Jak lingwistystyczna młodzieżowa moda niszczy naszą tożsamość i jak nauczyć się żyć z łatką attention wh*re?
Przed mediami społecznościowymi było inaczej, ludzie dzielili się na cichych i przebojowych, intro i ekstrawertyków, samotników i dusze towarzystwa. Od kiedy nasze życie weszło na zupełnie inny poziom, mianowicie do Internetu, wszystkie te cechy jakby przestały mieć znaczenie. Teraz, prowadząc podwójne życie, w mediach społecznościowych na nowo kreujemy naszą tożsamość, nierzadko kompletnie odbiegającą od tej w życiu offline. Właśnie z tego powodu stale bierzemy udział w życiowym wyścigu o uwagę = wyścigu o atencję.
Globalizacja stale rozbudowuje słowniki narodowe o sformułowania i zapożyczenia, przede wszystkim te z języka angielskiego. Nie inaczej dzieje się z zasobem leksykalnym Polaków, zwłaszcza tych urodzonych po roku 1990. Językowa globalizacja nie tylko wprowadza coraz to nowsze wyrazy, ale także rozbudowuje znaczenie już istniejących. Co za tym idzie, istniejące dotąd sformułowania tracą swój pierwotny sens, niejednokrotnie już na zawsze. Właśnie taka sytuacja spotkała rodzimą (choć pochodzącą z łaciny) atencję.
Dziś, w dobie online’owego życia, pierwotne znaczenie tego słowa brzmi mocno archaiczne. Atencja oznacza bowiem szacunek, poważanie okazywane komuś lub czemuś. W znaczeniu najdawniejszym oznacza (w bezpośrednim tłumaczeniu łacińskiego attention) uwagę, jako zwrot ostrzegawczy lub mający na celu zwrócenie uwagi na coś istotnego. Doba Internetu, a zwłaszcza portale społecznościowe, wśród których najmocniej wyróżnia się Instagram, nadały atencji całkowicie pejoratywny wydźwięk, oraz ukształtowały nowe rzeczowniki – atencjuszka i atencjusz, oraz czasownik atencjowanie się i przymiotniki atencyjny.
Instagram to platforma społecznościowa, która umożliwia użytkownikom publikowanie treści w postaci zdjęć, filmów, materiałów na żywo oraz wyświetlanych przez 24 godziny relacji. Początkowo miała ona pełnić funkcję albumu-pamiętnika, w którym to dzielilibyśmy się ze znajomymi wykonanymi przez nas zdjęciami jedzenia, krajobrazów, a nawet nas samych.
Instagram bardzo szybko stał się samonapędzającą się maszyną, produkującą influencerów – innymi słowy, osób wpływowych, które za pomocą zasięgów w mediach społecznościowych oddziałują na swoich odbiorców. To właśnie sprawiło, że Instagram, a później także inne serwisy społecznościowe, stały się drzwiami do popularności dla zwykłych, szarych ludzi. W świecie Internetu nie trzeba już posiadać niesamowitych umiejętności, ogromnej charyzmy, a nawet pieniędzy, żeby osiągnąć sukces i trafić do szerokiego grona odbiorców. Wachlarz możliwości, jakie dały ludziom media społecznościowe, wywołał globalną obsesję.
Dziś prawie każda osoba, posiadająca profil, na jednym z takich portali, publikuje treści, nie dla samych siebie, lecz decyduje się na to z pełną świadomością bycia obserwowanym przez innych ludzi, co poniekąd łączy się z pragnieniem uwagi odbiorców. W mediach społecznościowych kreujemy siebie nie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, lecz takimi, jakimi chcemy być widziani. Retusz zdjęć, wypożyczanie drogich ubrań do sesji, medycyna estetyczna, a nawet obnażanie życia prywatnego. Aspirujący influencerzy są w stanie posunąć się do wszystkiego, byleby w Internecie wykreować idealnych siebie.
