„Spanie naprawdę inspiruje”– oysterboy [WYWIAD]

Zima zbliża się szybkimi krokami do Poznania, jednak czasami sama miłość do lata potrafi przywołać uczucie promyków słońca oraz powiewu morskiej bryzy na skórze. Świadkiem tego była widownia podczas listopadowego występu oysterboy. Z tej okazji udało nam się porozmawiać, w pokoncertowej euforii, o jego nadchodzącym wydawnictwie oraz inspiracjach muzycznych. Zdradził również, których utworów nie lubi wykonywać na żywo, jaką rolę w jego twórczości odgrywa spanie oraz jaki sens odnajduje w kontakcie z publicznością.

oysterboy
fot. materiały prasowe
Natalia Urbańczak: Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że gdybyś mógł to mieszkałbyś gdzieś, gdzie jest wieczne słońce. Teraz mamy listopad, ale czy ta energia od publiczności dodała Ci trochę promyków słońca?

oysterboy: Kocham takie koncerty, gdzie jest naprawdę duszno w ten sposób, że gitary się rozstrajają i po prostu pot leci z czoła, tak że pieką oczy… I dzisiaj dokładnie tak było, dla takich momentów żyję. Czuję się trochę jak w Grecji, kiedy jest temperatura 40℃ w słońcu. To mi totalnie przywołuje takie wspomnienia letnich wakacji… więc tak, jak najbardziej takie koncerty to jest coś, dla czego chyba każdy z nas (patrząc na kolegów z zespołu) żyje. To jest wspaniała adrenalina i super dopamina.

N: Wy też czuliście ten żar od publiczności?

Radek Reguła (gitara): Trudno było nie czuć żaru, bo jest to sytuacja sceniczna, światła i pełna sala. Było trochę elementu lata w środku listopada, także przyjemne doświadczenie – i nie tylko dlatego, że było ciepło.

oysterboy: Wiesz, że jest dobrze kiedy machasz grzywką i na publiczność spadają krople Twojego potu. Autentycznie kocham to. Nie wiem jak publiczność…

N: Chyba już wiem, dlaczego stałam trochę dalej – to dobrze (śmiech). Powiedzcie mi, bo to jednak Poznań, a więc rodzinne miasto dla niektórych z Was, mieszkacie tutaj. Czy to jest inne uczucie występować przed rodziną, przyjaciółmi, niż w obcej miejscowości?

oysterboy: Są dwie rzeczy: jedna jest taka, że rodzinne miasto jest dlatego wspaniałe. Poznań i Warszawa to najlepsze miasta koncertowe. Przez wiele lat doświadczenia na scenie wiem, że tu się zawsze pojawią ludzie, którzy będą naprawdę głodni muzyki, to widać i słychać. To jest super; wszystkie inne miasta też są spoko, ale musicie nadrobić Poznań i Warszawę. To są moje ulubione miasta do grania, ale Poznań jest ulubionym, jestem bardzo subiektywny, bo jestem lokalnym patriotą.

Wiadomo zawsze jest mnóstwo ludzi, ale jak przychodzą znajomi, przyjaciele, rodzina to jest to trochę jak granie, kiedy babcia w trakcie kolacji mówi: „A zagraj nam coś tutaj, zaśpiewaj!”. Jest straszny stres; jest o wiele większy stres niż na innym koncercie, właśnie w stolicy czy jakimkolwiek innym mieście. To jest stres, który jest nieporównywalny. Ciężko mi to w ogóle do czegokolwiek przyrównać w tym momencie. Jest ciężko – trzęsie się głos, pocą się ręce, rozstraja się gitara, gadasz głupoty, jest cringe.

Artur Chołoniewski (perkusja): Trzęsą się ludzie.

oysterboy: Trzęsą się ludzie… ale ta euforia jest nieporównywalne z niczym.

N: Wcześniej grałeś w zespole, teraz pracujesz nad solowymi projektami. Jak ta zmiana wpłynęła na Twoje podejście do tworzenia muzyki?

oysterboy: De facto jest tak, że jak sam robię muzykę w pokoju to mam 100% kontroli. Co z jednej strony jest mega spoko, ale z drugiej strony brakuje mi tych dodatkowych par uszu, które powiedzą: „Ej, to jest złe” albo „to jest dobre”. Dlatego często zasięgam rady Artura, który też dużo komponuje. W tym projekcie gra na perkusji; tworzy tę perkusję, co jest przyjemne, bo dziala na zasadzie: „Ej, ziomek, a weź zagraj inaczej tę gitarę” i ja od razu wiem, że dobra, będzie spoko.

