo jednak nie każdy te postaci zna.
Kacper: Tak było z Motomyszami. Myśleliśmy, że to znana animacja, a jednak spore grono odbiorców jej nie kojarzy.
Ja też poznałem Motomyszy dopiero po przesłuchaniu waszej płyty i zupełnie inaczej wyobrażałem sobie te szczury. [śmiech]
Jakub: [śmiech] Więc właśnie dlatego chcielibyśmy, żeby ta intertekstualność była jedną z wartości naszej twórczości, ale na pewno nie jedyną. Mamy nadzieję, że nawet bez kontekstu te teksty bronią się same, a odbiorca zaznajomiony z daną postacią może co najwyżej odczytać w tekście dodatkowe znaczenia. Myślę, że DJ Tołstoj broniłby się równie dobrze jako DJ Marek, a jednak ten Tołstoj zmienia skojarzenia odbiorcy.
Kacper: To są takie przynęty, na które łapiemy słuchacza.
Wasze intertekstualne zabawy nie ograniczają się jedynie do wykorzystania wielkich postaci. Dlaczego zdecydowaliście się mieszać Wielkie Figury z tym co jest uznawane za kulturę masową?
Kacper: To jest odzwierciedlenie tego, co dzieje się współcześnie. To starcie tych kultur uznawanych za wysoką i niską istnieje, a obecnie jest nieodłącznym elementem kulturowego pejzażu. Reklama wchodzi do teatru, a teatr do reklamy.
Jakub: Żyjemy w takiej rzeczywistości. Nie chce nam się udawać, że jest inaczej.
Kacper: Idziesz Krupniczą i dostrzegasz wielki baner „We all read dead people”, a zaraz obok jest kebab. Plakat jest czarny od smogu, a baner sklepu świeci jaskrawymi kolorami. Wnioski wyciągnij sam.
Jakub: Chyba nikogo już nie zaskakują prace doktorskie dotyczące polskich przekładów Conana czy tekstów 2paca. Podejrzewam, że Peja zapytany o to, czemu rapuje o blokowiskach, odpowie, że rapuje o tym, co go dotyczy. W naszym przypadku jest dokładnie tak samo. Nasze teksty też są obserwacjami otaczającego nas świata, ubranymi jedynie w ciekawą formę.
Kacper: Postać Batmana i Jokera to też również bardzo wdzięczny temat prac. Samo nastawienie do komiksów czy gier wideo też zmieniło się przez lata.
Skąd wynika wasze zamiłowanie do słowotwórstwa?
Kacper: Język jest fajny. Nie ma co z niego robić takiego nudnego, powtarzalnego systemu znaków. Język jest ciekawy i nie ma sensu żerować na wykorzystanych konwencjach.
Jakub: Traktujemy język jak każde inne narzędzie. Podobnie jak z instrumentami: wykorzystujemy różne efekty próbując nadać tym instrumentom nowe brzmienie.
O ile w przypadku muzyki nowe brzmienia są pożądane, o tyle w przypadku języka mam wrażenie, że rzadko słuchacz chce słyszeć neologizmy. Z jakim odbiorem ten zabieg się spotyka?
Kacper: Czytając Szekspira czy Leśmiana też można dostrzec dużo neologizmów. Część z nich już zadomowiła się w języku, a część z nich postrzegamy dziś jako anachronizmy. Język cały czas kroczy i nie ma potrzeby zamykać go w sztywne ramy.
Czy płyta stanowi dla was jakąś większą całość/koncept? A może jest ona zbiorem utworów pojawiających się w danej chwili?
Jakub: Pierwszy album był trochę takim The Best Of początkowych numerów, natomiast Się jest już zapisem krótszego okresu czasu. Ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że pierwotną formą muzyki popularnej jest piosenka, nie album. Szanuję podejście osób, które uważają, że płyta stanowi pewną całość, jest ona jednak formą dość przypadkową. To praktyczne ograniczenia technologiczne sprawiały, że płyty osiągały określone długości. Album nie jest jakąś formą sztuki wymyśloną w starożytnej Grecji, której trzeba się trzymać, bo inaczej przepadniemy. Dla mnie, podstawowym nośnikiem muzyki jest piosenka.
Kacper: Możemy tutaj wykorzystać skojarzenie literackie, jakim jest zbiór opowiadań. Te opowiadania są w pewien sposób połączone ze sobą, ale są też odrębnymi bytami. Odczytywanie ich osobno ma sens, ale jako całość dopełnia się pewien obraz. Tak samo jest z naszymi albumami.
Jak narodził się pomysł na wasze teledyski? Forma mash-upu dawnych filmów mimowolnie dopisuję wam gdzieś łatkę „retro”.
Jakub: Początkowo, pomysł na kolaże pojawił się ze względów praktycznych. Gdy wydawaliśmy pierwsze numery, chcieliśmy opatrzyć muzykę jakimś wizualium. Ze środkami było jednak krucho, zdecydowaliśmy się więc dokonać twórczego recyklingu, wykorzystując stare filmy. Technika kolażu filmowego sięga samych początków kina, eksperymentowal z tą formą choćby Salvador Dali.