Ten problem nie dotyczy jednak wyłącznie influencerów. Pomimo, w teorii, dość prostego sposobu odniesienia sukcesu w Internecie, nie każdy marzy o zasięgach rzędu miliona obserwacji, jednak nawet pomimo mniejszych ambicji, zachowania „cichszych” użytkowników, wciąż mają ten sam cel – uwagę. Właśnie ta uwaga, a bardziej sposoby na jej pozyskanie były powodem, dla którego atencja nabrała nowego, negatywnego znaczenia, a osoba, która stara się zdobyć jak najwięcej uwagi, zaczęła być nazywana atencjuszem/ką.
Nowe, pejoratywne znaczenie, mogłoby się wydawać, że ma zadania moralizujące, stopujące lub prowadzące do zatrzymania wyścigu o uwagę. Niestety, jest całkowicie inaczej. Atencjusz i atencjuszka, stały się, zwłaszcza dla Generacji Z, niechcianymi wzorcami osobowymi, a dodatkowo jednymi z tych bardziej obraźliwych, ale nie wulgarnych, określeń. W języku polskim określenia te nie mają wulgarnych konotacji, jednak pochodzą one bezpośrednio od angielskiego wulgarnego sformułowania attention wh*re, które oznacza osobę żądną uwagi i zainteresowania innych, stosującą zazwyczaj w tym celu prowokację i nieetyczne metody.
Od momentu spopularyzowania tych określeń, atencjuszem/ką stała się każda przebojowa i charyzmatyczna osoba, dusze towarzystwa, pewni siebie i skoncentrowani na celu ludzie, elokwentni, oczytani, utalentowani, flirciarze, osoby dbające o siebie, głośni, szczęśliwi, a nawet osoby z zaburzeniami psychicznymi. Jednym słowem w dzisiejszych czasach, nie trzeba się mocno wysilać, aby zdobyć tak negatywną etykietkę. Co najgorsze, terminy związane z nowym znaczeniem słowa atencja nie grożą nam tylko w Internecie, wręcz przeciwnie, określenia te równie często padają w życiu realnym, niekiedy nawet prosto w twarz.
Początkowo zasięg „atencyjnych” określeń ograniczał się do internetowych twórców, którzy robili coraz to więcej, aby zdobyć jeszcze szersze zasięgi. Popularyzacja w Internecie spowodowała oczywistą migrację do języka potocznego, a jednocześnie weszła do użycia tak powszechnego, że mogłoby się wydawać, że bez nich Generacja Z, miałaby problemy z wyrażaniem swoich myśli. Dlaczego? Do tej pory w języku polskim trudno było znaleźć określenie, które tak trafnie opisywałoby, to czym atencja jest. Oczywiście, do tej pory można było użyć prostego sformułowania: „pragnąc być w centrum uwagi”, jednak nie jest ono w pełni wyczerpujące i nie obrazuje odpowiednio tego, co tak naprawdę nas w atencjonowaniu drażni.
„Nikt nie pytał” – to zdanie, które nierzadko pada przed lub razem z oskarżeniami o atencję. Bardzo dobrze pokazuje problematykę atencyjności, a raczej, czemu tak bardzo przeszkadza ona ludziom, zwłaszcza młodym. Wynika z niego, że głównym zarzutem, który kwalifikuje do atencyjnej etykietki, jest bycie ponad najmniejszymi oczekiwaniami oraz robienie więcej niż wymaga od nas społeczeństwo. To zdanie jest bardzo trafne, ponieważ właśnie robienie rzeczy lub mówienie o czymś, „o co nie zostało się zapytanym”, jest podstawowym zachowaniem osoby atencyjnej. Do tego dochodzi także sposób, w jaki wyrażamy samych siebie, swoje myśli oraz pokazujemy swoje dokonania.
