Dawid Kwiatkowski ma najwięcej fanów wśród młodych odbiorców, a konkretniej odbiorczyń. Czy zmiana brzmienia pozwoli mu trafić do większej liczby słuchaczy oraz starszej publiczności? Zdobycie Bursztynowego Słowika może być preludium do metamorfozy piosenkarza.
Dawid Kwiatkowski – początki kariery
Zaczęło się od założenia konta w serwisie Ask.fm. Portal umożliwiał zadawanie pytań użytkownikom i „lajkowaniu” ich odpowiedzi. Jeśli ktoś zebrał dużo pytań i jeszcze więcej „lajków” stawał się tzw. „fejmem z aska”. W ten sposób Dawid Kwiatkowski stał się rozpoznawalny. Nie obeszło się również bez kanału na YouTube, gdzie publikował vlogi oraz covery popularnych utworów. Co jakiś czas pojawiały się też filmiki w stylu lip sync, a dzięki nagraniom ze swoją mamą, Dawid pokazał się jako zwykły chłopak, z którym można się utożsamić. Zyskiwał coraz większą popularność, aż udało mu się wydać pierwszy singiel Biegnijmy, a chwile później całą płytę pt. 9893.
9893
Jak może brzmieć album wydany w 2013 roku przez 17-letniego chłopaka? Nie najlepiej. Tym bardziej że wtedy całą twoją karierą rządzi wytwórnia, z którą podpisałeś kontrakt. 9893 to bardzo nierówna płyta. Zaczyna się niemalże rockowym kawałkiem, później przepływa przez mellow pop i kończy na elektronice. Jednak znalazło się tam kilka ciekawszych utworów. Na docenienie zasługuje piosenka Na Zawsze, która zresztą stała się hitem, a napisała ją Ewelina Lisowska. Trzeci singiel z 9893 pt. Tathagata był tym najmniej zauważonym, ale z pewnością zasługuje na uwagę.
Mimo średniego wydawnictwa kariera Dawida zaczęła się rozwijać, bo target, do którego miało trafić, nie zawiódł. Album zadebiutował na 1. miejscu zestawienia OLiS i uzyskał status złotej płyty. Myśląc o 9893 z perspektywy czasu stwierdzam, że album zestarzał się bardzo źle i nie wróciłabym do utworów, które się na nim znalazły. Jedynym wyjątkiem jest Na Zawsze, który wydaje się być kawałkiem ponadczasowym, który wydany nawet teraz stałby się hitem.
Pop & Roll
Wydana rok po debiucie Pop & Roll, również była nierówna. Choć tym razem sam tytuł nam sygnalizuje, z czym mamy do czynienia. Wydaje mi się, że krążek w założeniu miał się dobrze sprawdzić na koncertach, bo takie właśnie brzmienie otrzymał. Dużo instrumentów i nieco surowego charakteru. Pop & Roll był oficjalnie promowany tylko przez jeden singiel pt. Jak to? i uważam, że idealnie wpasował się w czas, w którym powstał. Singiel miał trafić do szerokiej publiczności w radiu, w którym królowało Enej ze swoim folkowym klimatem. Takie właśnie próbowało być Jak to?.
Na płycie wyczuwam również próby szukania następcy Na Zawsze i choć jest dwóch mocnych kandydatów, to ostatecznie album nie doczekał się kolejnych piosenek promujących. Dlatego warto przyjrzeć się utworom Szepczę oraz Tylko ciebie chcę. Na Pop & Roll pojawił się również pierwszy przebłysk dojrzałości Dawida i z perspektywy czasu, pierwsza zapowiedź kierunku, w którym będzie podążał piosenkarz. Piosenka Afraid zwala z nóg, a ciekawe jest to, czemu została wydana w języku angielskim. Tak dobrze skomponowany kawałek nie miał zbyt dużej szansy dotrzeć do bardzo młodego słuchacza, który mógł nie znać języka angielskiego. Lirycznie krążek nie różnił się od debiutu i po latach nie ma czego tu szukać. Najlepsze w tym wszystkim było to, że Dawid pokazał, że drzemie w nim potencjał i że warto obserwować jego ruchy.
Element trzeci
Choć miał być dojrzalszy od poprzedników, to ostatecznie za dużo się nie zmieniło. Na pewno trzeba docenić instrumentale, ponieważ stały się bogatsze muzycznie. Również zauważalne jest to, że w ciekawszy sposób wykorzystano chórki, które w wielu przypadkach robią całą robotę. Dla wprawnego słuchacza znajoma wyda się piosenka Nie mów nie, która przypomina jeden z utworów Sound’n’Grace. To dowód na to, że próbowano gonić za trendami, które panowały na polskim rynku muzycznym. Co ciekawe, udało się nawet przewidzieć trend, który przyszedł dopiero w kolejnym roku. Utwór Headlines można fragmentami skojarzyć z Don’t let me down od Chainsmokers. Największą perełką z płyty Element trzeci jest kawałek Yin Yang nagrany z Haną. Aż dziw bierze, że można stworzyć średnią płytę, na której pośród trzynastu kawałków znajduje się jeden wybitny, który detronizuje resztę.
