Transfer Cristiano Ronaldo do Manchesteru United na chwilę przed zamknięciem okienka transferowego latem zeszłego roku pobił rekordy popularności. Gdyby jednak ktoś poprawnie przewidział, w jakim miejscu będzie kolejnego lata CR7, wielu sympatyków futbolu wyśmiałoby taki scenariusz.
Post na Instagramie po dołączeniu Cristiano do „Czerwonych Diabłów” zebrał blisko 13 milionów polubień, stając się najbardziej popularnym wpisem spośród wszystkich treści klubów sportowych. Co więcej, w ciągu dwóch tygodni od dokonania transferu obrót ze sprzedaży koszulek Ronaldo wyniósł 200 milionów dolarów, z czego 60 w ciągu pierwszych 12 godzin. Liczba wyszukiwań imienia i nazwiska Portugalczyka również wzrosła w sieci o 600%.
Po co United Ronaldo?
Klub z Old Trafford bez cienia wątpliwości zyskał na tym transferze pod względem marketingowym, choć i tak był już czołową marką na świecie od ok. 30 lat. W tym miejscu rodzi się jednak pytanie: dlaczego z Ronaldo było tak źle, skoro miało być tak dobrze? W analizie pokazujemy, że pomimo zdobycia 18 bramek w Premier League w zeszłym sezonie, Cristiano Ronaldo stanowił często ciało obce w swojej drużynie.
Zgodnie z prognozami z początku sezonu, pod względem czysto sportowym Cristiano nie stanowił pierwszej potrzeby United.
Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera, a później Ralpha Rangnicka, napotykali na duże problemy w budowie ataków od niskich stref. W roli defensywnego pomocnika w obecnym sezonie występował głównie Scott McTominay, którego statystyki w rozwijaniu akcji ofensywnych plasują się daleko za połową stawki spośród wszystkich pomocników. Paul Pogba był z kolei wyłączony z gry na wiele kolejek, a Bruno Fernandes częściej odpowiadał za kreowanie ataków w roli dalszego rozgrywającego. Jeśli schodził niżej, rzadko kiedy partnerzy wypełniali opuszczoną przez niego przestrzeń.
Ronaldo w ataku
Biorąc po uwagę tworzenie szans strzeleckich partnerom, Ronaldo nie miał się czym pochwalić. Według danych FBref, 37-latek znajdował się w ok. 50-tym percentylu wśród napastników pod względem kluczowych podań (1.02) i oczekiwanych asyst (0.08). W każdym meczu wykonywał ok. 2 progresywnych podań, lecz zaledwie ćwierć z nich docierało do pola karnego. Warto więc sprawdzić, jak te liczby odzwierciedlało boisko.
Zagrania do przodu Ronaldo, siłą rzeczy, miał miejsce głównie podczas kontrataków. Cały zespół znajdował się wtedy w okolicach połowy boiska, dlatego Cristiano mógł obsłużyć podaniem partnerów wbiegających w wolne przestrzenie bliżej bramki przeciwnika.
Portugalczyk pełnił w tej fazie gry również rolę tzw. target mana, do którego posyłane było długie zagranie, po czym następowało zgranie do gracza ustawionego niżej. Ten skierowany był twarzą do bramki rywali, mógł uderzyć, lub wykonać podanie rozwijające atak.
Ronaldo także obniżał swoje ustawienie, odgrywał piłkę do tyłu lub do boku, a jego partner uruchamiał trzeciego zawodnika, który mógł wbiec za linię defensywy poza polem widzenia obrońcy, który skupiony był na piłce.
W szybkich atakach po odbiorze piłki, czyli w ciągu pierwszych 5 sekund, skuteczność CR była na najwyższym poziomie, ponieważ często mógł także kontynuować atak, wbiegając w szesnastkę. Potwierdza to mapa posiadania przez United futbolówki w takich sytuacjach. Ronaldo zanotował w takich chwilach tyle samo kontaktów z piłką w drugiej, co w trzeciej tercji boiska, gdzie wykańcza się akcje.
Im dalej w las, tym było jednak gorzej. Pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki dużo rzadziej brał bezpośredni udział w grze, gdy atak Manchesteru trwał dłużej. Na tej grafice przedstawiono jego kontakty z piłką podczas akcji trwających od 5 do 10 sekund…
…a na tej od 10 do 30 sekund, czyli praktycznie w atakach pozycyjnych. Jak widać, Ronaldo zwykle wyczekiwał na dogrania w strefie największego zagrożenia, czyli w polu karnym, gdzie mógł zaprezentować swoje umiejętności strzeleckie. To jednak teoria, bo w praktyce przestawiało się to nieco inaczej.
Kiedy jego koledzy konstruowali ataki, sam zwykle ustawiał się między obrońcami. Robił to jednak zbyt jednostajnie, nie prowokował ich do wyjścia ze stref, a partnerzy w pobliżu piłki, w tzw. centrum gry, tracili opcje podania za plecy obrońców.
