Na jeden letni weekend Park Dąbrowskiego w Poznaniu wypełnił się brzmieniami pianina, kontrabasu i saksofonów. Blue Summer Jazz Festival gościł plejadę gwiazd muzyki jazzowej nie tylko z Polski, ale również ze świata. Wśród tegorocznych gości na scenie pod galerią Stary Browar pojawili się między innymi węgierski tercet Jazzbois, EABS wraz z Brianem Jacksonem oraz Blue Jazz Orchestra, z którymi Radio Meteor miało przyjemność porozmawiać.
Poznań to miasto przepełnione historią oraz kulturą polskiego jazzu – to właśnie z tego miejsca wywodzą się Krzysztof Komeda oraz Jerzy Milian, a Jan “Ptaszyn” Wróblewski rozpoczynał tu swoją muzyczną karierę podczas studiów. Mimo to, przez długie lata w stolicy Wielkopolski nie odbywały się na dużą skalę wydarzenia celebrujące muzykę jazzową, czy też soulową. Na szczęście zmieniło się to w 2024, kiedy to na festiwalowej mapie Polski pojawił się Blue Summer Jazz. Projekt powstał z inicjatywy jazzowego klubu Blue Note, który od lat z powodzeniem promuje muzykę wywodzącą się z południa Stanów Zjednoczonych. Oryginalnie będąc serią wakacyjnych koncertów, w tym roku wydarzenie przybrało formę dwudniowego festiwalu na parkowym łonie natury.
Pierwsze sobotnie promyki słońca wyjrzały zza chmur dopiero po godzinie 18:00 – idealnie na występ zespołu Jazzbois, rozpoczynającego tegoroczny Blue Summer Jazz. Węgrzy w składzie z Bencze Molnárem (keybord), Viktorem Sági (bas) oraz Tamásem Czirjákiem (perkusja) szturmem wdarli się do wielu europejskich klubów. Obecnie wyprzedają koncerty na całym kontynencie w ciągu zaledwie sześciu lat od wydania debiutu. Ich muzyka łącząca jazz fusion z lounge oraz funkiem idealnie wpisuje się w obecne trendy powrotu do łask muzyki jazzowej oraz lo-fi, głównie za sprawą TikToka czy YouTube’a.
Myślę, że obecnie jazz staje się coraz bardziej popularny, ponieważ pojawił się fusion jazz, łączący tę muzykę z hip-hopem i innymi nowoczesnymi gatunkami. To tworzy swego rodzaju odrodzenie jazzu, obecne również na Węgrzech. – mówi Molnár na temat popularności jazzu w swoim rodzimym kraju.
Bencze Molnár (fot. Hania Adamczyk)
Jednak Jazzbois to nie tylko przyjemne kawałki, które uświetniły zielony krajobraz Parku Dąbrowskiego. Zespół opiera swoją twórczość w dużej mierze na improwizacji, nierozerwalnej z gatunkiem, w którym tworzą. Ich debiutancki album powstał w zaledwie cztery godziny. Na scenie można było dostrzec idealną synergię, jaka powstawała między członkami zespołu, inspirując się wzajemnie swoimi solówkami.
Nasze tutejsze występy zawsze trwają za krótko, ale jesteśmy do tego zmuszeni. – opowiada Sági o koncertowaniu w Poznaniu. Wylądowaliśmy dzisiaj o szóstej rano, z kolei jutro wracamy do domu o czwartej nad ranem. Za każdym razem to tylko chwila, ale i tak było super. Ostatnim razem graliśmy tutaj w Blue Note i świetnie się bawiliśmy.
Viktor Sági (fot. Hania Adamczyk)
Festiwal rozpoczął się od zespołu będącego reprezentantem współczesnej sceny, jednak następny koncert nawiązał do historii jazzu, a także soulu. Wystąpili EABS – kwintet pochodzący z Wrocławia, znany z awangardowego podejścia oraz egzotycznych inspiracji, jak np. na płycie In Search of a Better Tomorrow, nagranej z pakistańską wokalistką Jaubi. Nie byli na scenie sami – towarzyszył im legendarny Brian Jackson. Kompozytor, piosenkarz i multiinstrumentalista nagrał sześć albumów z Gilem Scottem-Heronem, będącym nie tylko muzykiem, ale również wieszczem czarnoskórych mieszkańców USA lat 70. Jak opowiada Paweł Stachowiak, znany szerzej jako Wuja HZG, dla EABS gra z Jacksonem to zaszczyt.
Ogromne wrażenie, bo wiadomo, że współpracował z Gilem Scottem-Heronem. Jest to dla nas wspaniała postać, jeśli chodzi o kompozycję, warstwę liryczną. To wspaniała przygoda i oby tak dalej. Mamy nadzieję, że jeszcze będzie okazja z panem Brianem zagrać. Udało nam się zrealizować pierwszy koncert, który był w Warszawie i tak nasza znajomość się połączyła. Jesteśmy, można powiedzieć, „muzycznymi przyjaciółmi”.
