Batman to postać ikoniczna. Bez wątpienia jest on jednym z najpopularniejszych superbohaterów w historii. Razem z Supermanem i Spider-Manem tworzą trio najbardziej rozpoznawalnych komiksowych bohaterów na świecie. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że każda premiera Batmana na ekranie jest ważnym popkulturowym wydarzeniem. Zwłaszcza, że historia jego kinowych adaptacji jest równie ciekawa, co jego komiksowe historie.

Narodziny Batmana
Sama historia powstania Batmana nadaje się na pełnometrażowy film. Twórcami tej ikonicznej postaci są Bill Finger i Bob Kane. Jednak dla świata przez większość czasu znany był tylko ten drugi. W 1939 roku wydawnictwo DC Comics po niespodziewanym sukcesie Supermana chciało kuć żelazo, póki gorące i stworzyć kolejnego niesamowitego superbohatera. Tego wyzwania podjął się Bob Kane, tworząc postać Batmana. Jednak jego pomysł bardzo się różnił od tego, jak aktualnie wyobrażamy sobie postać Gacka. Jego pierwotnym zamysłem był bohater ubrany w czerwony kostium, czarną opaskę na oczy niczym Zorro. Na dodatek posiadał on przyczepione do pleców nietoperze skrzydła. Na szczęście dla nas pomysł się nie przyjął i z pomocą przyszedł Bill Finger.

Zapomniany twórca
Miał on zupełnie inną wizję na postać. To Finger tak naprawdę stworzył pierwszą inkarnację Batmana. Zaproponowana postać miała szaro-czarny strój, charakterystyczną maskę z uszami nietoperza, rękawice oraz czarną pelerynę. Dodatkowo stworzył on jego alter ego, czyli Bruce’a Wayne’a. Na tym jego zasługi się nie kończą, bowiem napisał scenariusz do debiutanckiej historii Batmana (Detective Comics #27). Dzięki niemu otrzymaliśmy również Gotham City, czy tak charakterystycznych antagonistów, jak Riddler, Scarecrow, a nawet Joker. Niestety okazało się, że Bill nie tylko na kartach komiksu ma do czynienia ze złymi charakterami.

Wymazany z historii
Bob Kane podczas negocjacji z wydawnictwem wynegocjował klauzulę, która tylko jego uznawała za twórcę Batmana. Natomiast Bill Finger został zepchnięty do roli ghostwritera. Przez dekady Kane zaprzeczał, że Finger miał większy wkład w powstanie Gacka. Kiedy jeden pławił się w luksusach i sławie, drugi żył w biedzie i zapomnieniu. Bill Finger zmarł w 1974 roku. Dopiero ponad 40 lat po jego śmierci DC Comics zaczęło umieszczać jego imię i nazwisko w stopkach redakcyjnych. Stało się to za sprawą Marca Tylera Noblemana, który opublikował biografię Fingera ukazującą prawdziwą historię. Ironicznie Bill będący twórcą bohatera walczącego o sprawiedliwość, samemu za życia jej nie zaznał.

Pierwsze próby
Nie trzeba było długo czekać na pierwsze próby zekranizowania Batmana. Już cztery lata po komiksowej premierze zawitał on na srebrnym ekranie. Nie był to jednak film, tylko 15-odcinkowy serial kinowy. The Batman (1943) został wyprodukowany przez Columbia Pictures, a w tytułową rolę wcielił się Lewis Wilson. Adaptacja nieco odbiegała jednak od pierwowzoru. W serialu Batman i Robin nie byli samozwańczymi mścicielami, tylko działali w imieniu rządu Stanów Zjednoczonych. The Batman był mocno przesiąknięty propagandą oraz antyjapońskimi poglądami. Jest to powiązanie z okresem, kiedy powstała ta ekranizacja, czyli II wojną światową. Głowni bohaterowie mieli powstrzymać japońskiego szpiega doktora Daka, który zagrażał USA. Już na pierwszy rzut oka możemy zauważyć, że budżet na tę produkcję był dość ograniczony. Mroczny Rycerz miał źle dopasowany kostium i poruszał się czarnym Cadillaciem zamiast Batmobilem.

