Ludzie różnie reagują na traumatyczne wydarzenia. Jedni pogrążają się w głębokim smutku, drugich rozsadza wściekłość i frustracja, a inni obracają wszystko w żart, by rozładować napięcie. Choć #TłusteKoty na Twitterze długi czas królował w kontekście innych europejskich klubów, problem, który uosbia w przypadku zespołu Kolejorza może być znacznie poważniejszy niż niektórym mogłoby się wydawać.
Marność nad marnością
Symboliczna tężyzna kotów jest tutaj rozumiana jednoznacznie, jako lenistwo. Piłkarzy utrzymujących aktualnie dobrą formę w zespole można policzyć na palcach jednej dłoni i to wyjątkowo 'doświadczonego’ drwala. Jest to o tyle niepokojące, że większość obecnego składu to zawodnicy, którzy poprowadzili Lecha do mistrzostwa, czy ćwierćfinału Ligi Konferencji.
Regularna passa strzelecka Kristoffera Velde zakończyła się na początku listopada, a Adriel Ba Loua statystycznie wykonał dwa udane dryblingi w pięciu ostatnich meczach. Wyraźnego wsparcia w ataku przestał udzielać nawet Jesper Kalstrom, notując jedne z najniższych wskaźników podań progresywnych wśród ekstraklasowych pomocników. Do niedawna nieodzowny dogrywający – Joel Pereira, na asystę w meczu z Legią musiał czekać aż pięć miesięcy! Podobnie, jak atak, również i cała obrona Kolejorza zaliczyła spadek jakości, podwajając liczbę straconych bramek z sezonu mistrzowskiego!
Bezkarność popłaca
„Nie mamy państwa punktów. I co nam państwo zrobią?”. Tak oczywiście nie powiedzieli zawodnicy Kolejorza, ale swoją postawą na boisku, właśnie to zdają się komunikować. Konkurencyjność w jakimkolwiek zespole to absolutny fundament właściwego funkcjonowania drużyny, jako zdrowego organizmu. Nie może zatem dziwić fakt, że gdy brakuje rywalizacji, ambicje i chęć rozwoju zaczynają zanikać… podobnie, jak poczucie bezkarności.
Gra rezerwowych skrzydłowych kompletnie się posypała. Dino Hotić, rozegrał raptem cztery mecze od pierwszej minuty, a Ali Gholizadeh na boisku przebywał 630 minut. Filip Szymczak pod nieobecność Ishaka udowodnił, że jako napastnik nie potrafi trzymać dyscypliny taktycznej. Wsparcia nie otrzymał także od 33-letniego Artura Sobiecha, którego nieustannie trapiły kontuzje. Po przyjściu trenera Rumaka także Elias Anderson zdawał się być nieobecny w zespole, dając niemal nienaruszalną pozycję Barry’emu Douglasowi. Brak Dagerstala i pogarszająca się sprawność fizyczna Milica w praktyce zabetonowały rotacje, tym razem na pozycji stoperów.
Show me the money
Medialne zapowiedzi o rzekomym odchudzeniu kadry Lecha latem, zdawały się odpowiadać środowisku kibicowskiemu, które z meczu na mecz coraz głośniej domagało się usunięcia niektórych zawodników. Tu jednak praktyka znów wypycha teorię i zyskowne pozbycie się wadliwych trybów machiny, może nie być tak łatwe, jak wskazują na to dziennikarze.
Problemem „tłustych kotów” są przede wszystkim przepłacone kontrakty, które w momencie spadków formy zawodników stają się kulą u nogi dla dyrektora sportowego przy negocjacjach transferowych. Klub, chcący przedwcześnie pozbyć się wadliwych i kosztownych w utrzymaniu graczy, musi bowiem znaleźć kupca, gotowego wyłożyć duże pieniądze na niepewnych piłkarzy. Ponadto potencjalny pracodawca musi zaoferować tym wątpliwym graczom równe bądź nawet lepsze pensje, aby przekonać ich do przedwczesnej zmiany klubu. Obserwując spadki formy obecnych kluczowych piłkarzy Lecha, taka sytuacja zdaje się być aktualnie niemalże niemożliwa.
