W pierwszym meczu tego sezonu Ekstraklasy pomiędzy oboma poznańskimi zespołami, Lech pokonał przy Bułgarskiej Wartę 2:0, jednak nie obyło się bez problemów. Goście z Wildy przez niemal godzinę kurczowo trzymali się swojego planu – głównie niskiej obrony w sąsiedztwie własnego pola karnego. „Kolejorz”, aby ominąć zasieki „Zielonych”, zmuszony był do żmudnego konstruowania ataków pozycyjnych, które wymagały od niego cierpliwości, wyczucia i bardzo dobrego rozumienia gry. W analizie spotkania przyjrzymy się sytuacjom mającym kluczowy wpływ na powodzenie oraz fiasko działań Lecha w przeciągu pełnych 90 minut.
Wyjściowe jedenastki obydwu drużyn. W składzie niebiesko-białych Nika Kvekveskiri i Barry Douglas zastąpili kontuzjowanych Pedro Tibę i Pedro Rebocho. W ekipie Warty pod nieobecność środkowych obrońców, Bartosza Kieliby i Aleksa Ławniczak, rolę defensorów pełnili gracze znani z ról centralnych pomocników – Mateusz Kupczak i Łukasz Trałka.
„Zieloni” w fazie obronnej, w której spędzili większą część meczu, zestawieni byli w 1-6-3-1, dzięki czemu starali się blokować zarówno sektor środkowy, jak i boczne. Lechici odpowiedzieli na ten układ nierównomiernym ustawieniem skrajnych obrońców, Barry’ego Douglasa i Joel Pereiry, w celu skupienia rywali po jednej stronie boiska i szybkiego przeniesienia gry na przeciwległą flankę, gdzie powstawało więcej miejsca do rozwoju ataków. Przed defensorami znajdowali się dwaj środkowi pomocnicy, Nika Kvekveskiri oraz Jesper Karlstrom – ten drugi w fazie ofensywnej częściej zajmował wyższe pozycje pomiędzy graczami Warty i rotował się z kilkoma partnerami po boku.
Uzyskanie optymalnych pozycji przez gospodarzy w pobliżu szesnastego metra od bramki stanowiło nie lada wyzwanie, ponieważ piłkarze Dawida Szulczka zachowywali bliskie odległości, niespełna dziesięciometrowe, między formacjami obrony i pomocy. Mogli ponadto symetrycznie zawężać swoje ustawienie do boku boiska względem osi środkowej – po obu jej stronach pozostawało zwykle po trzech obrońców.
Skuteczną „pułapką” pressingową Warty okazywał się doskok trójki defensorów blisko linii bocznej do skrzydłowego – w ten sposób goście mogli względnie łatwo spychać zawodnika Lecha do końca boiska oraz odciąć wszystkie pozostałe kierunki podań za plecami. Co bardzo istotne, w przypadku wyjścia „Kolejorza” z piłką z tych stref, w okolicach światła bramki pozostawało jeszcze trzech „Warciarzy” gotowych do obrony kluczowego miejsca na placu gry.
Cyrkulacja piłki oraz pozycje zajmowane przez niebiesko-białych musiały być świetnie dopracowane, aby choć na chwilę otworzyła się furtka do dogrania piłki na strzał. Pomoc w tej kwestii mogło przynieść ustawienie z „diamentem” w środku pola pomiędzy obrońcami i pomocnikami Warty. Przemieszczanie się tych czterech graczy w kierunku przeciwnym do ruchu piłki pozwoliłoby skupić przeciwników z dala od centrum akcji, gdzie Lech mógłby uzyskać przewagę dwóch na jednego względem bocznego obrońcy „Zielonych”. Użycie trybu przypuszczającego w ostatnich zdaniach jest wymowne, gdyż piłkarze „Kolejorza” bez piłki w licznych fragmentach meczu pozostawali statyczni, a futbolówka pomiędzy nimi krążyła zbyt wolno, by zmusić zawodników Szulczka do opuszczenia swoich stref obronnych.
Warta z kolei w swoich nielicznych atakach stosowała długie podania, które zbierało pięciu najwyżej ustawionych graczy. Do napastnika (Zrelak) i dwóch pomocników (Czyż i Papeau) dołączali wahadłowi (Jan Grzesik i Jakub Kiełb), a pozostała piątka asekurowała działania partnerów pod linią piłki. Liczebność bezpośrednio zaangażowanych w ataki warciarzy pozwalała im na skorzystanie z pełnej szerokości boiska, podczas gdy lechitów w linii obrony było o jednego mniej. W takiej sytuacji między kryjącymi zawodnikami Lecha tworzyły się większe odległości, co Warta wykorzystała w 16. minucie meczu. Akcję oskrzydlił Kiełb, a dwóch napastników oddało strzały z samego pola bramkowego, jednak uderzenia skierowane były wprost w dobrze dysponowanego tego dnia bramkarza Lecha, Filipa Bednarka. Goście w jednym ataku uzyskali największy ułamek wartości 1.19 gola oczekiwanego (xG – expected goals), z którą zakończyli to spotkanie.