EABS (od lewej: Jakub Kurek, Paweł Stachowiak, Olaf Węgier, fot. Hania Adamczyk)
Sam Jackson nawiązywał do pierwotnego przekazu piosenek nagranych ze Scottem-Heronem. Przed zagraniem Winter in America artysta podzielił się ze słuchaczami historią, o tym jak młodzi amerykanie pytają się go skąd przewidział jak będą wyglądać dzisiejsze czasy aż pięćdziesiąt lat temu. On sam odpowiada – „po prostu pisałem o czasach w jakich wtedy żyłem”. Z występu EABS-u oraz Jacksona można było wyczuć chęć połączenia pokoleń muzyką i jej przesłaniem.
Jestem podekscytowany. Miałem tu przyjechać około dwa lata temu, ale występ został odwołany przez zdarzenia losowe. Dziś mamy piękny dzień, zapowiada się piękna noc i cieszę się, że mogę pracować z moimi przyjaciółmi z EABS. Jestem naprawdę szczęśliwy. – mówił Amerykanin przed występem z wrocławskim kwintetem.
Brian Jackson (fot. Hania Adamczyk)
Brian Jackson na scenie (fot. Hania Adamczyk)
Dodaje również: Na samym początku poprosili mnie o wspólną grę. Ale później usłyszałem ich twórczość oraz to, co robią na żywo. Są bardzo progresywni. Potrafią w niezwykle ciekawy sposób budować harmonię w doskonale współgrającym zespole, są świetnymi muzykami i dobrymi ludźmi.
Koncert zakończył się spontaniczną zachętą Briana Jacksona w kierunku publiczności. Podzielił widzów w trzy grupy, a każda miała za zadanie zaśpiewać inną partię tradycyjnej afrykańskiej pieśni ludowej. Na samym końcu artysta zszedł do publiki, dołączając do zabawy. Wszystko zostało okraszone akompaniamentem zespołu EABS. Im lepiej publiczność znała utwór, tym więcej instrumentów i elementów melodycznych dodawał do występu. Podstawę utworu stanowiła perkusja Marcina Raka oraz partia basowa Stachowiaka.
Wydaje mi się, że słuchacze, którzy nigdy nie słyszeli kompozycji oraz tekstów Gila Scotta-Herona i Briana Jacksona powinni totalnie obczaić, o co tam, w tym wszystkim chodzi. Zgadzam się z tezą, że jest takie nasze piętno, w którym żyjemy. – podsumowuje wpływ muzyki Jacksona Wuja HZG.
EABS & Brian Jackson (fot. Hania Adamczyk)
Na koniec pierwszego dnia organizatorzy zaprezentowali festiwalowiczom w pełni soulowe brzmienia, gdyż na scenie w Parku Dąbrowskiego wystąpiła Mica Millar. Brytyjka czerpie dużo inspiracji z blue-eyed soulu, a jej zespół był jedynym, który wykorzystał w sobotę kontrabas zamiast gitary basowej. Choć artystka ma najmniej do czynienia z improwizacją ze wszystkich artystów na Blue Summer Jazz, w jej występie nie brakowało spontaniczności. Podzieliła się z publicznością anegdotą o tym, jak bagaże jej oraz reszty zespołu zostały zgubione na lotnisku w Monachium. Nie przeszkodziło to jednak w występie, który oczarował poznańską publiczność. Co więcej, artystka zapowiedziała również nowy album, który ukazać się ma początku 2026 roku.
Max O’Hara, pianista podczas występu Mici Millar (fot. Hania Adamczyk)Mica Millar (fot. Hania Adamczyk)
Drugi dzień festiwalu rozpoczął się od występu Blue Jazz Orchestra, zespołu działającego na co dzień przy organizującym festiwal klubie Blue Note. Nie zaoferowali jednak widzom standardowego repertuaru. Tym razem odeszli od swojego big-bandowego oraz swingowego sznytu, poświęcając swoje widowisko twórczości Jacoba Manna. Amerykański kompozytor czerpie swoje inspiracje z muzyki funkowej oraz fusion, co wybrzmiało również na scenie. Jedną z pierwszych solówek na koncercie zagrał Maciej „Kocin” Kociński, saksofonista, nominowany trzykrotnie do nagrody Fryderyk, w tym raz jako lider Kocin Kociński Trio. Jak sam mówi, przygotowania do występu odbywały się indywidualnie na przestrzeni kilku tygodni. „Kocin” w rozmowie z Radiem Meteor cofnął się do jego własnych jazzowych początków.
Maciej „Kocin” Kociński (fot. Hania Adamczyk)
Usłyszałem całkiem przypadkowo nagrania zespołu dixielandowego, pamiętam, że było to późnym wieczorem. Jako dzieciak zasłyszałem gdzieś tam, w pokoju obok muzykę, której nie potrafiłem przypiąć do niczego, co słyszałem do tej pory. Wstałem z łóżka i zapytałem „mamo, tato, co to jest?”. Usłyszałem, że jest to muzyka jazzowa i było to oszałamiające.