Należy jednak stwierdzić, że już wewnątrz pola karnego potrafił bardzo dobrze poruszać się bez piłki. Dbał o to, by obrońcy nie kontrolowali go i tracili z pola widzenia. Była to dla niego świetna okazja, by wbiec pomiędzy nich od tzw. ślepej strony i wygrać pozycję przed strzałem na bramkę.
Znacznie skuteczniejszy był jednak w szybkich atakach, kiedy mógł wyczuć moment wbiegnięcia na piłkę prostopadłą, wyskoczyć spomiędzy stoperów i skontrolować linię spalonego. United jednak rzadziej mogli nastawiać się na kontry, ponieważ ich rywale stosowali wobec nich głównie niższy blok obronny. W zeszłym sezonie pozwalali im średnio na 12 podań, zanim przechodzili do działań obronnych (OPPDA), co stanowi liczbę ok. dwukrotnie większą, niż w przypadku wszystkich zagrań w kontrataku.
W atakach pozycyjnych wsparcie Ronaldo w rozegraniu piłki było dość iluzoryczne i wykonywane bez większego namysłu. Zejścia CR w niższe strefy nie naruszały linii obrony przeciwnika, nie rozwijały ataku, a futbolówka była wycofywana i posyłana na drugą stronę boiska. Przeciwnicy z pewnością zauważyli, że Cristiano w takich chwilach nie tworzył żadnego zagrożenia, partnerzy nie podejmowali z nim znaczącej współpracy, więc odpuszczali doskok pressingowy.
Izolacja Ronaldo od reszty zespołu nie musiała być jednak w pełni niepożądana. Można ją było wykorzystać m.in. do wykreowania mu pojedynku na skrzydle, gdzie po dryblingu mógłby oddać strzał na bramkę.
Cristiano wykonywał to jednak zbyt sztywno, na prostych nogach i zbyt późno obniżał środek ciężkości, w związku z czym trudno było mu minąć przeciwnika i tracił panowanie nad piłką. Pod względem liczb również wygląda to coraz słabiej. W sezonie 2010/2011 podejmował pięć prób dryblingów na mecz, 10 lat później trzy, a w rozgrywkach 2021/2022 było to ok. 1,5 próby na mecz. Jej skuteczność to już tylko 50% miniętych rywali.
W poprzednich latach CR górował nad przeciwnikami dynamiką, lecz zanim doszło do wygrania pojedynku, Ronaldo wyraźnie niżej schodził na nogi przed zmianą kierunku biegu. Dzięki temu mógł szybko przemieścić się w drugą stronę i wykorzystać swoje przyspieszenie na pierwszych metrach.
W przypadku zdobycia kawałka przestrzeni do uderzenia na bramkę, 37-latek również miewał problemy strzeleckie. Kiedy piłka toczyła się po podłożu, Crisitano znów był zbyt wyprostowany i uderzał głównie z prostego podbicia, przez co nie był w stanie dokładnie wycelować w miejsce, w które chciałby posłać piłkę.
Inaczej wyglądało to w przypadku strzałów z powietrza, ponieważ były piłkarz Juventusu mógł wtedy wykorzystać już nadaną siłę i parabolę lotu futbolówki do skierowania jej do siatki – przedłużenia dośrodkowania, czy uderzenia „skąd przyszła”.
Potrafił również skrzętnie wykorzystać przestrzeń strzałem z dystansu, jeśli koledzy stworzyli mu skrawek wolnego miejsca w tzw. strefie 14 – na wprost przed polem karnym, skąd tworzone są najgroźniejsze sytuacje podbramkowe.
W pozostałych sytuacjach skuteczność CR była zupełnie przeciętna. Nie potrafił umieścić piłki w siatce z ostrego kąta, a większość jego zdobyczy bramkowych miała swoje miejsce w okolicach 5 metra od bramki – łącznie ze stałymi fragmentami gry, ponieważ Ronaldo wykonywał także rzuty wolne oraz karne. Ogółem zdobył w tamtym sezonie Premier League 18 goli z xG 17.2, więc nie wyróżnił się nadmiernie pod względem skuteczności. Dla porównania, najlepsi pod tym względem w lidze Son i Kevin de Bruyne pobili swój wskaźnik kolejno o 6 i 9 bramek (23 G–17 xG i 15 G–9 xG).
Biorąc pod uwagę cały Manchester United, „Czerwone Diabły” znalazły się na 6. miejscu w lidze pod względem jakości stwarzanych szans, czyli na tym samym, co w ogólnej tabeli Premier League. Jak widać, nie jest to dziełem przypadku.
Ronaldo w obronie
Podobnie sprawa miała z obroną własnej bramki. United tracili w ubiegłym sezonie ponad 1,5 gola na mecz, co jest ich najgorszym wynikiem od czasu reformy ligi w 1992 roku. Jeśli przyjrzeć się powodom takiego stanu rzeczy, sytuacja staje się klarowna.
Od powrotu CR7 do klubu, United bronili praktycznie w dziesięciu, ponieważ Ronaldo zwykle nie uczestniczył bezpośrednio w pressingu. Znajdował się w pierwszym najniższym percentylu napastników pod względem prób pressingu w każdych 90 minutach gry, a rok wcześniej plasował się jeszcze o „oczko” wyżej.
