Biffy Clyro, czyli zespół alternatywnego rocka rodem ze Szkocji. Tworzą go Simon Neil na gitarze, James Johnston na gitarze basowej i Ben Johnston na perkusji. Neil to również główne partie wokalne, podczas gdy bracia Johnston robią za dodatkowe głosy. The Myth of Happily Ever After to dziewiąty album studyjny grupy, nazywany też siostrzanym albumem ubiegłorocznego A Celebration of Endings.
A Celebration of Endings
Poprzedni projekt grupy swoją premierę miał 14 sierpnia 2020 roku. Po czteroletniej przerwie i dwóch poprzednich albumach o wysokich notowaniach, udało im się utrzymać dotychczasowy poziom twórczości. Uznawany przez niektórych krytyków za aktualnie najlepszy brytyjski zespół, nie tylko rockowy. A Celebration of Endings to różnorodna mieszanka mająca na celu niesienie nadziei. Mówi się, że to punkt kulminacyjny zdolności tekściarskich Simona Neila, który szukał inspiracji na dużo szerszym polu niż do tej pory. Przesłanie, na którym zależało zespołowi to przede wszystkim nauka na własnych błędach i rozpoczynanie wszystkiego na nowo po upadku ludzkości.
Biffy Clyro lubią szczęśliwe zakończenia
Już w zeszłe wakacje po premierze A Celebration of Endings zdradzono, że istnieje aż 15 utworów, które nie doczekały się publikacji i mogłyby stać się dla niego siostrzanym albumem. W maju tego roku, podczas rozdania nagród BRIT dowiedzieliśmy się, że The Myth od Happily Ever After został ukończony i planowo otrzymamy go w październiku. Okazało się jednak, że nie tworzą go jedynie powstałe wcześniej numery. Z powodu pandemii i braku trasy koncertowej, Neil napisał kolejne teksty, które finalnie znalazły swoje miejsce na płycie. Dzięki temu otrzymaliśmy nie tylko siostrę poprzedniego albumu, ale też mimo wszystko dzieło o własnym charakterze.
Pierwszy singiel otrzymaliśmy dopiero 3 września tego roku. Simon przyznał wtedy publicznie, że tak jak wielu kreatywnych ludzi zmaga się czasem z gorszymi myślami, którym nie chce ulec. Nawiązując do fragmentu tekstu – „Diabeł nigdy nie odchodzi” przyznał, że nie ma dnia, w którym budzi się z myślą, że to uczucie nie wróci.
Kiedy tracisz kogoś kogo głęboko kochasz i który był dużą częścią twojego życia, może to sprawić, że zaczynasz kwestionować każdą rzecz dotyczącą swojego własnego życia.
Simo Neil wypowiadając się na temat Unknown Male 01
22 października okazał się nie tylko dniem premiery Diuny czy nowego albumu Lany Del Rey. The Myth of Happily Ever After w końcu ujrzało światło dzienne i stało się kolejnym jasnym punktem w dyskografii grupy. To Biffy Clyro, które tak dobrze znamy, a jednak w zupełnie innym wydaniu. Na płycie nie zabrakło eksperymentowania i zacierania granic pomiędzy odmiennymi gatunkami. Delikatne momenty ballady stykają się z dźwiękami rocka progresywnego i klimatami synth-popu.
Liryczne rozliczenie z pandemiczną rzeczywistością
Nie ma wątpliwości, że to właśnie sytuacja na świecie przyczyniła się w znacznej części do tego jak finalnie prezentuje się The Myth of Happily Ever After. A Hunger in Your Haunt odwzorowuje czystą frustrację brakiem jakiegokolwiek celu i ma stanowić osobisty wake-up call. DumDum wyraża irytację ludźmi, którzy żyją zamknięci w bańce własnych przekonań o jedynym i słusznym sposobie na życie. Z kolei Denier opowiada historię osób uzależnionych, a Witch’s Cup dotyka tematu członków kultów wierzących ślepo w przerażające rzeczy.
Utworem, który powstał na równi z A Celebration of Endings okazało się być Holy Water. Kolejne, Errors in the History of God to element krytyczny dla rodzaju ludzkiego, będącego samemu sobie jak najgorsza choroba. Pesymizm nie trwa jednak długo, bo parę minut później wsłuchujemy się w Existed przekonującym o sile przebaczenia i stawaniu się lepszą osobą. Ostatni i najdłuższy – Slurpy Slurpy Sleep Sleep miał na celu przede wszystkim bawić. Wystarczy posłuchać refrenu, aby się o tym przekonać.
Nie marnuj swojego życia
Kochaj wszystkich
Biffy Clyro – Slurpy Slurpy Sleep Sleep
Wśród najciekawszych utworów znalazło się energiczne, ocierające się o vibe Depeche Mode Separate Missions. Nie zabrakło też rockowego A Hunger In Your Haunt czy spokojniejszego Haru Urara.
Jedno jest pewne. Jeśli do tej pory nie słyszeliście o Biffy Clyro macie sporo do nadrobienia!