W miniony weekend poznańskie zespoły kończyły swoje spotkania ligowe ze zmiennym szczęściem. „Zieloni” przegrali 3-4 w wyjazdowym meczu z Jagiellonią Białystok, natomiast „Kolejorz” pokonał przy Bułgarskiej Podbeskidzie Bielsko-Biała 4-0. Widzowie tych pojedynków byli świadkami wielu strzelonych goli, jednak, jak to w piłce nożnej bywa, bramki padają relatywnie rzadko i stanowią wyłącznie skutek podejmowanych na boisku działań. Wobec tego warto przyjrzeć się podstawom gry zaprezentowanym przez zespoły ze stolicy Wielkopolski w ubiegłej serii ekstraklasowych zmagań.
Jagiellonia Białystok 4-3 Warta Poznań
Od początku spotkania posiadanie piłki przejęła Jagiellonia, podczas gdy Warta przyjęła taktykę gry obronnej całym zespołem poniżej piłki w ustawieniu 1-4-4-2 po podwyższeniu ustawienia przez Roberta Janickiego. Gospodarze podczas budowy ataków dążyli do uzyskania przewagi liczebnej względem pierwszej linii pressingu gości dzięki zejściu Tarasa Romanczuka pomiędzy środkowych obrońców (sytuacja 3 na 2), a następnie przenosili grę w boczne strefy (w tych momentach trener Piotr Tworek przekazywał Janickiemu wskazówki w postaci „Robert, obniżaj strefę!”). Tam „Zielonych” było już więcej, jednak podanie wsteczne, utworzenie optymalnych kątów podań oraz ruch „od i do” Kamila Wojtkowskiego w sektorze „półbocznym” (inaczej półprzestrzeni) między formacjami Warty zaburzyły spójność ustawienia gości i spowodowały powstanie wolnej strefy przed linią obrony. Oddany z tego miejsca strzał po niespełna trzydziestu sekundach gry nieznacznie minął lewy słupek bramki Daniela Bielicy. Co istotne, na przedmeczowej konferencji prasowej trener poznaniaków wskazywał, że stracony gol na początku meczu niczym nie różni się od bramki z ostatnich minut spotkania, która przesądziła o porażce w starciu z Rakowem Częstochowa sprzed tygodnia. Jak widać, świadomi zagrożenia „Warciarze” dali się zaskoczyć również chwilę po pierwszym gwizdku sędziego.
Rozszerzanie formacji Warty stanowiło jedno z głównych działań Jagiellonii w fazie ataku. Po mocnej stronie („odnosząc się do piłki i dzieląc boisko linią pionową – jest to strona, po której znajduje się zawodnik z piłką oraz najbliżsi jego partnerzy; jest ona często zagęszczana w bronieniu przez przeciwnika, który koncentruje swoje ustawienie wobec piłki” – Narodowy Model Gry PZPN. System 1-3-5-2, Warszawa 2020, s. 65) gospodarze dysponowali trzema zawodnikami (Pospisil, Cernych, Imaz) między pierwszą a drugą linią pressingu Warty w sektorze środkowym, „półbocznym” oraz bocznym. Dzięki takiemu rozstawieniu w zespole gości zaczęły pojawiać się dylematy: co lub kogo kryć? Trzymać się własnej strefy czy wyjść wyżej za przeciwnikiem? W związku z tym reakcja podopiecznych Tworka była opóźniona, dlatego Jagiellonia dzięki dwóm podaniom i ruchowi bez piłki tzw. trzeciego zawodnika (Jesusa Imaza) przeszła do finalizacji ataku zakończonego zdobyciem bramki.
Kiedy Warcie udawało się odebrać piłkę w bocznych sektorach – a struktura ustawienia Jagiellonii nie była jeszcze na tyle skonsolidowania, by skutecznie przejść do obrony – piłkarze z Poznania przenosili piłkę na przeciwległą stronę placu gry, skąd skrajny zawodnik wykonywał nierzadko długie podanie za linię obrony graczy z Podlasia. Do piłki startowało dwóch zawodników: pierwszy (Jan Grzesik) swoim ruchem naruszał ustawienie linii obrony żółto-czerwonych, by drugi (Mateusz Kuzimski) po chwili mógł uniknąć pozycji spalonej. W ten sposób padł gol na 0-1.
