Od usłyszenia ostatniej płyty Foster The People minęły już trzy lata, a o zapowiadanym rok później, czwartym z kolei albumie, ciągle niewiele wiadomo. Fani muzyków nie pozostali jednak z głuchą ciszą na słuchawkach. Wszystko za sprawą wydawanych od tamtego czasu singli oraz najnowszej EP, która światło dzienne ujrzała 11 grudnia. Czy nowy materiał spełnia oczekiwania niecierpliwych słuchaczy?
Dobry start
Foster The People zasłynęli w branży muzycznej dzięki singlowi Pumped Up Kicks, który w 2010 roku wyniósł ich na szczyty list przebojów, stając się jednym z najpopularniejszych utworów dekady. Niecały rok później dane nam było posłuchać pierwszego studyjnego albumu – Torches. Zarówno krytycy jak i słuchacze przyjęli muzyków niezwykle pozytywnie. Od tamtej pory regularnie, ponieważ co trzy lata prezentowali nam kolejne CD. Ich brzmienie określane jest jako psychodeliczne połączenie indie popu z rockiem alternatywnym.
Eksperymentowanie
Muzycy nie boją się poruszania między gatunkami i zmiany swojego brzmienia. W porównaniu do pierwszych dwóch płyt, Sacred Hearts Club miał dużo bardziej popowy wydźwięk. To samo dotyczyło wydawanych później singli i utworów z kolaboracji. Nic więc dziwnego, że po pojawieniu się nowego materiału spodziewałam się czegoś w podobnym klimacie. To co otrzymaliśmy jest jednak czymś zupełnie innym niż dotychczasowe wydania. In The Darkest Of Nights, Let The Birds Sing zawiera sześć utworów trwających łącznie 24 minuty. Pierwsze trzy utwory swoją premierę miały dopiero 11 grudnia, a kolejne poznaliśmy już w poprzednich miesiącach. Całość utrzymana jest zdecydowanie w elektronicznym, psychodelicznym klimacie. Wyraźnie słyszalne są inspiracje muzyką lat 80, z której w ostatnim czasie czerpie wielu artystów.
Foster z osobistym znaczeniem
In The Darkest Of Nights, Let The Birds Sing można nazwać najbardziej osobistym z wydań zespołu. Warstwa liryczna nie jest przypadkowa. Za sprawą głosu Foster’a zmierzamy się zarówno z pierwszymi objęciami uczuć, jak i z perspektywą straty ukochanej osoby.
Utwory, lirycznie – bycie naprawdę autentycznym było dla mnie bardzo ważne. Miłość jest prawdopodobnie najpotężniejszą rzeczą na ziemi. Wszystkie z tych piosenek dotyczą różnych aspektów miłości.
Szczególnie ważnym przykładem jest tutaj Lamb’s Wool, którą usłyszeliśmy już w maju. Pierwsza koncepcja powstała w głowie Isom’a Innis’a, który zainspirowany życiem i śmiercią swojej babci stworzył melodię na pianino. Mark Foster powrócił do pomysłu w trakcie śmiertelnej choroby swojego wujka. Zarówno dla jednego, jak i drugiego stanowiło to pewnego rodzaju pogodzenie się ze stratą bliskich. Piękno kompozycji odczuwalne jest nie tylko w tekście, ale również w melodii. W aranżacji nie zabrakło smyczków i wspomnianego wcześniej pianina. Jest to według mnie drugi najlepszy utwór na EP.
Spójna koncepcja
Pomimo faktu, że niektóre z nagrań bronią się lepiej niż inne, całokształt pozostaje niezwykle spójny i przemyślany. Otwierający numer Walk With A Big Stick stanowi dobre rozpoczęcie 20-minutowej muzycznej podróży. W klimat wprowadza nas rytmiczny dźwięk gitary i basu, a utwór swoją lekkością i wokalem nawiązuje do twórczości The Beach Boys.
Druga na trackliście Cadillac to mój zdecydowany faworyt. Bohater tekstów pragnie jedynie zabrać ukochaną w drogę i robić z nią śmiałe rzeczy. Jendak jeśli chodzi o warstwę muzyczną, mogę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych kawałków Foster The People. Gitarowy charakter jest podobny do tego, który słyszeliśmy poprzednio. Kluczową rolę przejmują tutaj basy. Wszystko brzmi bardzo rytmicznie i momentami niepokojąco, a brzmienie refrenu zostaje w głowie na dłużej. Jako trzecie wybrzmiewa opisywana wcześniej Lamb’s Wool i uważam, że jest to lepsza połowa EP.
Kolejno później The Things We Do i Under The Moon niezbyt odbiegają poziomem od swoich poprzedników. W pierwszym najwyraźniej ze wszystkich utworów słyszymy syntezator. Stanowi to pewnego rodzaju kontrast z następnym numerem, w którym rozbrzmiewają niższe wokale Foster’a i prostsza warstwa melodyczna. To również w nim wyczuwa się największą desperację w głosie bohatera, który wręcz błaga o usłyszenie odczuwanego bólu.
Ostatnia na liście znajduje się Your Heart Is My Home, która uznawana jest za najsłabszą z całej EP. Nie jest to najlepszy popis zespołu, ale ciągle wpasowuje się w ogólną idee. Spodziewałam się, że będzie to pewnego rodzaju kontynuacja Under The Moon, ponieważ tytuł występuje tam jako fragment tekstu. Niestety jest to coś zupełnie innego. Być może jest to dobre zakończenie narracji, ale nie do końca zadowala pod względem muzycznym.
Foster The People w formie
In The Darkest Of Nights, Let The Birds Sing warto posłuchać nie tylko, aby sprawdzić jak elastyczne brzmienie potrafią mieć amerykanie. EP brzmi jak podróż bez celu w ściemniający się, letni wieczór. Jest pięknym przykładem twórczości grupy i powiewem świeżości w ich ostatnich, popowych singlach. Nie ma wątpliwości, że nie pożegnam się z nią za szybko.