Z adaptacji do komiksu
Mimo niskiej jakości produkcji trzeba jej oddać jedno – miała parę ciekawych pomysłów. Niektóre na stałe zostały przeniesione do oryginału. Pierwszym z nich była wizja Batcave. W komiksach był to raczej podziemny hangar. Dopiero w tym serialu miejsce zostało przedstawione jako jaskinia z zaawansowaną technologią pod rezydencją Wayne’a. Innym pomysłem przeniesionym na papier był wygląd Alfreda. Początkowo w komiksach postać była przysadzista i gładko ogolona. Jednak William Austin, który odgrywał rolę Alfreda, był przeciwieństwem pierwowzoru. Na ekranie mogliśmy zobaczyć wysokiego i szczupłego mężczyznę z charakterystycznym wąsikiem. Nowy wizerunek tak bardzo spodobał się twórcom historii o Batmanie, że postanowili wprowadzić go do komiksów.
Adam West, czyli onomatopeje na ekranie
Na pełnoprawną filmową adaptację trzeba było poczekać do lat 60. W 1966 roku na ekranach kin zadebiutował Batman: The Movie (w Polsce pod tytułem Batman zbawia świat). Za reżyserię odpowiadał Leslie H. Martinson. W tytułową rolę wcielił się Adam West, który wraz z Robinem (Burt Ward) u boku musiał powstrzymać sojusz złoczyńców. Film na stałe wpisał się w historię kina przez swoją bardzo campową stylistykę. Produkcja charakteryzowała się przerysowanymi scenami, w wręcz pastelowych kolorach. Nie można nie wspomnieć o słynnych onomatopejach pojawiających się na ekranie podczas walki. Warto jednak zaznaczyć, że komiksy w tamtych czasach też nie były jakoś poważne albo wspaniale napisane. Produkcja oddaje trochę ducha oryginalnego Batmana z lat 60.

Absurdalne pomysły
Trzeba wspomnieć o ikonicznych sytuacjach z produkcji, które idealnie oddają jej ducha. Cesar Romeo wcielający się w rolę Jokera posiadał charakterystycznego wąsa. Odmówił on zgolenia go dla zagrania w filmie. W rezultacie ekipa od charakteryzacji musiała dużo się napracować, by jakkolwiek ukryć jego zarost pod warstwą makijażu. Dzięki temu jednak otrzymaliśmy ikoniczny wygląd tej postaci i w sumie idealnie wpasował się w wizje filmu. Produkcja może pochwalić się również scenami, które na stałe wpisały się do popkultury. Batman biegnący z bombą na molo próbujący znaleźć bezpieczne miejsce do jej detonacji albo walka z rekinem za pomocą sprayu na rekiny. Natomiast jeśli miałbym podkreślić, co najlepiej się udało w tej produkcji to zdecydowanie Batmobil. Pojazd zaprojektowany przez George’a Barrisa na bazie Lincolna Futura z 1955 roku dalej robi wrażenie. Na skutek tego filmu Batman przez wiele lat był kojarzony z kiczem i komedią. Jego wizerunek odmieniła dopiero kolejna adaptacja.

Kamień milowy
Jeśli miałbym wskazać najważniejszą ekranizacje Batmana, to zdecydowanie będzie to wizja Tima Burtona. Pomysł na nową adaptację powstawał jednak prawie 10 lat przez ciągle zmieniające się koncepcje. Zgłoszono się w końcu do młodego reżysera, jakim był w tamtym czasie Burton. Przechodził on wtedy przez okres fascynacji komiksami Millera o Batmanie The Dark Knight Returns. Do dzisiaj uważane są za jedne z najbardziej mrocznych i poważnych historii o człowieku-nietoperzu.
Produkcja filmowa nie obyła się jednak bez kontrowersji. Największą z nich, co może zaskakiwać, było obsadzenie Micheala Keatona w głównej roli. Wielu fanów krytykowało casting, zarzucając aktorowi nieodpowiednią aparycję. Dla reżysera jednak to nie było najważniejsze. Burton szukał kogoś, kto potrafiłby oddać psychologiczną udrękę i neurotyczność Bruce’a Wayne’a. Uznał, że Keaton idealnie nadaje się do takiej interpretacji Batmana. Mimo tego fani byli wciekli. Do biura Warnera Bros napłynęło mnóstwo listów wyrażających sprzeciw wobec tej decyzji. Jak miało się okazać – strach miewa wielkie oczy.

Nowa wizja
W 1989 roku do kin zawitał Batman. Burton przedstawił Mrocznego Rycerza szerokiej publiczności w niespotykanej dotąd formie. Świat przedstawiony był mroczny, przerażający i brutalny. To, jak wyobrażamy sobie dzisiaj Gotham i Batmana zawdzięczamy właśnie tej produkcji. Miasto zostało całkowicie zaprojektowane przez Antona Fursta, który otrzymał za to Oscara. Widownia pokochała ten film za scenografię i role Keatona i Nicolsona (Joker). Nic dziwnego, że studio natychmiastowo chciało otrzymać kontynuację. Tym razem Burton dostał większą swobodę kreatywną. W ten sposób w 1992 roku otrzymaliśmy Batman Returns, gdzie wizja reżysera poszła o krok dalej. Burton postawił na drodze Batmana nowych przeciwników w dość horrorowej stylistyce. Pingwin (Dany Devito) i Kobieta Kot (Michelle Pfeiffer) byli postaciami tragicznymi i odrzuconymi przez społeczeństwo. Ten pomysł nie spodobał się niektórym sponsorom, którzy nie byli zachwyceni aż tak mrocznym tonem. Presja wywierana na studiu zmusiła włodarzy do zmiany na stołku reżyserskim.

