Po raz pierwszy o grze usłyszeliśmy w 2013 roku. Na początku jawił się, jako miks poprzedniej gry studia, Dead Island i świetnego Mirrors Edge. Oczekiwaliśmy od Techlandu solidnego projektu trzymającego poziom poprzednika. Nikt nie spodziewał się, jak świetny tytuł zaoferuje nam wrocławski deweloper. Ostatnio Dying Light obchodził swoje siódme urodziny. Jak tytuł wygląda po tak długim czasie od premiery i czy broni się w 2022 roku?
Niewinne początki
Od pierwszych Call of Juarez oraz Dead Island Techland przyzwyczaił nas do gier, które są w stanie rywalizować na arenie międzynarodowej z największymi tytułami. Do dziś pozostają drugim najważniejszym i najbardziej rozpoznawalnym producentem gier znad Wisły, zaraz po CD Projekt Red. Nic dziwnego, że gdy zapowiedzieli Dying Light entuzjazmom na rodzimej ziemi nie było końca.
Koncepcja była intrygująca. Połączenie mechaniki znanej z Dead Island i połączenie jej z parkour’owymi technikami znanymi z Mirrors Edge. Gracze nie mogli się doczekać, aby przetestować produkt, jednak na jego pojawienie się trzeba było zaczekać aż do początku 2015 roku.
Przyznam się szczerze, że obawiałem się tej daty. W tym samym roku premierę miały m.in. Batman: Arkham Knight, Fallout 4, czy Wiedźmin 3: Dziki Gon. Uważałem, że przy natłoku tych, jak i innych dużych tytułów, Dying Light nie przebije się i ostatecznie okaże się porażką marketingową. Okazało się, że niepotrzebnie się zamartwiałem. Nie boję się tego powiedzieć, Dying Light to najlepsza gra o zombie w historii.
Dying Light niespodziewanym hitem
27 stycznia 2015, światowa premiera nowego tytułu od Techlandu. Dying Light stał się niewątpliwie jednym z największych zaskoczeń tamtego roku, sprzedając się w pięciu milionach kopii w ciągu siedmiu miesięcy. Do 2019 roku studio mogło pochwalić się aż siedemnastoma milionami egzemplarzy, co jest świetnym wynikiem, przekraczającym najśmielsze oczekiwania. Tutaj pojawia się pytanie. Dlaczego Dying Light okazał się takim sukcesem?
Dużym atutem gry jest bardzo dobra oprawa graficzna oraz klimatyczne miejsce, w którym rozgrywa się fabuła. Miasto wzorowane Stambułem w trakcie dużej imprezy sportowej cechuje się niebywałym klimatem. Jest on zarazem egzotyczny (za sprawą dzielnicy slumsów), ale też i w pewnym sensie swojski, dzięki pięknej starówce. W obu tych lokacjach można poczuć gęstą atmosferę niebezpieczeństwa i tragedii, jaka wydarzyła się w tym mieście.
Klimat robi się gęstszy, gdy nadchodzi noc, która jest najciekawszą składową całej produkcji. W trakcie nocy na ulicach pojawiają się niebezpieczniejsze odmiany zombie, a przeciwnicy zyskują na sile. Podróżowanie o tej porze jest niezwykle niebezpiecznie, ale i zarazem niesamowicie ekscytujące. Przekradanie się po ciemnych alejkach pełnych niebezpiecznych zombie, które w ułamku sekundy mogą cię zabić, jest niezwykle emocjonującym przeżyciem. W nagrodę za taki styl grania otrzymujemy podwojone punkty doświadczenia, co jest idealną gratyfikacją za trudy związane z nocnymi eskapadami.
Wypady w ciemnościach nie byłyby przyjemne, gdyby sterowanie postacią nie byłoby dobre. Na szczęście oparcie rozgrywki o parkour czyni grę bardzo dynamiczną i satysfakcjonującą. Do wachlarza trików można dodać jeszcze różne pułapki oraz usprawnienia walki i biegania, które możemy odblokowywać, awansując na kolejne poziomy postaci.
Dlaczego Dying Light jest tak dobry?
Dying Light jest tytułem wybitnym, który potrafi wciągnąć na wiele godzin zabawy. Dzięki zróżnicowanemu wachlarzowi umiejętności możemy prowadzić nasze działania na wiele sposobów. Mój styl gry z postępem w grze rozwijał się, przez co gra nie nudziła mi się przez całą jej długość. Techland, w bawieniu się rozgrywką i modyfikowaniu jej zależnie od sytuacji, postanowił pójść o krok dalej. Rok po premierze podstawowej gry zaprezentował światu dodatek o podtytule „The Following”.
Gracze dostali do dyspozycji jeszcze większą, bardziej otwartą mapę wiejską i nową historię. Największą nowością była kompletna zmiana sposobu naszego podróżowania przez świat gry. Do rąk graczy został oddany samochód, którym podróżujemy przez ogromny świat. Samochodem możemy również taranować zombie, jednak trzeba uważać, gdyż może on ulec zniszczeniu. O auto trzeba dbać, zmieniając jego części oraz regularnie go tankując. Zmiana nacisku podróżowania z parkour’owego biegania na jazdę samochodem wyszła grze na dobre. Otrzymaliśmy świetną, wysokiej jakości zmianę formuły, która stała się znakiem rozpoznawczym dodatku.
Historia, tak jak w przypadku podstawki, nie była jej najmocniejszą stroną, jednak to nie przeszkodziło mi w bawieniu się świetnie przy tej produkcji.
Gra ponadczasowa
A jak sprawuje się Dying Light po tych siedmiu latach od premiery? Nadal znakomicie. Gdyby tytuł miał swoją premierę dzisiaj, dalej byłby powiewem świeżości w branży oraz trzymałby ten sam, bardzo wysoki poziom, który trzymał w 2015 roku. Dość powiedzieć, że siedem lat od premiery nadal otrzymuje wsparcie od deweloperów, w postaci mniejszych lub większych rozszerzeń. W mojej opinii Dying Light jest pozycją obowiązkową dla ludzi, którzy lubią eksperymentować z rozgrywką oraz czerpać z niej radość. A jeszcze nie wspomniałem tutaj o czteroosobowym trybie kooperacji, który w tym tytule daje tyle satysfakcji, ile nie mogłem uzyskać z innych kooperacyjnych produkcji. Kopanie w czwórkę kumpli jednego zombie pomiędzy sobą. Coś pięknego.
Techland pręży muskuły
Co czeka dalej franczyzę? Już jutro, 4 lutego będziemy mogli powrócić do tego świata raz jeszcze, ponieważ premierę będzie miała kontynuacja o podtytule Stay Human. Twórcy obiecują usprawnienie mechanik, które stanowiły o sile poprzednika oraz usprawnienie elementów, które w jedynce kulały. Duży nacisk ma być położony na historię, jak również na kreację świata przedstawionego. Niektóre redakcje branżowe otrzymały przedpremierowo tytuł do zrecenzowania, dzięki czemu mogli nam uchylić rąbka tajemnicy, jak produkcja prezentuje się w finalnej wersji.
Według doniesień będziemy mieli do czynienia z udaną kontynuacją serii, która pochłonie nas do swojego świata na dziesiątki godzin. Z reguły jestem sceptycznie nastawiony do przedpremierowych recenzji, więc z werdyktem wstrzymam się do momentu, aż sam nie zagram. Na ten moment pozostaje nam jedynie rozkoszować się pierwszym Dying Lightem oraz dodatkiem The Following, oraz wyczekiwać jutrzejszej premiery.