Do momentu pojawienia się atencji w życiu społecznym, najbardziej irytowali nas ludzie, którzy na siłę próbowali znaleźć się w centrum uwagi, za wszelką cenę, wykorzystując do tego mało ambitne środki. Dziś denerwuje nas w ludziach dokładnie to samo, jednak nie zważamy już na to, jak niewyszukanymi środkami posługują się osoby łaknące uwagi. Co więcej, dziś inaczej rozumiemy pragnienie bycia w centrum zainteresowania, paradoksalnie możemy w ten sposób rozumieć wszystko i nie będzie to niczym dziwnym.
Pokazanie swojego talentu w szkolnym konkursie – atencja. Przejęcie dowodzenia podczas pracy nad trudnym projektem – atencja. Zadawanie dużej ilości pytań wykładowcy prowadzącemu zajęcia – atencja. Opowiadanie anegdot, tym samym skupianie na sobie zainteresowania, podczas wydarzeń towarzyskich – atencja. Mówienie publicznie o swoich problemach – atencja. Postowanie zdjęć swoich zwierząt – atencja. Pisanie tego artykułu i przedstawienie go szerszej grupie odbiorczej – atencja. Te oraz wiele innych zachowań wśród opinii publicznej straciły na swojej wartości, właśnie z powodu nowego problemu w umysłach młodego pokolenia. Poddając głębszej analizie wyszczególnione zachowania, oczywistym wnioskiem jest, że jakiekolwiek działania są ryzykowne, a każdy nasz krok w stosunkach społecznych powinien zostać poddany analizie przez pryzmat pokory. Jednak patrząc na to, jak naturalne i pozytywne zachowania, w umysłach osób poniżej 30 roku życia, stały się nad wyraz negatywnymi i niepożądanymi, możemy stwierdzić, że atencja nie ma nic wspólnego z brakiem pokory, a raczej zazdrością i społeczną megalomanią jednostki.
Atencja nie jest toksyczna, do momentu, gdy nie wkracza ona na tory zwracania na siebie uwagi za pomocą niemoralnych środków. Natomiast nazywanie kogoś atencjuszem/ką, jest niezwykle destrukcyjne, zarówno dla samych zainteresowanych, jak i całego społeczeństwa. Moment, w którym postanawiamy w ten sposób odebrać ludziom możliwość prowadzenia życia społecznego w zgodzie z ich osobowością, powinien być dla nas sygnałem, że problemu powinniśmy doszukiwać się w nas samych. Do tej pory wykonywanie działań ponadprzeciętnych, było całkowicie naturalne i pożądane. Dlaczego więc Generacji Z, tak bardzo to przeszkadza? Powodów może być kilka i nie da się tego jednoznacznie stwierdzić. Nie ma nawet takiej potrzeby. Oczywistym jest, że tak szeroki i destrukcyjny problem leży w ogóle społeczeństwa i z tego powodu powinno się z nim walczyć globalnie. Jednak o wiele ważniejszą kwestią są konsekwencje, które bezpośrednio wynikają z istoty problemu.
Fakt, że używanie obraźliwych określeń jest krzywdzące, nie jest stwierdzeniem odkrywczym. Jednak do tej pory nie udało mi się spotkać z podobnym zdaniem, które dotyczyłoby używania określenia atencjusz i atencjuszka. Oczywistym jest, że takie etykiety wypowiadane wprost do osoby, która zwyczajnie zachowuje się w sposób wynikający ze swojej osobowości, mocno oddziałuje na poczucie własnej wartości, ale powoduje również zachwianie równowagi nie tylko emocjonalnej, ale przede wszystkim tożsamościowej. W wielu badaniach naukowych, dotyczących wychowywania dzieci, pojawia się zakaz ograniczania rozwoju osobowości i charakteru młodego człowieka. Wynika z tego, że rodzic podczas procesu wychowawczego, musi przykładać szczególną uwagę, do zainteresowań, cech szczególnych i przyzwyczajeń swojego dziecka i w żaden sposób nie może ich ograniczać. Dlaczego więc, jako społeczeństwo, swobodnie zezwalamy na takie działania, w momencie dojrzewania i sami nierzadko to napędzamy?