Wielki wkład w mitologię
Dzięki filmom Burtona dostaliśmy elementy mitologii Mrocznego Rycerza, bez których trudno nam wyobrazić sobie tę postać. Dopiero w tej ekranizacji Batman przywdział całkowicie czarny pancerz. Wcześniej w komiksach był to raczej szary kostium z granatowymi elementami. Gacek otrzymał również jeden z najbardziej znanych gadżetów, czyli Grapple Gun. Jednak według mnie najważniejszym pomysłem wprowadzonym do filmu był wcześniej wspomniany wygląd Gotham City. Miasto tak brudne i depresyjne, że aż współczuło się jego mieszkańcom. Adaptacje Burtona zainspirowały również twórców równie legendarnego serialu Batman: The Animated Series. Pewne jest jedno – chociaż specyficzna stylistyka przedstawiona przez Burtona może nie przemawiać do niektórych, jednak to właśnie dzięki amerykańskiemu reżyserowi Mroczny Rycerz wrócił do łask szerokiej publiki.

Schumacher i jego neonowe Gotham
Studio chcąc nadać kolejnym filmom trochę lżejszy ton, przekazało reżyserię Joelowi Schumacherowi. Jego wizja była diametralnie inna. Nie chciał już ponurego, szarego Gotham. Zmiana otoczenia poskutkowała odejściem z projektu Michaela Keatona. Aktorowi nie spodobał się pomysł porzucenia stylistyki i narracji Schumachera i po kilku spotkaniach z reżyserem zrezygnował z głównej roli. Kolejnym Batmanem został Val Killmer. Można uznać, że Batman Forever był dokładnie tym, czego studio oczekiwało. Film był złotym środkiem między mrocznym podejściem Burtona, a kampową estetyką lat 60. W mieście pojawiły się kolory, połączone z neonową estetyką. Mroczny Rycerz otrzymał również partnera w walce ze zbrodnią, czyli Robina (Chris O’Donnell). Nie można zapomnieć o przeciwnikach naszych bohaterów. Na ekranie w roli Człowieka Zagadki mogliśmy zobaczyć Jima Carreya oraz Tommy Lee Jonesa jako Dwie Twarze. Adaptacja nie spotkała się z wielkim entuzjazmem wśród krytyków. Mimo mieszanych recenzji film zarobił więcej od poprzednika.

Żegnaj Batmanie
Studio zadowolone z sukcesu finansowego, podobnie jak przy debiucie Burtona, postanowiło dać Schumacherowi większą swobodę przy kontynuacji. Skutkiem tego w 1997 powstał Batman i Robin. Film do tej pory uważany jest za jeden z najgorszych filmów superbohaterskich. Dla niewtajemniczonych – George Clooney, który przejął rolę Batmana po Valu Kilmerze, do dziś przeprasza za występ w tym filmie. Film w żadnym stopniu nie jest poważny, ma kiczowatą estetykę oraz absurdalne dialogi. Sceny z bat-kartą kredytową i bat-sutkami przeszły na stałe do historii kina. Absurd podkręcali również złoczyńcy Uma Thurman jako Trujący Bluszcz oraz najbardziej kojarzony z tym filmem Arnold Schwarzenegger jako Mr.Freeze. Jego słynne żarty związane z zimnem idealnie oddawały klimat całej produkcji. Mimo wszystko darzę te wersje Batmana sympatią. Chociaż z pewnością nie są moimi ulubionymi, to posiadają unikalną atmosferę, której brakuje w innych adaptacjach. Z biegiem lat coraz bardziej doceniam wizję Schumachera i polecam każdemu zapoznanie się z nią.

A to wszystko przez chciwość
Po premierze wyciekła informacja, dlaczego niektóre pomysły w ogóle pojawiły się w filmie. Chodziło o nic innego jak chciwość firm zabawkarskich. Miały one bezpośredni wpływ na projekty pojazdów i gadżetów, by jak najbardziej zmaksymalizować sprzedaż zabawek. Jak się okazało, nie było warto, ponieważ film okazał się porażką finansową oraz artystyczną. Batman i Robin zamroził franczyzę na kolejne osiem lat. Była to nauczka dla studiów filmowych, że nie warto tworzyć filmów, które tylko mają coś sprzedać. Warner Bros. przez kolejne lata musiało podjąć się wyzwania przywrócenia do łask Batmana. Jednak o tym, co działo się już w kolejnym tysiącleciu, opowiem w następnym artykule.
Autor: Kacper Ryske
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj.
 
   
   
   
  