Artur: Czyli dokładnie jak w zespole…

oysterboy: Tak, tylko że w zespole czasami było tak, że cztery osoby dawały z siebie po dwadzieścia pięć procent. Była taka demokracja, że gdzieś spotykaliśmy się po środku. Tutaj jest jednak dziewięćdziesiąt procent mnie, a dziesięć procent, załóżmy, Artura. Na koncertach i tak gramy w zespole i kiedy mamy próbę to Radek pyta: „Ja mam tu grać tak czy może te kostki?” czy coś, a ja odpowiadam: „Radek, graj jak chcesz”. Te koncerty wychodzą trochę inaczej niż na płycie, co też jest fajne; chłopaki wnoszą od siebie trochę takiej świeżości… I też głownie dlatego chodzi się na koncerty to jest zupełnie inne doświadczenie. Nagle odkrywasz nowe dno płyty w tym wykonaniu na żywo.

oysterboy 2
fot. materiały prasowe

Artur: Chciałbym też dodać, że Piotr przy tworzeniu piosenek mówi mi: „Stary, to musi być tak i tak, tak będzie najlepiej”. Ja mówię, że tak nie będzie i spotykamy się gdzieś po środku, choć to tyczy tylko i wyłącznie nagrywania płyty. Potem gramy koncerty i ja mówię: „Dobra, teraz nie zdąży mi powiedzieć, że coś mu się nie podoba” i robię dokładnie tak, jak chciałem zrobić w studio, tak jak sobie wymyśliłem, jak to słyszałem, jak chciałem, by to wybrzmiało na scenie w kwestii perkusyjnej. Potem schodzimy ze sceny i Piotrek mówi: „Ej, to było mega dobre, co ty tam zrobiłeś?” I ja mówię: „To jest dokładnie to, co chciałem zrobić na płycie, a ty powiedziałeś, że nie, bo to będzie za odważne.”

oysterboy: No i dobrze, zachowajmy to na wykonań na żywo. Właśnie wiesz, to wtedy dobrze gryzie.

Artur: W każdym razie, tak to wygląda.

N: Skoro już mowa o wykonach na żywo, to który utwór jest dla Was najfajniejszy do grania?

Artur: Nowy.

oysterboy: Nowy?

Artur: Zawsze nowy. „New is always better”.

oysterboy: Znam ten cytat… Ja mam swoje ulubione piosenki. Lubię bardzo grać Od nowa, Chciałbym mieszkać nad morzem – wszystkie, co mają morze w tekście, to uwielbiam je grać. Są takie, których nie lubię grać na żywo. To są te wolniejsze, dlatego na przykład Absolutnie nic przerobiliśmy. Na płycie ta piosenka to tylko gitara i wokal. Jest bardzo wolna, taka piracka, wręcz taka pijacka. Gdzieś tam sobie leci wokal i gitara, a na żywo stwierdziliśmy, że na końcu po prostu zrobimy rozpiernicz i wszystkie instrumenty mega rozkręcamy. Jest przester, jest rock’n’roll. Koncerty rządzą się tym, że musi być energia, więc ja lubię grać po prostu energicznie. Lubię grać piosenki, które są stworzone dla koncertów – nie lubię grać tych wolnych.

Radek: Dzisiaj na scenie pomyślałem sobie, że moim ulubionym kawałkiem do grania jest następny singiel, czyli Jestem zwykłym chłopcem, który dzisiaj zagraliśmy drugi raz. Tam jest idealna mieszanka tego, że podobają mi się partie, które gram – tak muzycznie, a z drugiej strony nie są na tyle skomplikowane bym musiał się bardzo na nich skupiać. Wtedy jestem w stanie się dobrze bawić, zagrać ten kawałek dobrze, nie skupiać się bardzo na tym, żeby wszystko było idealnie, tylko bawić się dobrze w tym momencie.

oysterboy: Powiedziałeś bardzo ważną rzecz teraz – nie wszyscy o tym mówią.

Artur: Generalnie uważam, że w ogóle tak całościowo muzyka oysterboya bazuje na tym, że to jest proste, jakby mega przystępne. W sensie, gdy ktoś przychodzi na koncert, jest w stanie po prostu poczuć tę, nie chcę mówić, że prostotę, ale, że to trafia do ludzi, a my jednocześnie po prostu to czujemy. To jest klucz tego wszystkiego, co robimy.

Wojtek Pawlak (gitara): Po moim zawrotnym doświadczeniu w tym zespole wynoszącym jeden koncert to bardzo lubię grać Absolutnie nic. Sam numer po prostu bardzo mi się podoba, ale tak samo jeden tych nowszych utworów, czyli Kiedyś mi przejdzie też jest bardzo fajny. Teksty piosenek od podszewki, czyli o inspiracjach i osobistych doświadczeniach.

