Bryska to młoda i stawiająca swoje pierwsze kroki na rynku muzycznym artystka, która kilka dni temu wydała swój debiutancki minialbum. Czy jest to na tyle dobre wydawnictwo, aby zapewnić jej większą rozpoznawalność i przyciągnąć szerokie grono odbiorców? Przekonajmy się!
Tajemnicza postać artystki
Kreacja, jaką tworzy wokół siebie Bryska, jest niezwykle interesująca. Podobnie jak Sia, artystka przez długi czas ukrywała swoją twarz pod peruką, nie pokazując jej ani w teledyskach, ani w social mediach. Zarówno głos artystki, jak i jej sceniczne alter-ego przyciągają do jej twórczości wielu słuchaczy. O swoim zachowawczym podejściu jasno daje znać w utworze jestem bryska, który rozpoczyna albumową tracklistę. Bryska wspomina w nim o swoim introwertycznym uosobieniu, o niechęci do pokazywania prywatnego wizerunku i presji, z którą nie do końca zwykła się mierzyć. Energiczna kompozycja w połączeniu z prostą, ale niebanalną warstwą liryczną to fantastyczna zapowiedź pozostałych utworów znajdujących się na albumie. Ten zabieg sprawia, że zwyczajnie chce się ją dalej odkrywać.
Ile Bryskiej jest w Bryskiej?
Sceniczne alter-ego, nie pozwala jednak dostrzec prawdziwego oblicza artystki. Słyszę w jej utworach melancholijną i liryczną Sanah. Elektroniczne i energiczne propozycje kojarzą mi się z twórczością i osobowością Margaret. Z kolei głośny singiel lato (pocałuj mnie), w warstwie kompozycyjnej przypomina twórczość Lany Del Rey. W dodatku kreacja wizerunkowa kojarzy się z australijską piosenkarką Sią. W tym całym wachlarzu potencjalnych inspiracji ciężko uchwycić prawdziwą Bryską. Drzemie w niej jednak duży potencjał. Jest młodą artystką i tak naprawdę dopiero zaczyna swoją przygodę w muzycznym świecie. Na szlifowanie warsztatu technicznego i poszukiwania „własnego ja” ma jeszcze sporo czasu.
Smaczki na albumie
Utwory na albumie należą do tych, z kategorii: bardzo krótkie. Najdłuższy z nich — nagłos, to moim zdaniem najbardziej intrygująca propozycja na albumie, która jednocześnie utwierdza mnie w przekonaniu, że w Bryskiej drzemie duży, niewyeksplorowany do końca potencjał. Delikatna, melancholijna melodia w refrenach, przełamana rytmicznymi i dynamiczniejszymi zwrotkami, sprawia wrażenie naprawdę przemyślanego pod względem kompozycyjnym utworu. Słyszę tam inną, unikatową Bryską. Podobnie jak utwór odbicie, który kończy albumową historię. Prosta, rytmiczna warstwa kompozycyjna wpada w ucho już po pierwszym przesłuchaniu. W dodatku liryka utworu wyróżnia się na tle pozostałych propozycji na albumie.
Bryska MA coś do powiedzenia!
Bryska jest interesującą osobowością, która tworzy w obrębie obecnie panujących w muzyce pop standardów. Na jej przykładzie widać, jak robiąc prostą w przekazie i przyjemną dla ucha muzykę, można całkiem efektownie pobawić się swoim wizerunkiem i zainteresować odbiorców. Czy album jestem bryska jest fenomenem, jakiego polski rynek muzyczny jeszcze nie widział? Czysto muzycznie, na pewno nie. Są to jednak miłe 23 minuty elektronicznego popu, z naciskiem na basowe brzmienie. Produkcja albumu jest również na zaskakująco wysokim poziomie. Liczę, że młoda artystka pokaże w swoich kolejnych wydawnictwach więcej siebie, rozwinie swój artystyczny warsztat, a jej muzyczne poczynania przyjmą się co najmniej tak pozytywnie, jak zrobił to radiowy hit lato (pocałuj mnie). Odpowiadając na pytanie, jakie Bryska zadaje w pierwszych wersach utworu jestem bryska — „Czy do powiedzenia coś mam?„. Na polskim rynku muzycznym zdecydowanie TAK!