Gdy 1 marca świat kinematografii szalał na punkcie drugiej części Diuny, nikt w muzycznych kręgach nie pisnął słowem o nowej aktywności Grimes. Co skłoniło kanadyjską artystkę do wydania wersji nightcore swojego pierwszego albumu właśnie teraz?
Odpowiedź jest prostsza, niż można oczekiwać i jakiej można się domyślać. Jeżeli jesteście zapoznani ze światem przedstawionym w dziele Franka Herberta, to nazwa Giedi Prime na pewno obiła wam się o uszy. To właśnie Diunie Grimes dedykuje swój pierwszy album, który jest jej niezwykle bliski. Mogłoby się wydawać, że to Manifest Komunistyczny Karola Marksa, który dumnie czytała po zerwaniu z Elonem Muskiem. Gdy świat obiegła ta „niepozowana” sesja, świat wyśmiał Grimes, że to jest jej ulubiona pozycja do czytania.
Jednak dzisiaj nie o tym. Cofnijmy się w czasie do 2010 roku, w którym Grimes dopiero zaczynała swoją przygodę z muzyką.
Grimes czytająca Manifest Komunistyczny Karola Marksa
Początki w Garage Band
Claire Elise Boucher zaczęła pisać muzykę pod pseudonimem Grimes w 2007 roku. Swoje imię sceniczne zawdzięcza platformie MySpace, na której zapoznała się z gatunkiem muzyki grime, czyli elektroniczno–tanecznymi brzmieniami, szczególnie popularnymi w Londynie na początku XXI wieku.
Mamy 2010 rok, dokładniej 10 stycznia, gdy dwudziestojednoletnia Grimes wydaje swój pierwszy, debiutancki album studyjny, który z amatorskim zacięciem rozpoczyna jej muzyczną przygodę. W wywiadzie On The Records dla redakcji Pitchfork wspomina:
„Do tworzenia używałam głównie programu Garageband. Wszystko, z czego korzystałam, było pożyczone od znajomych. Większość perkusji na albumie to zwyczajnie dźwięk uderzanych ołówków o stół. Czuję, że jest wiele rzeczy, które mogłam zrobić inaczej, jednak ta kulawość i niedokończona natura powodują, że ten album tak przyciąga oraz intryguje”.
Można by odnieść wrażenie, że linia melodyjna niektórych piosenek jest do bólu chaotyczna. Jednak ta koncepcja słodko-gorzkich brzmień wpasowuje się idealnie w całość albumu. Prostota, która stała za procesem twórczym pokazała, jak uzdolnioną artystką jest Grimes. Geidi Primes okazało się czarującym oraz zaskakującym debiutem. Krytycy podkreślają marzycielski klimat, który stał się nieodłącznym elementem stylu kanadyjskiej twórczyni. To właśnie klucz do eskapizmu, który Boucher konsekwentnie buduje od pierwszej płyty. Sama Grimes określa Geidi Primes jako sci-fi cyber twee. Według Urban Dictionary, cyber twee to biała hipsterka, która surfuje po internecie. Można powiedzieć, że jest to album swoich czasów, który bardzo dobrze się zestarzał. Szczególnie że skończył ostatnio 14 lat.
Tak dla mnie brzmi „Diuna”
Tak właśnie brzmienie Diuny Franka Herberta wyobrażała sobie Grimes. Warto zaznaczyć, że Geidi Primes ma charakter koncepcyjny, tworzy spójną całość, którą można potraktować jako jeden trzydziestojednominutowy utwór.
Przy tworzeniu, artystka inspirowała się światem przedstawionym w książce oraz adaptacją w reżyserii Davida Lyncha z roku 1984. Dzięki ponownym ekranizacjom Denisa Villeneuve’a świat znowu zachłysnął się fantastyką Herberta, a sama Diuna zaczęła od paru lat przeżywać swój renesans. W tym całym zamieszaniu znalazł się kawałek tortu dla Grimes, która pokazała nam, jak dla niej brzmi świat Diuny.
Geidi Primes, najprościej mówiąc, jest orientalną dawką popu, muzyki elektronicznej oraz lekko psychodelicznych, opasłych Lo-fi beatów. Nie jest to album dla każdego. Jednak przede wszystkim, jest to muzyka eksperymentalna, w której Grimes, wśród wokali w nieznanych językach, szuka swojego stylu.
