Przedostatni tydzień kwietnia przyniósł do Poznania muzyczne szaleństwo. W ramach festiwalu Next Fest Music Showcase & Conference w mieście odbyło się około 150 koncertów w 20 klubach. Na scenach mieliśmy szansę zobaczyć młode twarze, które stawiają pierwsze kroki w branży, ale też gwiazdy polskiej estrady. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie! W tej artystycznej gorączce udało nam się porozmawiać z Maciejem Rembikowskim z zespołu VHS.
Wydawałoby się, że w takim ferworze obędzie się bez problemów z miejscami. Przecież w tym samym czasie gra kilkanaście innych muzyków, rozsianych po całym Poznaniu. A jednak, do występu chłopaków z VHS w klubie Blue Note zostało 15 minut – jak się okazuje jest to idealna przerwa, by coś zjeść, napić się wody, nagrać krótką relację z poprzedniego koncertu i przebiec sprintem do kolejnego klubu – a przed wejściem stał tłum ludzi. Tłum, który już nie zmieścił się w środku, bo miejscówka była wypełniona do cna.
Koncert VHS – świetne rozpoczęcie festiwalu
Kacper Pelo: Chciałbym zacząć od gratulacji udanego koncertu. Jeszcze 15 minut przed rozpoczęciem klub był tak wypełniony, że ludziom stojącym na zewnątrz odmawiano wejścia do środka. Była masa ludzi – to znak, że było świetnie!
Maciej Rembikowski: Nie mi oceniać odbiór publiczności. Mogę tylko powiedzieć, co odczuwam z mojej perspektywy. Było to dla nas ogromnie miłe zaskoczenie i źródło tremy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że klub jest wypełniony aż po brzegi. Atmosfera była cudowna. Było bardzo gorąco – dosłownie i w przenośni. To super sprawa, że nasz punkt startowy był tu na Next Feście w Blue Nocie. Podobno zagraliśmy tutaj jako pierwsi po remoncie klubu.
KP: Czy ta trema trwała przez cały koncert, czy z każdą kolejną piosenką – po pozytywnym odbiorze publiczności – zaczęła znikać?
MR: Jest to pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne. Jeśli gramy na scenie i czuć, że podoba się to publice – oddziałuje to również na nas. Czuliśmy się fantastycznie, ale do samego końca trema nie zeszła, bo część utworów graliśmy po raz pierwszy. Zawsze jest ten strach przed odbiorem ludzi, ale na szczęście, wydaje się, że był pozytywny. Jakość koncertu możemy też mierzyć w hektolitrach potu, który z nas ciekł. Im więcej go leci, tym lepszy jest koncert.
KP: Czy po tym występie znaleźliście moment, by porozmawiać z odbiorcami? Wiem, że te przerwy są bardzo krótkie, trzeba się zbierać, by oddać scenę kolejnemu zespołowi, ale może udało Wam się chociaż na chwilę wymienić parę zdań ze słuchaczami?
MR: Niestety nie. To nasza pierwsza styczność z showcase’ową formułą. Jest ona bardzo konkretna czasowo. Bardzo ubolewamy, bo niesamowicie lubię poznawać opinię innych po koncercie. Ale ogólnie w trakcie trwania Next Festa chodząc od klubu do klubu, często spotykaliśmy ludzi, którzy zbijali z nami piątki i gratulowali świetnego koncertu. To było bardzo miłe.
Muzyczne dojrzewanie VHS
Historia zespołu VHS sięga kilku lat wstecz. W odświeżonym składzie i pod nową nazwą zaprezentowali się publiczności singlem Bez słów. Następie zagrali masę koncertów, tym samym odwiedzając wielokrotnie Poznań. Przerwa od studyjnego wydawania muzyki – jak sami mówią – była im bardzo potrzebna. Zakończyli ją kilka dni temu, gdy wydali swój najnowszy utwór Na marne.
KP: Zaprezentowaliście nowe utwory nie tylko na scenie. Wydaliście też ostatnio najnowszy singiel, jednak pomiędzy nim a poprzednim jest dość duża luka. Od poprzedniej premiery minęły 4 lata. Skąd ta duża przerwa?
MR: Czynników było naprawdę wiele. Oczywiście próbowaliśmy działać studyjnie, jednak ograniczyła nas pandemia. Poza tym, ta luka była związana z tym, że to był proces naszego muzycznego dojrzewania. Niektórzy słuchacze, którzy byli z nami przez te trzy lata, mogli czuć mały niedosyt, jednak ten okres był nam bardzo potrzebny.
