Król Internetu — czy będzie o nim głośno?

Drugi reżyserski obraz Gii Coppoli przenosi widza prosto za kulisy zdobywania internetowej sławy. Chociaż Król internetu zadebiutował w Wenecji już w 2020 roku, na polską premierę musiał czekać aż do lutego 2022 roku. Czy popularna obsada i media społecznościowe wystarczą, żeby osiągnąć sukces jak z filmu?

Plakat filmu Król Internetu
Źródło: filmweb.pl

Obsada prosto ze ścianki

Jedno jest pewne — Gia Coppola zadbała o aktorów, którzy przyciągną przed ekrany młode pokolenie. Andrew Garfield otrzymał właśnie nominację do Oscara za biograficzny musical tick, tick…BOOM!. Nie równa się to jednak z bohaterskim comebackiem w Spider-Man: Bez drogi do domu, który rozpoczął internetową akcję, domagającą się stworzenia trzeciej części Niesamowitego Spider-Mana z jego udziałem. Maya Hawke z kolei podbija serca subskrybentom Netflixa dzięki rolom w serialu Stranger Things czy Ulicy Strachu. Można ją było również zauważyć na dużym ekranie, chociażby w Małych kobietkach i Pewnego razu… w Hollywood. Fani romantycznych klimatów rozpoznają również Nata Wolffa z Gwiazd naszych wina czy Papierowych miast, a listę zamyka Alexa Demie z królującej aktualnie Euforii.

Postacie Linka i Frankie patrzące w ekran telefonu
Źródło: imdb.com

Król internetu

Fabuła Króla internetu, a właściwie Mainstreamu, bo tak nazwa brzmi w oryginale, wygląda dokładnie tak, jak się zapowiada. Frankie pragnie swoją twórczością poruszać ludzi. Jak? Tego w sumie nie wie, a dotychczasowe wieczory spędza w pracy za barem w towarzystwie Jake’a. Nagrywając filmiki na YouTube, próbuje swoich sił w dotarciu do odbiorców, jednak nie przynosi to większych skutków. Sytuacja zmienia się, kiedy na horyzoncie pojawia się niezainteresowany cyfrowym życiem Link, którego prześmiewcze i ironiczne wypowiedzi gromadzą potencjalną widownię. Skuszeni perspektywą łatwego zarobku tworzą trzyosobowy team, a ich cel jest prosty — podbić internet.

Frankie i Jake patrzący w laptop
Źródło: imdb.com

Z czasem jednak to, co czyniło Linka wyjątkowym, zaczyna przemawiać na jego niekorzyść. Antykonsumpcjonizm i życie chwilą zaczynają wypełniać się filmami, które tak dobrze znamy z profili prawdziwych influencerów. Krytyka życia z technologią za pomocą mediów społecznościowych to jedynie początek lawiny hipokryzji, którą kreuje Coppola. Nie mija wiele czasu, a ze skorupy outsidera wyłania się nie kto inny jak król internetu. Podążając dotychczasowym, dość przewidywalnym tropem zbliżamy się finalnie do apogeum. Frankie i Jake coraz bardziej zaczynają zauważać zbliżającą się nieubłaganie granicę. Jednemu przychodzi to zdecydowanie szybciej, drugi potrzebuje nieco dłuższej chwili, należy jednak wiedzieć, kiedy powiedzieć dość. Link ma już własny program, milionowe zasięgi i widzów, którzy dostrzegają absurd jego osoby. Czy zmuszenie zapłakanej nastolatki do opublikowania zdjęcia z bliznami na twarzy jest już ostatecznym początkiem końca? Niestety, nie trzeba obejrzeć filmu, żeby przewidzieć dalszą fabułę.

Postać patrząca w telefon
Źródło: imdb.com

(Podobno) arthouse

Mogłoby się wydawać, że tragiczne w skutkach wydarzenia doprowadzą do głębszego morału. Widzowie po przeszło półtorej godziny otrzymują banalny, nadmuchany finał, z którego dowiadują się, że influencerzy kłamią, a internet jest okrutnym miejscem. W praktyce dowiadują się więc tego, czego już od dawna są świadomi.

Król internetu nie bez powodu nie zakróluje na długo w pamięci odbiorców. Szablonowe wątki i nic niewnosząca fabuła to nie koniec problemów w produkcji Coppoli. Szczególnego klimatu miały dodawać tu wstawki i zabiegi rodem z social mediów. Faktycznie, gdyby film ukazał się kilka lub kilkanaście lat temu, być może udałoby mu się załapać do mainstreamu. W 2022 roku nikogo już jednak nie zaskakują dymki wiadomości, obramowani bohaterowie czy emoji wylewające się z ekranu — wszystko to dawno już widzieliśmy. Nic więc dziwnego, że kiedy postać Frankie wymiotuje kolorowymi obrazkami, widz traci już nie tylko cierpliwość, ale i resztki nadziei.

Twarz Linka wśród emoji
Źródło: imdb.com

O wplecionym niepotrzebnie wątku trójkąta miłosnego pomiędzy głównymi bohaterami lepiej nawet nie wspominać. Typowy dla komedii romantycznych poprzedniej dekady schemat nieśmiałej miłości odepchniętej na rzecz charyzmatycznego typa przerobiliśmy już dawno. Pogrąża on jedynie i tak już nieporywającą fabułę, ani nie wprowadzając niczego nowego, ani nie rozwiązując powstałego problemu.

Frankie stojąca pod ekranem z twarzą Linka
Źródło: imdb.com

Czy to na pewno Król internetu?

Obraz Coppoli to nic innego jak mieszanka (nie)wybuchowa, którą można spotkać w wielu kinowych produkcjach. Najjaśniejszym punktem staje się tu charyzmatycznie wykreowany Andrew Garfield podtrzymujący na swoich barkach kulejące elementy. Nie zawodzi również muzyka, która w niektórych momentach skutecznie odciąga uwagę od fabuły. Nie był to jednak popis zdolności aktorskich Mayi Hawke, a już na pewno nie wypadającego blado Nata Wolffa. Okazuje się, że do dobrej produkcji nie wystarczą jedynie znane nazwiska i zaufanie producentów, a o rzekomym Królu internetu niedługo przestaniemy pamiętać.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj ->meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/