W fazie ataku na połowie Jagiellonii Warta spychana była w boczne strefy, w związku z czym wielokrotnie szukała możliwość wypracowania stałych fragmentów gry. Rzuty z autu na wysokości pola karnego „Zieloni” traktowali bardzo bezpośrednio, kierując piłkę w okolice pola bramkowego, dokąd podążali obaj rośli środkowi obrońcy – Bartosz Kieliba i Aleks Ławniczak. Przegrane przez nich pojedynki główkowe wykorzystywali zawodnicy figurujący blisko szesnastego metra od bramki Pavelsa Steinborsa, m.in. Łukasz Trałka, który dysponuje umiejętnością ustawienia, by dać się sfaulować, a także groźnym strzałem z dystansu, dzięki któremu zdobył już bramkę w tym sezonie w wyjazdowym meczu z Wisłą Płock.
Podczas rzutów rożnych w ofensywie „Warciarze” zaprezentowali bardzo wyrazisty koncept wobec obrony mieszanej Jagiellonii – część zawodników ustawiona w strefach blisko bramki, a na jedenastym metrze krycie indywidualne. Dwóch „Zielonych” zastosowało wyblok w taki sposób, by próbujący interweniować gracze Jagiellonii odbili się od samych siebie, a dwaj piłkarze gospodarzy przy bliższym słupku zostali „wyciągnięci” przez jednego zawodnika Warty, który pozorował możliwość krótkiego rozegrania rzutu rożnego. Działania te zapewniły optymalne warunki Bartoszowi Kielibie, który ruchem zwodnym mógł zaatakować pierwszy słupek po dośrodkowaniu dochodzącym do bramki.
Lech Poznań 4-0 Podbeskidzie Bielsko-Biała
„Kolejorz” od pierwszych chwil tego meczu dążył do uzyskania dominacji nad przeciwnikiem poprzez konstruowanie ataków pozycyjnych. Niebiesko-biali najczęściej stosowali rozwiązanie z zejściem jednego z pomocników (w tym przypadku Tiby) niżej, tworząc trójkę w linii, która bezpośrednio przeciwstawiała się dwóm najbardziej wysuniętym zawodnikom zespołu Podbeskidzia, które czyhało na poznaniaków całą drużyną pod linią piłki w ustawieniu 1-4-4-2. Pozostali dwaj środkowi pomocnicy Lecha (Moder i Ramirez) figurowali między formacjami gości, skupiając ich uwagę, prawy obrońca Alan Czerwiński skupiał trzech graczy „Górali” w sektorze „półbocznym”, a skrzydłowy Jan Sykora okupował boczną strefę z możliwością szybkiego przełożenia piłki na swoją lepszą lewą nogę. Wobec takiego ustawienia gospodarzy struktura gości załamywała się, a długie podanie za linię obrony do skrajnego zawodnika „Kolejorza” automatycznie tworzyło okazję do sfinalizowania ataku.
W akcjach zaczepnych Lecha pojawiał się również wariant z najniżej ustawioną trójką graczy, spośród których centralne miejsce zajmował środkowy pomocnik z celnym i najmocniejszym przerzutem piłki – Jakub Moder (trener Dariusz Żuraw zwracał uwagę swoim zawodnikom słowami „chodźmy po piłkę, hej!”). 21-latek swą prezencją powodował również doskok jednego gracza pierwszej linii pressingu Podbeskidzia, gdy drugi odcinał linię podania przez pas środkowy do zawodników ustawionych wyżej. Partnerzy Modera optymalnie obstawiali jednak wszystkie sektory boiska na różnych wysokościach i szerokościach, zaburzając orientację w grze obronnej Podbeskidziu i zapewniając wielość opcji w rozwoju ataków.
W fazie obrony „Kolejorz” stosował wysoki pressing z kryciem indywidualnym po mocnej stronie. Należy podkreślić, że w tym, jak i poprzednich meczach nie odznaczał się on spójnością, gdyż odległości pomiędzy pierwszą a ostatnią linią poznaniaków były tak duże, że jedno niepowodzenie w doskoku mogło spowodować szybki atak przeciwników oraz efekt lawiny po stronie Lecha, czyni łatania dziur przez kolejnych graczy mających małe szanse na wygranie pojedynków z rozpędzonymi rywalami.
Przedstawiona wcześniej sytuacja powtarza się po stronie niebiesko-białych cyklicznie, co dobrze radzący sobie w fazie ataku zespół może wykorzystać. Za przykład takiego zdarzenia może posłużyć atak Rakowa Częstochowa z meczu 10. kolejki PKO BP Ekstraklasy, który dał czerwono-niebieskim pierwszego gola tamtego popołudnia. Środkowy obrońca Maciej Wilusz minął dłuższym podaniem skupioną wysoko linię pomocy Lecha (Tiba, Moder), a przed obrońcami nie wychodzącymi wyżej znajdowało się trzech napastników Rakowa (Ivi, Zawada, Cebula).