„Kolejorz” przeciwdziałał atakom Warty dzięki obniżeniu ustawienia przez Jespera Karlstroma. Szwed schodził pomiędzy bocznego (Pereira) i środkowego obrońcę Lecha (Salamon), dzięki czemu „Zieloni” nie byli już w stanie dograć futbolówki między lechitów i bliżej światła bramki Bednarka.
Niebiesko-biali nie ustawali w kolejnych atakach, jednak musieli zadbać o naruszenie ustawienia przeciwników przed podaniem piłki. Dośrodkowania od środkowych obrońców (Milić) z doskakującymi rywalami miały małe szanse powodzenia, ponieważ dodatkowo zawodziły trajektoria lotu piłki oraz liczebność kolegów i przestrzeń w pobliżu pola karnego. Niejednokrotnie „Kolejorz” posyłał centry w stronę osamotnionego Mikaela Ishaka, wokół którego skupionych było trzech defensorów.
Chorwacki stoper gospodarzy zwracał partnerom uwagę na konieczność wyciągania rywali z ich stref podczas budowy ataków.
Skuteczną broń stanowiły natomiast dośrodkowania za linię obrony Warty po wcześniejszym podaniu do boku lub w tył. W takiej sytuacji podążający za futbolówką gracze w zielonych strojach podwyższali nieco swój blok defensywny, w związku z czym „Kolejorz” mógł dograć piłkę między obrońców a bramkarza w kierunku dalszego słupka. Rywale skupieni na piłce nie kontrolowali ponadto lechity za plecami, kiedy piłkę zagrywano diagonalnie (po skosie).
Efektywnym wariantem rozegrania było również podanie horyzontalne (w poprzek) między graczami znajdującymi się w sektorach „półbocznych”. Pokonanie tej odległości przez piłkę nie zajmuje wiele czasu, ale sprawia, że trójka pomocników zmuszona jest skorygować swoje ustawienie. W ten sposób niebiesko-biali mogli zdobywać przestrzeń do zagrania za linię obrony, a dodatkowy atut stanowiło posiadanie w tych strefach bocznych obrońców, Barry’ego Douglasa i Joela Pereiry, którzy dysponują umiejętnością celnego i ciętego dośrodkowania.
Układ pozycyjny Lecha przypominać mógł odwróconą piramidę i okazał się zasadniczy w kontekście tworzenia szans zamienionych na bramki. Ustawienie w sektorach „półbocznych” – w równym dystansie między środkiem a bokiem boiska – pomagało przejąć piłki odbite od głów obrońców i posłać niebezpieczne podania przed piąty metr, skąd „Kolejorz” zdobył oba swoje gole.
Sytuacja ta przywodzi na myśl słowa trenera Manchesteru City, Pepa Guardioli, wypowiedziane podczas wywiadu dla stacji Sky Sports po zwycięskich derbach miasta na początku listopada:
Wygląda to, jakby zawodnicy się poruszali, ale my przemieszczamy piłkę (…). Wszyscy muszą być na swoich pozycjach. Piłka wędruje tam, gdzie jesteśmy. Mieliśmy dużo kontroli i nie pozwoliliśmy im biegać. To właśnie gra, której potrzebowaliśmy.
Warta, w obliczu chęci odrobienia strat, bardziej zdecydowanie podwyższyła swój blok, przez co Lech korzystał z większych wolnych przestrzeni na połowie „Zielonych”. Podczas własnych ataków pozycję obniżał Karlstrom, dzięki czemu wyciągał wyżej jednego z pomocników gości, a Lech wypracowywał przewagę liczebną w strefie środkowej.
Od tej pory „Zieloni” częściej przeprowadzali własne akcje ofensywne, dlatego niebiesko-biali ustawiali się w średnim pressingu. Korzystali najczęściej z krycia indywidualnego po mocnej stronie („odnosząc się do piłki i dzieląc boisko linią pionową – jest to strona, po której znajduje się zawodnik z piłką oraz najbliżsi jego partnerzy; jest ona często zagęszczana w bronieniu przez przeciwnika, który koncentruje swoje ustawienie wobec piłki” – Narodowy Model Gry PZPN. System 1-3-5-2, Warszawa 2020, s. 65) i po odbiorze piłki wyprowadzali szybkie ataki w stronę bramki Adriana Lisa. W takiej grze „Kolejorz” korzystał z energii nowowprowadzonych na boisko rezerwowych Lecha – Daniego Ramireza, Michała Skórasia, Filipa Marchwińskiego i Artura Sobiecha.
Źródło zdjęcia wyróżniającego: oficjalna strona internetowa Lecha Poznań/fot. Przemek Szyszka