Alcest – „Spiritual Instinct” [RECENZJA]

Z zespołem Alcest tak naprawdę nigdy nie miałem do czynienia. Co prawda raz na jakiś czas pojawiał się w Daily Mixach na Spotify, lecz nigdy nie przykułem im należytej uwagi. Sytuacja uległa zmianie gdy na półkach sklepowych pojawiło się ich najnowsze wydawnictwo. Początkowo kapela działała w sposób mocno undergroundowy, ale ostatnio dzięki wytwórni Nuclear Blast ich twórczość mogła trafić do szerszej publiczności. Postanowiłem dać im szansę. Podczas mojej ostatniej podróży po twórczość ulubionych artystów natrafiłem na intrygującą pozycję. Na okładce dało się zauważyć stworzenie harpiopodobne, a pod nim coś, w czym kompletnie się zakochałem. Zapraszam na recenzję Alcest – Spiritual Instinct.

Czym jest Alcest?

Na samym początku wypadałoby jednak przedstawić ten interesujący projekt. Alcest rozpoczął swoją działalność w roku 2000 we francuskiej miejscowości Bagnols-sur-Cèze. Początkowe lata działalności były utrzymywane w tonie brzmień black metalowych. Zespół na przełomie czasu bardzo mocno eksperymentował ze swoim brzmieniem (album Shelter jest całkowicie zachowany w stylistyce dream pop), coraz bardziej zbliżając się do shoegaze’u. Kapela nie miała szczęścia, jeżeli chodzi o wytwórnie, ponieważ część ich twórczości pojawiała się spod skrzydeł Prophecy Productions, przez co duet nie miał szansy na zdobycie większej popularności. Dopiero ich najnowsza kompozycja, czyli Spiritual Instinct pojawiła się pod sztandarem Nuclear Blast, przez co zaczęli się pojawiać w mainstreamowych sklepach z muzyką.

Pierwsze wrażenie

Absolutnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Na samym początku twierdziłem, że po włożeniu płyty do napędu usłyszę jakieś progowe granie. Byłem konkretnie zdziwiony, gdy do moich uszu dotarły nuty pierwszej kompozycji. Niepokojąca perkusja splatała się z ciężką linią basową oraz bardzo melodyjnym riffem gitarowym. Rzadko odczuwam ciarki podczas słuchania muzyki, a w tym wypadku pojawiły się po pierwszych dźwiękach. Następnie do towarzystwa dołączył melodyjny śpiew, który idealnie podkreślał partię gitary. Cisza, a po niej rozpoczęła się najczystsza magia. Po tym, co usłyszałem, w mojej głowie narodziło się stwierdzenie – „black metal żyje i ma się dobrze”.

Francuskiemu duetowi udało się stworzyć swój własny gatunek muzyczny. Nawet nie wiecie, jak trudno było scharakteryzować mi ich brzmienie. Jeżeli miałbym upraszczać, to stwierdziłbym, że połączyli black metal z shoegazem. Nawet przez myśl mi nie przyszło, aby próbować łączyć te zgoła odmienne nurty, jednak okazuje się, że idealnie ze sobą one współgrają. Gitary, które zasnuto zamglonym brzmieniem pozostałych partii, idealnie współgra z melodyjnym śpiewem, który cały czas znajduje się za zasłoną instrumentarium. Cała płyta to jedna, zwarta podróż, zapewniająca naprawdę nieopisane doznania. Muszę przyznać, że jest to kompozycja, do której ostatnio wracam najczęściej, ponieważ, przynajmniej według mnie, absolutnie niczego jej nie brakuje. Nie możemy powiedzieć tutaj o wtórności, każdy utwór ma do zaprezentowania coś zupełnie nowego. Nie zdajecie sobie sprawy, jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy w kawałku L’île des morts usłyszałem syntezator (swoją drogą według mnie najlepszy utwór z całej płyty).

Podróż w świat melancholii

W wydawnictwie tym z całą pewnością jest coś magicznego. Z black metalem mam taki problem, że muszę znaleźć odpowiedni nastrój, aby zrobić sobie z nim dłuższy maraton. W przypadku Spiritual Instinct nie cierpię już na tę przypadłość. Każdorazowo przenoszę się w świat melancholii, gdzie wręcz zatapiam się w ich brzmienie. Daję się przykryć interesującym partiom gitar, które cały czas zasnute są nutami basu i perkusji. Zatapiam się we wręcz płynącym wokalu, który doskonale podkreśla to, co chce przekazać gitara. Pamiętajmy, że dalej mamy do czynienia z black metalem, więc musi również pojawić się growl. Ten również nie zawodzi, nie jest krzykliwy, doskonale zgrywa się z tym, co zespół chce nam zaprezentować. Nie wychodzi na pierwszy plan, tylko delikatnie wyłania się zza rozmowy instrumentów, stając się aktywnym słuchaczem.

Wiadomo, że kilka rzeczy można było poprawić, jednak jeżeli mam być szczery, to dawno żadne wydawnictwo nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak zaskoczył mnie Spiritual Instinct. Albumowi temu bardzo blisko do mojego personalnego ideału. Z całą pewnością zagłębie się w ich poprzednią twórczość.

Podsumowanie

W ramach podsumowania chciałbym powiedzieć, że Alcest przedstawił nam, że z black metalem cały czas można zrobić coś nowego. Spiritual Instinct jest tak świeże, że aż chce się wracać do niego z każdym kolejnym dniem. Większość ludzi boi się eksperymentów z ich ulubionym gatunkiem muzycznym. Chciałbym aczkolwiek zaapelować, żebyście dali szansę temu francuskiemu duetowi, naprawdę warto.