Społeczeństwo poprzez mocne skoncentrowanie uwagi na uczuciach jednostki zezwala na odbieranie swobód drugiej, pod każdym względem. Dzieje się to głównie przez to, że prawie każdy człowiek, bez względu na wiek, najmocniej dba o samego siebie. Gdy społeczeństwo spopularyzowało termin, jakim jest atencja, znalazło się określenie, którym mogliśmy negatywnie opisywać osoby, które w miejscach naszych braków, mają zalety. Z tego też powodu ludzie urodzeni po 1990 roku, zamiast dbać o rozwój samych siebie, zaczęli zwracać uwagę, a wręcz zakazywać zachowań, których sami nie wykazują i to nie dlatego, że są one złe, ale zwyczajnie dlatego, że są oni do nich niezdolni.
W taki sposób osoby niewyróżniające się, nieposiadające talentu, albo niespełniające swoich własnych wymagań, mogą postawić się w pozycji oprawcy-dominatora. Do tej pory osoby takie stawiano w roli ofiary, które nierzadko musiały żyć w cieniu jednostek o wiele bardziej obdarzonych lub ambitniejszych. Dziś poprzez nowe rzeczowniki, czyli atencjuszkę i atencjusza, społeczeństwo zyskało nową moc, najprościej rzecz ujmując moc ograniczania silnych lub charyzmatycznych osobowości.
Co się stanie, kiedy oskarżymy kogoś o atencję? Tak jak w przypadku użycia jakiejkolwiek obelgi, urazimy uczucia i wywołamy smutek u osoby, do której tę obelgę skierowaliśmy. Oczywiście, jeżeli wydarzy się to jednorazowo i nie powtórzy się nigdy więcej. W przypadku, kiedy osoba, nie tylko będąca w okresie dojrzewania, stale będzie spotykać się z zarzutem bycia atencjuszem/ką, w momencie kiedy zachowuje się w zgodzie z własnym charakterem, lub kiedy wykazuje swoje zdolności, we własnej podświadomości utrwali przekonanie, że jej naturalne, do tej pory, zachowanie, stawia ją w złym świetle.
Przykładowo, kiedy osoba będąca duszą towarzystwa, a przy okazji obdarzona świetnym poczuciem humoru, podczas porywczego opowiadania dowcipów, przy każdym spotkaniu towarzyskim, chociaż od jednej osoby usłyszy, że jej zachowanie jest atencyjne, po jakimś czasie zaniecha go. Na szczęście nie jest to reguła, którą potwierdzałyby badania naukowe. Jednak jest to spostrzeżenie, które możemy zauważyć nawet na własnej skórze. Brak badań naukowych, na temat zaburzeń osobowości wśród młodzieży, wynikający z nowego słownictwa, niestety utrudnia nam postawienie konkretnych popartych dowodami stwierdzeń. Ważnie jednak, aby pomimo tego, świadomie korzystać z nowych określeń, a nie rzucać ich bezpodstawnie, w momencie, kiedy nie podoba nam się czyjeś zachowanie.
Konsekwencje utrwalenia przeświadczenia o własnej, niesłusznej atencyjności, mają tragiczne skutki, których rozwiązanie nierzadko wymaga terapii. Są to m.in. strach przed wejściem w bliższe relacje towarzyskie, obawa przed przemówieniami, wystąpieniami lub byciem w centrum uwagi, odpuszczenie swoich pasji i zainteresowań, niskie poczucie własnej wartości, problemy z mówieniem o sobie i swoich problemach, bagatelizowanie roli własnej osoby w społeczeństwie, zaburzenia osobowości, zaburzenia psychiczne lub najprościej mówiąc zamknięcie się w sobie. Tak wiele inwazyjnych konsekwencji, wywołać może określenie, które przyszło do nas z języka angielskiego, a obecnie jest nadużywane przez ludzi młodych, zwłaszcza w kontekście nieadekwatnym, bez konsekwencji dla strony używającej tych terminów.