N: W tekstach Twoich piosenek słychać dużą wrażliwość. Czy często ona powraca do Ciebie trochę jak taki bumerang? Czy dlatego, że ty się otwierasz przed ludźmi, to oni potem przychodzą po koncertach i mówią, że poczuli się zrozumiani?

oysterboy: To jest chyba jedna z lepszych części robienia muzyki – ten moment, kiedy widzisz, że to, co przelewasz na muzykę, z tekstu i z muzyki samej w sobie, trafia do ludzi, którzy mówią „Ej, to jest dokładnie o mnie!”. Dzisiaj, nawet przed chwilą, miałem kilka takich sytuacji, kiedy ktoś powiedział, że mnie nie znał, przyszedł na metro, ale „to, co śpiewasz, to czułem czy czułam się, że to jest o mnie”. To jest najlepsze uczucie na świecie dla muzyka. Jak ktoś mówi coś takiego, to nadaje wtedy sens wszystkiemu, że „Też tak mam!”.

To jeden z takich kluczy, żeby robić dalej muzykę. Samo utożsamianie się, po to się to robi. W sensie wiesz… piszesz o sobie albo jakieś historie, bo nie zawsze piszę też o sobie, czasem piszę też historie czyjeś albo moje historie jak miałem 16 lat, bo mi się nagle przypomną i ktoś nagle mówi „Ej, skąd wiedziałeś, że ja tak mam?”. Nie wiedziałem, po prostu też tak mam i to jest super.

N: Co jest Twoją największą inspiracją? Czy to właśnie ta nostalgia, o której wspominałeś na dzisiejszym koncercie, daje Ci najwięcej weny?

oysterboy: Trzy rzeczy dają mi wenę. Jedna to nostalgia, chociaż teraz już trochę mniej. To było takie jakieś moje zaburzenie psychiczne, że tylko myślałem, co kiedyś było dobre. Myślałem, naprawdę, że kiedyś były lepsze czasy. To jest takie myślenie, wiadomo, w jakimś kryzysie wiekowym (śmiech). Teraz już tak nie myślę i głównie mi dają wenę, przede wszystkim, fale morskie. Fale morskie to jest piękna rzecz. W ogóle morze… wszystkie akweny wodne są świetne (śmiech).

Trzecia rzecz to jest spanie. Spanie naprawdę inspiruje. Czasem – nie żartuję – śni mi się jakaś melodia, budzę się w środku nocy, idę z telefonem do łazienki i nucę sobie tą rzecz, która mi się śniła – czy to jest tekst czy melodia – i dzień później na przykład próbuję z tego zrobić piosenkę. Tak powstała połowa moich piosenek. Faktycznie te teksty, melodie, które mi się śniły bardzo mi się spodobały i przekułem to po prostu już w pełną piosenkę, więc… spanie to jest życie.

N: Śpiewasz, że nadajesz się tylko do spania. Według mnie jednak nadajesz się także do śpiewania i do grania. Dziś usłyszeliśmy też piosenki, które jeszcze nie wyszły… Dodatkowo już kończysz płytę, a więc jakbyś podsumował ten proces tworzenia wydawnictwa?

oysterboy: [Proces tworzenia płyty – red.] był trochę za długi, ale bardzo chciałem, żeby to było spoko. Ogólnie robienie tej płyty trwało prawie rok, ale płyta jest już na etapie masteringu i za 3 dni go odbieram. Pewnie nie będę miał uwag, bo znam osobę, która to masteruje, masterowała też pierwszą płytę – wtedy nie miałem żadnych uwag. Bardzo się cieszę, że te numery zaczną wychodzić już od stycznia nowego roku. Nie mogę się doczekać aż ludzie to w końcu usłyszą. Gramy je już na żywo, ale ważne też, żeby ktoś mógł też sobie tego posłuchać na jakimś serwisie streamingowym. Bardzo się cieszę i też na to czekam.

N: Jesteś bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Promujesz tam nie tylko swoją twórczość, ale także opowiadasz o albumach innych artystów. Czy masz może jakieś polecenia muzyczne?

oysterboy: Poleceń muzycznych mam strasznie dużo; mam taką serię na Instagramie 5 alternatywnych artystów, których nie znasz, ale musisz ich posłuchać – i tam odsyłam, do tej serii, bo to są moi ulubieni artyści – i zagraniczni i polscy, między innymi wśród tych artystów było metro. Bardzo polecam ten zespół. Jest też taka playlista oysterboy poleca na Spotify’u i tam są wszyscy artyści, których bardzo bardzo polecam, i super znani i w ogóle nieznani, i to jest najlepsza playlista na świecie, więc odsyłam do niej.

Autorka: Natalia Urbańczak

Więcej wywiadów i innych tekstów ze świata muzyki przeczytasz tutaj!