Wyrwy w ustawieniu obronnym Lecha pojawiały się także w innych miejscach. Podbeskidzie poprzez rzuty z autu potrafiło stworzyć zagrożenie pod bramką Bednarka, a jeden z nich zakończył się nieuznanym golem z powodu wyjścia piłki poza linię końcową boiska. Prosta wymiana krzyżowa pomiędzy dwoma zawodnikami gości i atakowanie pola karnego przez trzeciego gracza poważnie zaburzyło orientację piłkarzy Lecha w kryciu. Ustawienie ciała Jakuba Modera twarzą do piłki zadecydowało o tym, że nie dostrzegł na czas wejścia zawodnika w strefę pomiędzy prawym obrońcą (Czerwiński) a środkowym (Rogne), którą miał asekurować. Ponadto Dorde Crnomarković (razem z Rogne miał pozostać w świetle bramki) również obserwował wyłącznie futbolówkę, nie kontrolując ani strefy, ani Marko Roginicia (Rogne wskazał wcześniej, które miejsce trzeba obstawić), w związku z czym napastnik nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce.
Pomimo nieścisłości Lecha w fazie obronnej można zaryzykować stwierdzenie, że poznaniacy mierzyli się w tym meczu z jednym ze słabszych zespołów pod względem konstruowania ataków w tym sezonie. Piłkarze Podbeskidzie oferowali nikłe wsparcie wobec zawodnika z piłką w sektorze bocznym, dzięki czemu doskok pressingowy niebiesko-białych w tych strefach, z dodatkową pomocą w postaci linii bocznej, niemal każdorazowo powodował wycofanie piłki do bramkarza przez graczy Podbeskidzia.
Podczas rzutów rożnych w defensywie piłkarze Lecha stosowali swoje charakterystyczne krycie strefowe, które zawodnicy gości starali się ominąć za pomocą ustawienia „gęsiego” za dalszym słupkiem z rozbiegnięciem w świetle bramki. Podopieczni Dariusza Żurawia musieli wobec tego kontrolować zarówno piłkę z jednej strony, jak i rywali z drugiej, co było możliwe do wykonania wyłącznie dzięki bocznej pozycji ciała. Dodatkowo bramkarz Filip Bednarek miał utrudnione wyjście z bramki do dośrodkowania dochodzącego poprzez wyblok jednego z „Górali”, co spowodowało, że cała sytuacja nie była korzystna do obrony.
Wnioski
Sobotnie spotkanie poznańskiej Warty znacząco różniło się od poprzednich pojedynków piłkarzy Piotra Tworka, gdyż zespół Jagiellonii wykorzystywał mechanizmy w grze w ataku, którym Warta wielokrotnie nie potrafiła się skutecznie przeciwstawić, w przeciwieństwie do wielu poprzednich starć, w których dobrze zorganizowana obrona niska pozwalała na utratę maksymalnie jednej bramki w meczu. Z drugiej strony odbiór piłki od atakującej z wykorzystaniem szerokości boiska Jagiellonii pozwalał na wykorzystanie luk w ustawieniu białostoczan i błyskawiczne przejścia do szybkiego ataku, stąd poznaniacy doszli do większej liczby sytuacji strzeleckich, niż w minionych spotkaniach.
Na przekór znacznej przewadze liczby konstruowanych ataków pozycyjnych przez Lecha, „Kolejorz” tak, jak i Warta, stwarzał największe zagrożenie pod bramką przeciwnika poprzez odzyskanie futbolówki i szybkie przejście do fazy finalizacji (50% kontrataków zakończyło się wykreowaną szansą, przy zaledwie 7% skuteczności akcji trwających „więcej niż 30 sekund lub [gdy – M.M.] prędkość ruchu drużyny do bramki przeciwnika jest mniejsza niż 2,6 m/s; źródło: oficjalne statystyki dostarczane przez Ekstraklasę S.A.), a także stały fragment gry w postaci rzutu rożnego z wykorzystaniem zasięgu Thomasa Rogne w pojedynkach powietrznych.
Źródła zdjęć wyróżniających: oficjalne strony internetowe Warty Poznań i Lecha Poznań
Autorzy zdjęć wyróżniających: 400mm.pl (Warta Poznań) i Przemysław Szyszka (Lech Poznań)