KP: Odbicie tego dojrzewania zapewne znajdzie się też w piosenkach, które zaplanowaliście na przyszłość, prawda?
MR: Jeśli chodzi o nasze plany na przyszłość, będziemy pielęgnować kulturę singlową. Będziemy wydawać nowe numery, żeby ludzie mogli nas poznać, a także o nas nie zapomnieć, co pewnie przydarzyło się niektórym przez te trzy lata. Można się spodziewać, że niebawem kolejne nowości pojawią się w Internecie.
Szybki start VHS
KP: Ja poznałem was dawno, dawno temu, gdy graliście trasę razem z zespołem Sonbird, jeszcze przed pandemią. Znam was od dłuższego czasu i ciekawi mnie, jak patrzycie na waszą przeszłość. Myślicie czasem, że zrobilibyście coś inaczej, czy to raczej zamknięty rozdział?
MR: Powiedziałbym, że coś pomiędzy. W życiu niczego nie zamykamy i się niczego nie wstydzimy, nic z tych rzeczy. Trochę bym się zmartwił, gdybyśmy żyli przeszłością. Chciałbym, żeby to był nieustanny rozwój. Jeśli osiądzie się na tym, co było kiedyś, ludzie to wyczują. Tego chcielibyśmy uniknąć. Kiedyś było tak, teraz mamy nowe rozdanie kart, jednak nie jest to zwrot o 180 stopni, a raczej odchył. Odchył ku lepszemu.
KP: Widać to szczególnie po tym, że rozpoczęliście w bardzo młodym wieku. Wejście na scenę w wieku nastoletnim przyniosło Wam parę dobrych lat doświadczenia. Czy dzięki temu łatwiej Wam tworzyć i koncertować?
MR: Do głowy przychodzą mi od razu koncerty. To jest nasz przywilej, że w tak młodym wieku zagraliśmy ich tak sporo. Wiem, że nie każdy mógł tak robić w tym wieku. Na moje oko, zagraliśmy ich naprawdę dużo. To ogromnie pomaga – ten stres nie jest już taki duży. Jeśli chodzi o twórczość, to ważne, żeby płynęła z serca. Jednak głównie tworzymy dla ludzi, nie dla siebie. Dlatego bierzemy pod uwagę wskazówki innych. Ich opinia jest dla nas bardzo ważna.
Koncert VHS zapewnił publiczności skok w czasie, podczas którego Blue Note wypełniły brzmienia rodem z lat 90. i 00. Nie zabrakło kolorowych ortalionów, a na setliście pojawił się nawet cover utworu Obywatela G. C. Jednak to nie muzyka ani klimat kultowego okresu skradły serce widowni, a charyzma wokalisty, który swoją sceniczną prezencją rozgrzał pełny wówczas klub.
Julia Kanas, Radio Meteor
Krytyka i współprace
KP: Singiel Bez słów powstał we współpracy z Olkiem Świerkotem. Jak wspominacie tę współpracę?
MR: Jest to dość znana postać w habitacie muzycznym. Produkował Dawida Podsiadło, Korteza czy Kaśkę Sochacką. Współpracowaliśmy, gdy byliśmy jeszcze młodsi, bo to było trzy lata temu. To była kolejna wspaniała lekcja z tworzenia piosenek. To coś, czego nadal się uczymy. Dobrze to wspominamy. Oko z zewnątrz sprawia, że to co robimy może być jeszcze lepsze. Mamy chyba szczęście i los się do nas uśmiecha,
KP: Nie tylko szczęście w przemyśle muzycznym jest ważne, ale też masa ciężkiej pracy. Tak jak granie dziesiątek koncertów w tak młodym wieku. W tak trudnej branży, na samym początku, nawet najmniejszy negatywny komentarz może się na was negatywnie odbić. Mieliście takie momenty?
MR: To kolejny rodzaj przywileju, że tej krytyki było naprawdę niewiele. Oczywiście, konstruktywna krytyka jest dla nas bardzo ważna. Odbierania tego uczyliśmy się z naszych pozamuzycznych doświadczeń.
KP: Na koniec – coś, o czym rozmawialiśmy wcześniej. Na jakie festiwalowe koncerty wybieracie się dziś i jutro?
MR: Powtarzam to jak mantrę – postanowiliśmy z chłopakami, że nie robimy konkretnego planu. Chodzimy po różnych miejscówkach i zostajemy tam, gdzie się nam podoba. Mamy tylko jedną zasadę – unikamy tych dużych koncertów, bo większość już widzieliśmy. Chcemy poznać coś nowego, co nas porwie i zainteresuje.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki, zapraszamy tutaj: https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/