Z atencyjnymi obelgami nie jesteśmy w stanie walczyć, dlatego też niemożliwe jest wyplenienie „atencji” z zasobu leksykalnego młodzieży. Jednym z rozwiązań tego problemu, wydawać by się mogło, jest poszerzanie wiedzy na temat destrukcyjnego wpływu nowych terminów na osobowość i poczucie własnej wartości, niestety jest to przysłowiowa walka z wiatrakami. O wiele sensowniejszym wydaje się być przyzwyczajenie do obecnej mody językowej, oraz profilaktyka i nauka radzenia sobie z etykietką atencjusza/ki.
Kluczem do tego, by żyć z łatką attention wh*re, jest dbanie o odpowiedni poziom własnej wartości, który nie pozwoliłby zburzyć filarów naszej osobowości. Jak jednak widać po współczynniku problemów z depresją i brakiem samoakceptacji wśród młodzieży, jest to sposób niezwykle trudny i nieprzystosowany do każdego. Dlatego też warto przeanalizować źródło problemu. Jest nim krzywdząca obelga, która po czasie staje się bolesną i trwałą etykietką. Jednak obelga, bez nadawcy nie będzie miała takiego samego znaczenia. To intencjonalny sposób użycia owych obelg, nadaje jej krzywdzący wydźwięk. W momencie, w którym przylegnie do nas łatka atencjusza/ki, warto zastanowić się nad jej źródłem. Mowa tu nie o naszym zachowaniu, które zostało w ten sposób skrytykowane, ale o osobie lub osobom, które skierowały w nas ten atencyjny pocisk.
Kiedy tego dokonamy, nie pozostaje nam nic innego, jak konfrontacja. Rozmowa jest kluczem do rozwiązywania problemów, dlatego warto też zastanowić się, dlaczego ktokolwiek zdecydował się na skierowanie krytyki w naszą stronę. Świat nie jest zero-jedynkowy, dlatego też podczas takiej konfrontacji mamy szansę nie tylko dowiedzieć się, dlaczego powinniśmy odsunąć tę osobę od siebie, ale również możemy dowiedzieć się, nad czym możemy pracować. Przecież nie jesteśmy istotami idealnymi i nawet bezpodstawne obelgi mogą pokazać nam możliwości zmian.
Ostatnim i najważniejszym elementem jest pozbycie się z naszego otoczenia osób, którym przeszkadzamy i które z tego powodu zdecydowały się na określenie naszego zachowania mianem atencyjnego. W takim wypadku musimy zdać sobie sprawę z tego, że takie zarzuty ze strony drugiej osoby, są przejawem braku akceptacji naszego zachowania lub osobowości, nie ma więc potrzeby, aby taka osoba dalej znajdywała się obok nas, skoro jej przeszkadzamy. Pozbycie się z naszego otoczenia czynników destrukcyjnych spowoduje mimowolne podniesienie naszej samooceny, wyłącznie z powodu odcięcia od czynnika ją obniżającego.
I w tym tkwi cały klucz akceptacji łatki attention wh*re, najważniejsze jest by uświadomić sobie, że słowa bez ludzi nie mają żadnej mocy, dlatego etykietki, nieważne jak bolesne, bez osób, które nam je nadały, nie mają żądnej racji bytu. Oczywistym jest, że w wielu przypadkach to nie wystarczy i istotna będzie terapia, jednak działania tu odpisane są pierwszym, największym kluczem naszej osobistej walki z destrukcyjnymi określeniami „odatencyjnymi”, który mimo wszystko jesteśmy w stanie przezwyciężyć, a nawet uniknąć jego ponownego pojawienia się.