Udało mi się odnaleźć nagrania z waszych akcji „Kirszenbaum czyta…”, które dotyczyły m. in. Lema czy Schulza. Czy słuchowiska to jest wasza forma konsumpcji literatury?
Kacper: Kiedyś bawiłem się w takie słuchanie. Dojeżdżałem do pracy w jednej z zatłoczonych linii komunikacji miejskiej z audiobookami na słuchawkach, bo zawsze panował taki ścisk, że nie miałem jak książki otworzyć. Nie łączyłbym jednak takiego słuchania z naszymi „audiobookami na żywo”. Dla nas to była pewna forma, która umożliwiła nam spróbowanie czegoś nowego. Zdecydowaliśmy się zrobić improwizowaną muzykę i jednocześnie poćwiczyć nasze umiejętności czytania. Nie było to w żaden sposób wyreżyserowane.
Jakub: Nie jesteśmy muzykami jazzowymi, więc nie ma tu mowy o wirtuozerskiej improwizacji, ale chyba spodobał nam się rezultat, w szczególności Lovecraft.
Pytam o tę formę, gdyż zastanawia mnie czy to nie był przedsmak tego jak postanowiliście zakończyć drugą płytę.
Kacper: Nacisk na instrumentalną warstwę naszych utworów od zawsze towarzyszyła projektowi Kirszenbaum. Mieliśmy różne plany dotyczące tworzenia długich instrumentalnych kawałków, do których miałby być recytowany tekst. Myśleliśmy również o koncertach, podczas których miały być odczytywane wiersze. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale może kiedyś do tego wrócimy.
Skąd decyzja na zaproszenie Marcina Świetlickiego do utworu Wniebowzięcie Dymitra K.?
Jakub: Spotkaliśmy się przez wytwórnię. Świetliki są w Karrocie [wydawcy Kirszenbaum – przyp. JW.], co ułatwiło nam dojście do pana Świetlickiego. Bez tego być może też mogłoby się to udać, bo jest on bardzo otwarty na kolaboracje, ale myślę, że gdyby nie Karrot, nie mielibyśmy odwagi wyjść z taką propozycją. Mieliśmy bardzo niejasne przeczucie, że zaproszenie go do współpracy będzie dobrym pomysłem i faktycznie, jesteśmy bardzo zadowoleni z końcowego efektu. Warto czasem podjąć takie ryzyko.
Czy wydawanie płyty w czasie pandemii to ryzyko?
Jakub: To nie jest ryzyko. Wiadomo, że się nie zwróci [śmiech]. Pandemia strasznie schrzaniła nam wszystkie plany koncertowe.
Kacper: Ryzyko jest takie, że płyta spotka się z umiarkowanym zainteresowaniem albo żadnym. [śmiech]
Jakub: Nie jest chyba żadną tajemnicą, że wydawanie płyt nie jest poważnym źródłem przychodu dla muzyków, nawet tych największych. Podstawową formą dochodowej aktywności muzycznej jest granie na żywo, to dlatego pandemia jest taką katastrofą dla całej branży. I oczywiście wkurza nas, że nie możemy grać materiału z Się. Tak naprawdę, dopiero spotkanie z publicznością pokazuje rzeczywistą siłę takiej muzyki.
Kacper: Czym jest w ogóle płyta? Dziś dzieciaki mówią o dyskietkach, że jest to przycisk do zapisywania wydrukowany drukarką 3D. Myślę, że żywotność płyty, jako fizycznego nośnika, też nie ma przed sobą świetlanej przyszłości.
Zajmujecie się literaturą w różnych wymiarach: piszecie, tłumaczycie, dokumentujecie. Skąd w was chęć tworzenia właśnie muzyki?
Jakub: Mnie od wczesnego dzieciństwa muzyka bardzo mnie emocjonowała. Po prostu czułem potrzebę zajmowania się właśnie tym. Na coś trzeba zmarnować swój czas. Niech będzie to muzyka.
Kacper: Moje zamiłowanie do literatury musiałem sobie wypracować w późniejszych latach i zniwelować szkody poczynione przez szkołę. Jako dziecko chodziłem do szkoły muzycznej, więc moja relacja była typowa dla tego typu ucznia: od skrajnej nienawiści po wielką pasję. Muzyka była u mnie pierwsza. Literatura i poezja zafascynowały mnie w późniejszym etapie mojego życia. Muzyka daje środki ekspresji, których inne formy nie dają. W bardzo ciekawy sposób można je łączyć z innymi formami sztuki takimi jak literatura czy film.
Czy Werter lub Kordian słuchaliby Kirszenbaum?
Kacper: Kordian wczuwający się w Winkelrieda przyjmującego na klatę wszystkie ciosy mógłby wtedy słuchać Wniebowzięcia Dymitra K. Może Chochoł do rytmicznego mordowania cara też by się nadał. Nie żebyśmy do czegoś namawiali. [śmiech]
Jakub: Na pewno mogliby słuchać, ale nie tylko Kirszenbaum. Werter na pewno słuchałby Bon Iver. I pewnie trochę punka.
Kacper: Jest taka piosenka Smoga…
Jakub: Your Wedding.
Kacper: Tak. Jej też by na pewno słuchał.
Rozmowę przeprowadzono 27 lutego 2021 roku.