Jack White – Fear of the Dawn [RECENZJA]

Jack White jest znany szerszej publice głównie dzięki twórczości pod szyldem duetu The White Stripes. W swojej solowej twórczości, garażowy rock zamienił na eksperymentalną mieszankę rocka, bluesa, folku, a nawet elementów hip-hopowych. Z każdym kolejnym wydawnictwem, White eksperymentuje coraz bardziej i pozwala na coraz mniej kompromisów. Czy to działa? Niestety nie zawsze…

Jack White – Fear of the Dawn

Jack White — Fear of the Dawn. Promocja i długie oczekiwanie

Single, promujące pierwszą z zapowiedzianych na 2022 rok płyt, napawały nadzieją przede wszystkim fanów cięższej, bardziej szorstkiej twórczości White’a. Zarówno Taking Me Back, jak i tytułowe Fear Of The Dawn to brzmienia, które niewątpliwie przywołują na myśl silnie przesterowane gitary — rodem z Icky Thump czy Blue Orchid z portfolio White Stripes. Kolejne zajawki – a wśród nich Hi-De-Ho (ale do tego jeszcze wrócimy), to już ta bardziej współczesna, eksperymentalna i pokręcona odsłona Jacka White’a. Już przed premierą albumu wiedzieliśmy, że White będzie próbował łączyć dwa dość odległe od siebie bieguny. Zagadką było jednak, jakie wrażenie zrobi to, co na płycie znajdzie się obok singli.

8 kwietnia na świat przychodzi Fear Of The Dawn

Pierwsze piosenki to single – to już znamy – ciężkie gitarowe granie, wśród oscylujących syntezatorów i ekspresywnego stylu Jacka. Następujące po nich The White Raven podtrzymuje ten trend. Jednak w tym momencie odsłuch albumu przerywany jest nagłym zdaniem sobie sprawy, że pierwsze 10 minut zlewa się ze sobą w głośną, szorstką, ale i raczej homogeniczną masę. Monotonię przerywa Hi-De-Ho. Tu White daje upust swoim hiphopowym ciągotom, ale w pokrętny sposób łączy je z wręcz chóralnym wstępem. Niestety, jest to chyba najsłabszy element płyty. Przyjemnie usłyszeć Q-Tipa – legendę A Tribe Called Quest, ale chyba mnie ta złożoność przerosła. 

Pomiędzy hitami — zapychacze

W tej niechlubnej kategorii umieszczam wspomniane Hi-De-HoInto the Twilight i That Was Then, This Is Now. White przede wszystkim nie popisuje się tu w warstwie lirycznej. O ile melodie wciąż intrygują i muzyk w każdym utworze udowadnia, że jest gitarowym virtuoso, o tyle odstają one poziomem od często błahych i prostych wersów, którym brak argumentów, żeby zapaść w pamięć. Słabe wrażenie poniekąd zacierają ostatnie utwory na płycie — Morning, Noon and Night, a w szczególności intymne Shedding My Velvet.

Tworzą one dodatkowo klamrę spinającą cały album,  którego kulminacyjnym momentem są słowa wypowiedziane właśnie w utworze, który kończy cały album – „better to illuminate than merely to shine”. Wydają się one przyświecać White’owi w kontekście całej bardzo jaskrawej i radykalnej płyty. Artysta nie zadowala się graniem rzeczy jedynie przyjemnych, bezpiecznych – idzie dalej i ryzykuje.  

Po przesłuchaniu płyty pojawia się niedosyt

Jako wieloletni fan White’a stawiam mu wysoko poprzeczkę. Uważam, że to muzyk wybitnie uzdolniony technicznie, który ma niewątpliwy talent do przesuwania granic rocka poza to, co już znamy. Po mniej eksperymentalnych i słusznie już zapomnianych płytach Blunderbuss w końcu stawia na swoim. Bez skrupułów i kompromisów eksperymentuje oraz daje upust swojej kreatywności. Niestety, z drugiej strony wydaje mi się, że utwory na Fear Of The Dawn (a tyczy to się także Boarding House Reach) są w całym tym kreatywnym chaosie niedokończone i niedopracowane.

Jack próbuje połączyć brzmienia i gatunki z dwóch biegunów muzycznego spektrum. Jednak ogromny wysiłek splatania ich w jedną całość sprawia, że zabrakło im oszlifowania i zakrycia spoin, które w ostatecznym produkcie są bardzo ewidentne. Powoduje to, że Fear Of The Dawn to nie spójna, wciągająca słuchacza produkcja, ale bardziej zbiór melodii. Melodii, które czasem wymagają od odbiorcy za dużo cierpliwości. Są tu piosenki, do których wracam i będę wracał jeszcze długo. Choć niestety przeplatają się one z utworami, które zasługują jedynie na miano zapychaczy. Warto zaznaczyć, że w tym roku ma ukazać się jeszcze jeden solowy album Amerykanina. Jack White musi wytrwać jeszcze trochę w swoim poszukiwaniu ideału. Artysta jest na dobrej drodze, jednak wciąż na pewno nie osiągnął celu.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/