Szach mat!
Szanse na zarobienie pieniędzy z letnich odejść poszczególnych piłkarzy Kolejorza pozostają raczej w sferze marzeń. Jest to efekt gasnących kontraktów, które uniemożliwiają zarobienie poważnych pieniędzy na większości graczy Lecha.
Odejścia Douglasa i Sobiecha nie przyniosą klubowi żadnych pieniędzy z racji wypełnienia umowy do końca czerwca. W przypadku bardziej renomowanych graczy, jak Ba Loua, Velde, Marchwiński lub Pereira, sprawa będzie utrudniona ze względu na termin wygaśnięcia kontraktu, który upływa za rok. Z czysto biznesowego punktu widzenia przepłacanie gwiazd zespołu nie wydaje się być rozsądną opcją, gdyż za dwanaście miesięcy istnieje opcja podpisania jej, nie tracąc przy tym złamanego centa na transferze. Tym bardziej, gdy rzeczone ikony nie pokazują odpowiedniego poziomu, godnego złożenia szybszych podpisów na nowych umowach.
I nikomu nie wolno się z graczy śmiać
Kwestia presji kibiców na zawodników w kontekście mistrzostwa była odmieniana przez wszelkie przypadki. Było to zauważalne w trakcie licznych wypowiedzi przedstawicieli poznańskiego klubu, w których zdawała się być swoistym aktem łaski, zwalniającym zawodników Lecha z obowiązku ponoszenia publicznie odpowiedzialności za boiskowe błędy.
Oczywiście tragiczny przykład Bojana Krkica udowadnia, że wpływ trybun na życie piłkarza może odbijać się na jego boiskowej formie. Jednakże patrząc na casus niedawnych mistrzów kraju i ćwierćfinalistów Ligi Konferencji, zaskakującym jest usprawiedliwiać niemal zerową skuteczność strzelecką, a także dysfunkcyjną grę długimi podaniami. Szczególnie, gdy w 2024 roku mało kto koncentrował się na krytyce poszczególnych zawodników Lecha w trakcie ogólnopolskiej nagonki medialnej na pracę trenera. Desperacka obrona szatni w wykonaniu trenera Rumaka mogła spowodować przeświadczenie wśród zawodników o swojej bezkarności, na co uwagę zwrócił choćby Wojciech Jagoda w „Przeglądzie Sportowym”.
Piłkarze Lecha w bardzo bezpieczny sposób schowali się za plecami swojego szkoleniowca, dochodząc do wniosku, że bez względu na to, jakim wynikiem skończy się mecz to i tak każdy będzie mówił: „Rumak wynocha!”. A gdzie są piłkarze? (…) Łatwiej schować się za plecami trenera i udawać, że panowie to nie moja wina. (…) Wchodzimy w portale społecznościowe i co widzimy? „Rumak jest winny!”.(…)
Wojciech Jagoda, Przegląd Sportowy
Chocholi taniec
Po tym sezonie najważniejszym pytaniem dla fanów będzie – jak nastawić się do gry Kolejorza? Skoro Lech nie potrafi dojechać do mety najdroższym bolidem, kiedy rywalom w wyścigu pękają opony, to w jakich okolicznościach może zdobyć tytuł? Pozycja zawodzącego dyrektora sportowego, jak i samych właścicieli jest nienaruszalna. A zatem… dlaczego należy wierzyć w to, że będzie lepiej skoro ryba nadal psuje się od głowy?
Przychodzący do Lecha nowy trener – Niels Frederiksen, to teoretycznie kolejny rzemieślnik, nie zwycięzca. Jedno mistrzostwo Danii w trakcie prawie 20-letniej kariery trenerskiej wyraźnie pokazuje renomę szkoleniowca. Prężny rozwój duńskiej młodzieżówki pod jego pieczą zwiastuje jasną przyszłość dla młodych piłkarzy Kolejorza. Kibicom Lecha jednak, bardziej niż na pieniądzach zarobionych z ich sprzedaży, zależy na trofeach i sukcesach w Europie. Nic jednak nie wskazuje na to, by ambicje kibiców mieściły się w granicach polityki klubu.
Michał Korek
Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj -> Planeta Sportu