Countdown
Wydaje mi się, że ten krążek nie odniósł sukcesu. Strzelam, że to przez to, że zawierał osiem kawałków w języku angielskim. Po koncertowej stylistyce, gdzie było słychać wiele instrumentów nic już nie zostało. Porzucono ją na rzecz jakże popularnej w tamtym okresie elektroniki. Countdown jest podzielony na dwie części. Pierwsza, to ta z ośmioma podstawowymi piosenkami, gdzie usłyszymy samego Dawida, a druga zawiera dokładnie te same utwory, ale z udziałem gości. Ostatecznie krążek nic nie wniósł do kariery piosenkarza. W moim odczuciu Countdown był inspirowany twórczością Justina Biebera i chęcią wydania czegoś „na czasie”. Gdy posłucha się muzyki, która została wydana w 2017 roku, to zrozumie się, że Countdown precyzyjnie oddawał ducha tego okresu. Jeśli za cokolwiek mam docenić ten album, to właśnie za to.
13 grzechów niczyich
Tu dochodzimy do największego muzycznego zawodu 2019 roku. Pierwszym kawałkiem z tego albumu, jaki ujrzał światło dzienne było Jestem. Piosenka była świeża, budziła zachwyt i rodziła pytania. Czy to ten moment? Dawid Kwiatkowski dojrzał i wyda ciekawy oraz dobrze skomponowany album? Czy ten Dawid, którego przebłyski widzieliśmy w utworach Afraid i Yin Yang doszedł do głosu? Niestety nie. Jestem trafiło na listę, na której znajdowały się wspomniane przeze mnie kawałki. Okazało się, że był to zaledwie przebłysk muzycznego geniuszu, który nie miał szansy na rozwój.
Jasne, płyta 13 grzechów niczyich jest jak do tej pory najlepszą, jednak nie takie były oczekiwania. Brzmienie zaczęło zahaczać o klimaty indie pop/indie rock, ale to za mało, żeby przekonać do siebie słuchaczy. Tym bardziej po takim utworze, jakim był Jestem. Największy kontrast między tym, jak unikatowy jest Jestem widać, gdy zestawi się go z kawałkiem Mordo, który lirycznie leży.
Dawid Kwiatkowski i Bursztynowy Słowik
On znowu to zrobił. Wydał fenomenalny (jak na jego twórczość) utwór. Bez Ciebie, którym zachwycili się słuchacze. Pierwszy kawałek, który dotarł do starszej publiczności. Ja podeszłam do niego z dystansem, ponieważ obawiałam się powtórki z rozrywki. Najpierw świetna piosenka, potem średnia płyta, która nie oddaje charakteru utworu. Miło się zaskoczyłam, gdy kolejny singiel z nadchodzącej płyty (już szóstej!) Dawida Kwiatkowskiego jest równie dobry, co pierwszy. Proste, bo o tym kawałku mowa daje nadzieje, że tym razem piosenkarz pójdzie w tą samą stronę na nadchodzącym krążku. Na tegorocznym sopockim festiwalu Dawidowi udało się nawet zdobyć Bursztynowego Słowika z piosenką Bez Ciebie. Wydaje mi się, że zaraz po Fryderykach jest to najważniejsza nagroda w Polsce. Powinno to zmotywować piosenkarza do dalszej pracy i dać mu do zrozumienia, którą drogą powinien iść.
Co dalej?
Jak widać, do tej pory kariera Dawida Kwiatkowskiego była oparta na poszukiwaniu siebie. Przeskakiwał z gatunku do gatunku, z brzmienia do brzmienia, a targetem były po prostu dzieciaki. W żadnej stylistyce nie zagrzał sobie miejsca na dużej. Dało się wyczuć w tym wszystkim niewykorzystany potencjał. Czy stać go na dość odważny ruch i porzucenie najmłodszych słuchaczy na rzecz tych starszych? Na najnowszych wydawnictwach słychać szczerość i widać, że piosenkarz dobrze się czuje w tym klimacie. Nie jest to ślepe podążanie za trendami. Jeśli nadchodząca płyta będzie utrzymana w tym samym stylu, co single, to będziemy świadkami narodzin nowego polskiego artysty. Słuchanie Dawida Kwiatkowskiego przestanie być obciachowe, będzie dobrze odbierane, a przede wszystkim przybędzie mu dojrzałej publiczności. Właśnie dlatego nie mogę doczekać się nowego wydawnictwa od Dawida Kwiatkowskiego, który już od kilku lat pokazuje swój muzyczny potencjał, lecz nie jest w stanie przedstawić porządnej długogrającej propozycji.