Rzućmy okiem jeszcze na nietypową okładkę płyty, która przypomina kwietną demonicę. Grimes we wspomnianym wcześniej wywiadzie wyjaśnia historię stojącą za jej autorską grafiką:
„Jej włosy mają przypominać wszechświat, a przez to, że wtedy bardzo lubiłam róże, użyłam ich jako motywu przewodniego. Te dziwne serduszka z gałkami ocznymi, które w dziwny sposób przypominają symbol Comme des Garçons był przypadkowym zabiegiem. Nie zdawałam sobie sprawy, że był to już znak ich marki czy coś takiego, więc wybaczcie mi…”.
Na planecie Geidi Primes, czyli analiza piosenek
Grimes, jako ogromna fanka Diuny, nie zrobiła literówki w tytule albumu. Geidi Primes odnosi się do planety Giedi Prime, którą zamieszkuje ród Harkonennów. Błąd jest celowy, ponieważ Prime rymuje się z Grimes. Po prostu…
Zagłębmy się może bardziej w omawiany album, aby dostrzec więcej analogii do Diuny. Caladan jest pierwszym utworem z albumu i, jak sama Grimes wspomina, to była pierwsza piosenka, jaką sama zrobiła. Tytuł nawiązuje do fikcyjnej planety, z której pochodził główny bohater powieści – Paul z rodu Atrydów. Drugi utwór Sardaukar Levenbrech brzmi nad wyraz orientalnie, ponieważ tekstu piosenki nie można przetłumaczyć. Grimes wymyśliła własne słowa, inspirując się językiem mandaryńskim. Sam tytuł nawiązuje jednak do rangi militarnej przyznawanej w świecie Diuny. Zoal, Face Dancer to natomiast odniesienie do generacji Tancerzy Oblicza, którzy posiadali zdolność zmieniania ludzkiej postaci. Rosa poświęcony jest relacji Lady Jessici oraz Księcia Leta Atrydy, czyli rodziców głównego bohatera powieści. Piosenka opisuje jak para, po opuszczeniu rodzinnego Caladan i przyjeździe na Arrakis, zaczęła się od siebie oddalać. Avi odnosi się do postaci Rabbiego Aviego Garbera, żydowskiego nauczyciela, który pojawia się jako bohater epizodyczny. Jednak to Grimes postanowiła poświęcić mu cały utwór. Feyd Rautha Dark Heart to piosenka dedykowana antagoniście pierwszej części Diuny. To właśnie z Feydem Rauthem Harkonennem spór toczy Paul Atryda. Przedostatni tytuł albumu, Shadout Mapes, związany jest z postacią gospodyni, która jako Fremenka zajmowała się rezydencją rodu Atrydów na Arrakis. Ostatni utwór Beast Infection natomiast odnosi się do kolejnej postaci z domu Harkonennów, czyli Glosu Rabbana, który za swoją brutalną naturę nabawił się przydomku „bestia”.
Dlaczego nikt nie mówi o Geidi Primes w wersji nightcore ?
Może dlatego, że fani poczuli się zawiedzeni. Większość internautów machnęła palcem na przyspieszoną wersję albumu. Grimes zrobiła miły gest, odkopując swój pierwszy album z odmętów dyskografii, jednakże to nie było to, czego fani oczekiwali.
W dobie editów oraz przeróbek nikt nie przypuszczał, że sama Grimes odsmaży tak stary kotlet. Zagorzali fani nie byli pewni czy to żart, czy naprawdę wyszło to spod rąk Grimes. Różnica jest znacząca – szybkość. Wersje nightcore zazwyczaj są przyspieszone o 25% względem szybkości oryginalnego utworu. Nie każdemu wpadnie to w ucho. Artystka w odświeżonej wersji pominęła utwór Shadout Mapes, dlatego uświadczymy na tym krążku tylko dziesięć pozycji.
Wypuszczenie odświeżonej wersji Geidi Primes w premierę drugiej części filmowej Diuny, było na pewno ukłonem w kierunku fanów jej pierwszej płyty oraz samych miłośników fantastyki Herberta słuchających Grimes. Był to ciekawy zabieg z jej strony pokazujący, że nie zapomina o swoich starych projektach i ma do nich zasłużony sentyment.
Joanna Sztanka
Po więcej aktualności ze świata muzyki zapraszamy do naszej sekcji Magazyn Muzyczny!