Do sukcesów reprezentacji Polski siatkarzy kibice zdążyli się już przyzwyczaić. W XXI wieku zanotowaliśmy dwa mistrzostwa świata, dwa mistrzostwa Europy, zwycięstwa w Lidze Światowej i jej współczesnym odpowiedniku w postaci Ligi Narodów. Oprócz tego kilka medali z mniej cennych kruszców i niezliczone sukcesy klubowe w różnych rozgrywkach. Wydaje się jednak, że tak mocnej reprezentacji jeszcze w tym stuleciu nie mieliśmy.
Siła drużyny
Polscy, jakże wymagający przecież kibice niekiedy zdają się patrzeć na siatkówkę jako na sport indywidualny. Ile razy słyszeliśmy w tym sezonie, że to Perugia była faworytem spotkań półfinałowych w Lidze Mistrzów, „bo mają Giannelliego i Leona”. Jak często rozdygotani eksperci powtarzali przed finałem Mistrzostw Europy, że to Włosi są drużyną faworyzowaną, „bo Michieletto i Lavia są w niezwykłej formie”. W obu przypadkach przeważały jednak drużyny polskie. Drużyny, w których nazwiska grają rolę drugoplanową. Najważniejsza jest skuteczność i efektywność całej szóstki, a nawet czternastki. W tej układance nie ma elementu niepasującego, kwaśnego jabłka czy łyżki dziegciu. Jeśli gorszy moment ma kapitan Bartek Kurek, to godnie zastąpi go Łukasz Kaczmarek. W słabszym elemencie gry Wilfredo Leona, jakim jest obrona, zastąpi go stojący przez znakomitą większość czasu w kwadracie Tomasz Fornal. Nie ma tu cienia zazdrości i obrażania się za brak gry. Zaufanie do trenera i jego metod buduje naszą reprezentację i sprawia, że każdy gra do tej samej bramki. Kibice piłkarscy wiedzą przecież, że nie jest to wcale takie oczywiste.
Grbić na wylocie
Nikola Grbić to jeden z najwybitniejszych rozgrywających w historii tej pięknej dyscypliny, stawiany na równi (lub wyżej) z zawodnikami tj. Lloy Ball, Paweł Zagumny czy Brazylijczyk Bruno Rezende. Od półtora roku także szkoleniowiec reprezentacji Polski. Zupełnie przypadkowo tyle samo czasu były kapitan Jugosławii zmaga się z tuzinami twitterowych wojowników chcących pozbawić go pracy. W palmares Nikoli Grbicia znajduje się prawie każde możliwe złoto, zarówno w rozgrywkach reprezentacyjnych, jak i klubowych. Żeby tego było mało, sukcesy zawodnicze potem sukcesywnie powtarza na ławce trenerskiej. Sceptykom, przynajmniej do niedawna, to bynajmniej nie wystarczało. Wszak znów przegraliśmy na Igrzyskach, a ostatnie mistrzostwa świata zakończyliśmy na haniebnym drugim miejscu. Grbić swoim spokojem pokazuje jednak, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. To nie tylko świetny siatkarz i sympatyczny człowiek, ale pasjonat siatkówki, wybitny analityk
i obserwator najmniejszych niuansów na wycinkach siatki czy na przecięciu stref w obronie. W końcu Nikola to też głos rozsądku w rozpalonym oczekiwaniami polskim siatkarskim światku. Słuchając jego wypowiedzi w przerwach, jasnym staje się, jak dużym zaufaniem darzą się wzajemnie zawodnicy i sztab. Czasem wystarczy wstrząsnąć składem i nakazać jak najszybszy side out. Niekiedy jednak nie starcza czasu, bo Grbić ma zastrzeżenia do czterech różnych zawodników za najmniejsze błędy. I to popełnione na przestrzeni seta, którego bez problemów wygrywają. Ot, perfekcjonista, być może siatkarski Guardiola.
Olek Śliwka – lider klasy premium
Słynny Aleksander z Jawora początki reprezentacyjnej kariery pewnie wolałby zapomnieć. Niepewny, często przestraszony wysokim blokiem rywali. Przygnieciony też presją kibiców. Po paru latach o Olku mówi się jednak inaczej. To zawodnik, którego nie zdejmuje się z boiska i który potrafi odbudować się po każdej nieudanej akcji. Do tego skończył przecież ostatnią piłkę całego turnieju i dał reprezentacji Polski upragnione złoto Mistrzostw Starego Kontynentu. Określenia na jego postawę boiskową można wymieniać długimi godzinami – lider, spoiwo drużyny, boiskowy kapitan. Przy kontuzji Bartosza Kurka to właśnie Śliwka przejął obowiązki kapitana drużyny na boisku. Jednak liderem drużyny pod względem psychologicznym jest on już od dawna. Tak młodego i utytułowanego siatkarza nie mieliśmy od bardzo dawna, nie mówiąc już o jego dojrzałości i inteligencji boiskowej. Śliwka mimo stylu gry, który wcale nie rzuca na kolana i nie tworzy siatkarskiego show, jest postrachem przeciwników. Ktokolwiek nie stałby po drugiej stronie siatki musi liczyć się z tym, że Olek nie złamie się. Tak wychowało go życie i tysiące godzin na siatkarskich parkietach.
Następny krok
Siatkarze zasłużonego odpoczynku dostają raptem parę dni. Już w czwartek 21 września mistrzowie Europy zbierają się w Spale, żeby w niedzielę wylecieć do Chin na Turniej Kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Wydaje się, że te rozgrywki powinny być dla Polaków jedynie formalnością. Pojawiają się jednak dwa duże „ale”. Jest to bardzo intensywny turniej (siedem meczów w dziewięć dni), lecz także uwertura kampanii po najwyższy możliwy do zdobycia szczyt sportowych marzeń. Turniej olimpijski w stolicy Francji rozpocznie się 27 lipca, więc pozostało do niego już tylko 10 miesięcy. Można zaryzykować stwierdzenie, że nasza kadra prezentuje się obecnie najlepiej od co najmniej dwudziestu lat. Wpływa na to niezawodny i opanowany trener, szeroka ławka rezerwowych, niesamowity team spirit oraz liderzy, na których można polegać. Kadry grającej tak dobrze i tak rozwijającej się w siatkarskim rzemiośle nie ma też żaden inny kraj. Włosi będą oczywiście niezwykle mocni, ale to zawodnicy jeszcze młodsi i jeszcze bardziej podatni na presję. Francuzi w przebudowie, Stany Zjednoczone szykujące się do przemiany. I z kim my tu mamy przegrać?