Iron Maiden – Senjutsu [RECENZJA]

Doczkaliśmy się, giganci NWOBHM po sześciu latach powracają z nowym albumem studyjnym Senjutsu. Następca wydanego w 2015 The Book Of Souls był oczekiwany przez fanów na całym świecie. Jednak Iron Maiden nie dało nam szczególnych powodów do zachwytu. Śledząc ostatnie dwadzieścia lat w muzyce Brytyjczyków nie miałem wygórowanych oczekiwań. Z takiej postawy wyniknął jeden pozytyw – nie zawiodłem się bardziej niż się spodziewałem.

Nowa odsłona maskotki zespołu. Fot: Strona zespołu

Panowie, to nie tak

Śledząc zespół od 2000 roku można zauważyć zdecydowanie tendencję spadkową jeżeli chodzi o wydawnictwa. Wyjątkiem było wydane w 2015 The Book Of Souls, które faktycznie było czymś nowym w przypadku zespołu i nie ukrywam, że było to wtedy dla mnie sporym zaskoczeniem. Długie, ciekawie zaaranżowane kompozycje Steve’a Harrisa miały w sobie to coś. Poprzednika od Senjutsu odróżnia to, że te dłuższe kompozycje były dawkowane w odpowiedni sposób. Natomiast na nowej płycie siedem utworów trwa ponad siedem minut. Dla przeciętnego słuchacza to może być po prostu nudne. Zwłaszcza, że utwory są nam dawkowane jeden po drugim, a nie oszukujmy się, mało kto takie coś wytrzyma. No chyba że słucha Dream Theater.

Senjutsu nie ma „tego czegoś”

Pierwszym singlem promującym płytę było The Writing On The Wall, które już od początku było wielbione przez fanów niczym najświętszy sakrament przez katolików. Jednak ja do tego singla nie mogłem się przekonać, mimo tego, że jeszcze niedawno byłem w ten zespół naprawdę mocno zasłuchany. Pomyślałem, że to może jednorazowa gafa i będzie tylko lepiej. No i nie było. Następnym singlem promującym płytę było Stratego, które dało pierwszy znak, że ten album będzie realizacyjną klapą. Gitary zdecydowanie przyćmiły wokal, z którego zrozumiałe było co drugie, a czasami i co trzecie słowo, a w pewnym momencie nawet nie byłem w stanie odróżnić czy to śpiewa Bruce, czy wokal naśladuje jedna z gitar. Po wydaniu albumu nie jest lepiej. Jedynym utworem, który jest całkiem słuchalny jest numer tytułowy, który otwiera płytę, ale im głębiej w las, tym ciemniej.

Więcej nie znaczy lepiej

Płyta zapełniona jest kompozycjami powyżej 7 minut, natomiast trzy ostatnie utwory łącznie zajmują ponad PÓŁ GODZINY! Dla porównania – cała płyta Killers trwa tych minut 38. Mimo, że zawsze na płytach Iron Maiden pojawiały się kolosy to nigdy nie było ich aż tyle. Najdłuższym, a zarazem najnudniejszym numerem na płycie jest The Parchment, które trwa prawie trzynaście minut, a mogłoby na spokojnie zamknąć się w połowie. Tak samo jak w przypadku piosenki Hell On Earth oraz Lost In A Lost World

Panie, kto to Panu realizował?!

To była moja pierwsza myśl po usłyszeniu albumu w całości. Producentem płyty jest Kevin Shirley, który z zespołem już wcześniej współpracował, co tylko pogłębiło moje rozczarowanie, ponieważ znając inne płyty, przy których pracował, spodziewałem się, że album będzie brzmiał przynajmniej poprawnie. Niestety rzeczywistość pokazała coś zupełnie innego. Wokal bardzo często jest zagłuszany przez gitary. Może to celowe zagranie? Bo nie da się ukryć, że Dickinson nie ma już tej petardy w głosie, którą było słychać po pierwszej zwrotce na płycie. Aczkolwiek nawet nie trzeba było słuchać Senjutsu aby się o tym przekonać. Aby usłyszeć, że Bruce wypada z formy wystarczy odpalić płytę koncertową z trasy Legacy Of The Beast.

Przynajmniej Eddie nie zawiódł

Aby nie było, że tylko się czepiam. Zespołowi trzeba oddać to, że oprawa graficzna jak i sam zamysł są świetne. Autorem grafik jest Mark Wilkinson, który współpracował z zespołem przy poprzedniej płycie. Eddie tym razem został przedstawiony jako samuraj z krwawymi oczami. Cała koncepcja jest utrzyma w stylu kraju kwitnącej wiśni. Okładka jest mimo wszystko minimalistyczna ponieważ poza maskotką zespołu zawiera tylko nazwę zespołu i tytuł albumu co jest na plus. Niestety nie samą okładką stoi ta płyta. Gdyby było odwrotnie to płyta byłaby zdecydowanie w czołówce światowej.

Można, ale nie trzeba

Gdyby nie to, że oczekiwania wobec tej płyty miałem niskie to bym się naprawdę poważnie zawiódł. Realizacyjnie jest naprawdę kiepska, fatalna forma frontmana i przedłużanie na siłę płyty sprawia, że nie jest to płyta do której będę wracał. Przesłuchanie płyty to ponad osiemdziesiąt minut, które mogłyby zostać wykorzystane na coś zupełnie innego. Jeżeli będzie potrzebowali czegoś co będzie grać w tle ponad godzinę to ta płyta będzie się jako tako nadawać, jednak do stricte słuchania jej zupełnie się nie nadaje. Te osiemdziesiąt minut można ze spokojem wykorzystać na coś zupełnie innego.

Tracklista:

  1. Senjutsu
  2. Stratego
  3. The Writing On The Wall
  4. Lost in a Lost World
  5. Days of Future Past
  6. The Time Machine
  7. Darkest Hour
  8. Death of the Celts
  9. The Parchment
  10. Hell on Earth