Od sierpnia do kwietnia tego roku zaliczył jednocyfrowe liczby prób odbiorów w każdej strefie boiska, co jest wynikiem wręcz skandalicznym, biorąc pod uwagę specyfikę dzisiejszego futbolu na najwyższym poziomie. Obrona traktowana jest obecnie jako początek ataku, a tego Manchesterowi zdecydowanie brakowało. „Czerwone Diabły” znalazły się na 4. miejscu w lidze od końca, biorąc pod uwagę próby pressingu w 3 tercji boiska.
Przerywanie akcji przeciwników w wykonaniu Cristiano ograniczało się głównie do wybijania piłki głową po stałych fragmentach gry, kiedy obstawiał bliższy słupek własnej bramki.
Piłkarze Rangnicka nie mogli więc stosować bardziej intensywnej presji na rywalach, ponieważ strata jednego gracza wystarczała, by doskok się nie udał. W porównaniu do jeszcze wcześniejszych rozgrywek zanotowali pod tym kątem spadek z 9. na aż 14. pozycję w tabeli, co uległo lekkiej poprawie po objęciu zespołu przez niemieckiego szkoleniowca.
Za Ole Gunnara Solskjaera odległości między graczami były zbyt duże, by można było założyć spójny pressing…
…a moment kulminacyjny nastąpił w spotkaniu z Liverpoolem na Old Trafford, gdzie gospodarze ulegli The Reds aż 0-5. Wówczas Liverpool między najbliższymi zawodnikami Manchesteru mógł zrobić, co tylko chciał, a najcelniej podsumował to Michał Zachodny w swojej analizie:
To był mecz na minięcie pierwszej linii i dobrą zabawę.
Właśnie tak kończy się źle założony pressing, a (nie)obecność Ronaldo w tej fazie gry tylko pogłębiała problem.
Od przyjścia Ralpha Rangnicka pressing United nieco się zmienił. Niemiec postawił na system 4-2-2-2, dzięki czemu Manchester mógł odcinać praktycznie wszystkie linie podań przez środek, skąd tworzone są najczęściej najgroźniejsze okazje podbramkowe. Co ciekawe, to nie Ronaldo jako najbardziej wysunięty zawodnik inicjował presję, a pomocnik zajmujący pozycję niżej.
Z czasem ustawienie znów przeszło przemianę. Z 4-2-2-2 powstało 4-2-3-1, dzięki czemu drużyna zyskała więcej punktów zaczepienia w pionie…
…i mogła spychać rywali do linii bocznej. Ronaldo nie musiał wtedy koniecznie startować jako pierwszy, ponieważ doskok skrzydłowego i zabezpieczenie środka pola wystarczało do sprawienia przeciwnikom trudności.
Co więcej, w przypadku odbioru piłki Cristiano mógł natychmiast otrzymać podanie do przodu jako centralnie ustawiony napastnik. W ten sposób jego mniej aktywna obrona i umiejętności w ataku mogły zostać lepiej wykorzystane.
Mimo wszystko, współpraca CR7 z kolejnym trenerem United, Erikiem ten Hagiem, nie musiała przedstawiać się w czarnych barwach. Holender w Ajaksie Amsterdam kładł duży nacisk na grę bez piłki swoich atakujących. Na tym przykładzie Dusan Tadić zszedł z prawej półprzestrzeni w sektor boczny, otwierając zarazem środek do podania prostopadłego i mistrzowie kraju zdobyli bramkę po zaledwie trzech podaniach. W podobne sytuacje zaangażowany był również Ronaldo, a ten Hag z pewnością zwrócił na to uwagę.
Ego Ronaldo a dobro drużyny
Cristiano musiałby jednak podporządkować się zespołowi, a pod tym względem zdecydowanie nie świecił przykładem – tak w Juventusie…
…jak i Manchesterze, gdzie zbyt często narzekał na grę kolegów, niż sam okazywał im pomoc.
Portugalczyk od początku stawiał się wyżej od reszty zawodników, wymagając od nich efektów, a nie dbając o usprawnienie współpracy. W styczniu stwierdził, że nie wyobraża sobie zajęcia 6. czy 7. miejsca w lidze na koniec sezonu, a brak awansu „Czerwonych Diabłów” do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów stał się faktem.
Tymczasem, po początkowym braku chęci gry dla United w nowym sezonie i odsunięciu Portugalczyka od składu przez nowego trenera, Cristiano przyszykował kolejną bombę.
W wywiadzie dla „The Sun” Ronaldo stwierdził m.in., że nie szanuje swojego szkoleniowca i nie wiedział kim jest Ralph Rangnick. Cóż, jego udział w grze przebudowywanego Manchesteru, który powraca do strefy europejskich pucharów, jest jednak tak niewielki (jedynie 40% rozegranych minut), że intensywność działań w dbaniu o dobro własne (czy na pewno?) jest odwrotnie proporcjonalna do wysiłków United na boisku. Kibice z czerwonej części Manchesteru zwykli śpiewać „Viva Ronaldo”, a miłość ta zmierza do grobowej deski – tym razem niestety kariery legendarnego napastnika.