Kociński jest również wykładowcą na Akademii Muzycznej w Poznaniu. Twierdzi, że zainteresowanie jazzem wśród młodzieży zawsze było niszą oraz „pewnym constans” choć on sam pokłada dużo nadziei w młodych, współczesnych artystach.
Blue Jazz Orchestra (fot. Hania Adamczyk)
Ostatnie dwa niedzielne występy stanowiły niemałą gratkę dla przybyłych. Po godzinie 20:00 na scenie pojawiła się słynna Anna Maria Jopek, prezentując swój projekt Przestworza wraz z m.in. Atom String Quartet oraz Piotrem Wojtasikiem. Występ był eklektycznym połączeniem chamber jazzu z folkową tradycją, łącząc symfoniczny charakter z tradycyjnymi góralskimi pieśniami. Przestworza pierwszy raz można było usłyszeć już w 2021 roku, jednak Jopek wróciła do projektu dzięki ciepłemu przyjęciu ze strony fanów. Publiczność Blue Summer Jazz również nie kryła entuzjazmu – finał zakończył się owacjami na stojąco.
Pedrito Martínez (fot. Hania Adamczyk)
Przez późną porę wiele osób opuściło teren festiwalu przed występem Elipsis, jednak międzynarodowy kwartet bez trudu podtrzymał atmosferę zbudowaną przez poprzednich wykonawców. W skład zespołu wchodzą Micheal League (gitarzysta zespołu Snarky Puppy), Pedrito Martínez (kubański perkusista) oraz Antonio Sánchez (członek Pat Metheny Group, autor soundtracku do “Birdmana”). Podczas koncertu zabrzmiały kompozycje z nowej płyty Antonio, a meksykański muzyk nadał im wyjątkowy charakter swoją mistrzowską grą. Duet Martíneza i Sáncheza eksplorował metrum 4/4 do granic możliwości, nadając rytmice zupełnie nowy wymiar. Swoje dodał również League, grając na gitarze elektrycznej bez progów.
Antonio Sánchez (fot. Hania Adamczyk)Występująca gościnnie na klawiszach Glenda Del E oraz Michael League (fot. Hania Adamczyk)
Wspólnym elementem większości występów na Blue Summer Jazz Festival była improwizacja i spontaniczność, towarzysząca muzyce jazzowej już od jej początków, na przełomie XIX oraz XX wieku. Artyści występujący na scenie pod Starym Browarem wypowiedzieli się na temat jej przyszłości we współczesnej twórczości.
Improwizacja zawsze była częścią muzyki – także w przeszłości. W końcu nawet Bach i Mozart improwizowali, więc ona towarzyszy nam od zawsze. Czasem po prostu pozostaje trochę w tle, albo muzyka popularna nie zawsze z niej korzysta. Ale uważam, że improwizacja przetrwa, a teraz – moim zdaniem – jest wyjątkowo szczerą formą wyrazu. Być może właśnie dlatego mocniej trafia do ludzi w dzisiejszych czasach. – komentuje Viktor Sági z Jazzbois.
Tamás Czirják z Jazzbois (fot. Hania Adamczyk)
Na pewno improwizacja stanowi o przeszłości muzyki. Mam nadzieję, że nadal będzie pełniła istotną rolę, improwizacja jest dla mnie ogromną zabawą. Bez improwizacji umyka ci spora część radości, jaka płynie z grania. – dodaje Brian Jackson.
Brian Jackson wybiegł do festiwalowej publiczności w trakcie występu (fot. Hania Adamczyk)
Sukces Blue Summer Jazz Festival nie tylko potwierdza rosnące zainteresowanie mieszkańców Poznania muzyką jazzową i soulową, ale także udowadnia, że w przestrzeni kulturalnej miasta jest miejsce na ambitne wydarzenia przyciągające lokalnych oraz europejskich artystów.
Przede wszystkim muszę się pochwalić, że pochodzę też z Poznania. Urodziłem się w Poznaniu, więc czuję się wyjątkowo, że w tak pięknym mieście i tak pięknym miejscu jest takie wydarzenie. Oby kolejna edycja się odbyła, trzymamy na pewno kciuki, bo jest to naprawdę super. – mówi Wuja HZG o Blue Summer Jazz Festival.
Radio Meteor również trzyma kciuki, by to wydarzenie znalazło swoją przyszłoroczną kontynuację – słyszymy się za rok!
Posiadaczka niezdrowej obsesji na punkcie post-punku i szwedzkiego emo. Staram się odkrywać muzykę z każdej strony. Kiedyś będę tworzyć własną, na razie o niej opowiadam. Wierzę, że każda odmiana muzyki może być fantastyczna - jest to tylko kwestia znalezienia tego jednego, genialnego albumu z danego stylu! :)
Epicka przygoda! Trzech rycerzy: elf, krasnolud i człowiek wyruszą do Labiryntu… Wiadomo jak to dalej szło. Takie zdanie mogłoby zostać wypowiedziane przez […]