Wczoraj na własnym stadionie Chelsea podejmowała Arsenal. Starcie pomiędzy dwoma legendarnymi londyńskimi drużynami nie elektryzowało jak kiedyś, gdy oba te kluby biły się między sobą o Ligę Mistrzów i czołowe miejsca w tabeli. Aktualnie o te prestiżowe rozgrywki bije się Chelsea, ale z drużynami innymi niż Arsenal. Kanonierzy okupują od dłuższego czasu miejsce w środku ligowej tabeli i przed spotkaniem z „The Blues” ich szanse na grę w jakimkolwiek europejskim pucharze były iluzoryczne. Po meczu jednak wzrosły do…czysto teoretycznych.
Walka o europejskie puchary
Chelsea, wygrywając spotkanie z Arsenalem, wskoczyłaby na 3. miejsce w ligowej tabeli i tym samym zapewniłaby sobie ogromny komfort, będąc niemalże pewną, że w przyszłym sezonie ponownie wybiegnie na boiska rozgrywek Champions League. „The Blues” po meczu z „Kanonierami” są jednak nadal w bardzo dobrym położeniu, gdyż nawet w przypadku wypadnięcia poza TOP 4 w ligowej tabeli, mogą otworzyć sobie dodatkową furtkę do gry w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. W takim wypadku wszystko co muszą zrobić to… wygrać Ligę Mistrzów w obecnym sezonie. To jednak nie będzie łatwe, nawet pomimo pokonania Manchesteru City dwukrotnie w ciągu ostatniego miesiąca.
Sytuacja Arsenalu jest o tyle komfortowa, że ich fanów (którzy stracili w tym sezonie nadzieję na cokolwiek i pogodzili się z faktem, że ich ukochany zespół jest ligowym średniakiem), usatysfakcjonować może nawet wizja gry w Lidze Konferencji. Jest to scenariusz wcale nie tak Arsenalowi odległy, gdyż po rozegraniu finału Pucharu Anglii zwolni się kolejne miejsce uprawniające do gry w Lidze Europy. Tym samym w Lidze Konferencji będzie mogła zagrać drużyna, która w Premier League zajmie miejsce numer osiem, a na takim znajduje się obecnie Arsenal. Za ich plecami czyha jednak głodny gry w Europie Everton, który ma tyle samo punktów co „Kanonierzy” i… dwa mecze rozegrane mniej. Może być więc Arsenalowi bardzo ciężko.
Jakże długi wstęp do relacji ze spotkania Chelsea z Arsenalem… a to dlatego, że opis samego spotkania będzie zapewne bardzo krótki, gdyż działo się naprawdę niewiele.
Kuriozalna bramka Arsenalu
Pierwsze minuty meczu to dużo gry w środku pola i próba zorientowania się, w jaki sposób będzie grał przeciwnik. Chwilę później Chelsea przejęła inicjatywę całkowicie i do samego końca spotkania oddawała piłkę Arsenalowi tylko czasami. Problem w tym, że gracze „The Blues” sami z siebie oddali przeciwnikom jedyną w tym meczu bramkę. Chwilę po świetnej okazji Havertza, który wyszedł sam na sam z Leno i fatalnie przestrzelił, Jorginho zagrał karygodną piłkę do występującego w tym meczu Kepy, kierując ją w światło bramki. Arrizabalaga musiał się mocno postarać, aby tę piłkę wybronić, w dodatku ręką. Sędzia postanowił puścić grę, gdyż piłka po odbiciu od ręki Kepy, trafiła wprost pod nogi Aubameyanga. Gabończyk, zachowując spory spokój, idealnie wyłożył futbolówkę do pustej bramki Emile’owi Smith Rowe, który skierował piłkę do siatki.
Chelsea strzeliła sobie w kolano i nie potrafiła się zrewanżować. Do końca spotkania gracze „The Blues” walili głową w mur, nie potrafiąc zagrozić świetnie dysponowanej defensywie Arsenalu. „Kanonierzy” sprawiali wrażenie, jakby piłka znajdująca się przy ich nodze przez dłużej niż kilka sekund parzyła i pozbywali się jej jak najczęściej. W pierwszej połowie dogodną sytuację do strzelenia gola miał jeszcze Mason Mount, który oddając strzał z lewej strony pola karnego nie zdołał pokonać Bernda Leno.
Dominująca Chelsea i wyrachowany Arsenal
Druga połowa była całkowitą dominacją Chelsea, ale tylko i wyłącznie pod względem posiadania piłki. Z dogodnych do zdobycia bramki okazji, możemy wymienić jedynie bramkę ze spalonego Christiana Pulisicia oraz dwie poprzeczki (podczas jednej akcji) w końcówce spotkania, kiedy to Kurt Zouma oddał bardzo groźny strzał na bramkę Leno. Ten jednak świetnie interweniował, przenosząc futbolówkę wprost na poprzeczkę. Całą akcję próbował jeszcze wykończyć wprowadzony na boisko w 65 minucie meczu Oliver Giroud. Skierował on jednak piłkę praktycznie w ten sam punkt poprzeczki, będąc w bardzo trudnej pozycji.
Szkoleniowiec Arsenalu – Mikel Arteta, pokazał, że umie zorganizować swój zespół specjalnie pod konkretnego, nie ukrywajmy, lepszego przeciwnika i zanotował trzecie ligowe zwycięstwo z rzędu.